Recenzja

Fred Hersch Trio ‘97 — @Village Vanguard

Obrazek tytułowy

Fred Hersch uznawany jest dziś za jednego z najwybitniejszych pianistów jazzowych. Do roku 1997 bywał już częstym gościem na scenie Village Vanguard, grając w różnych zespołach, między innymi Joego Hendersona, Arta Farmera, Lee Konitza, Rona Cartera czy Ala Fostera. Nigdy nie pojawił się tam jednak jako lider własnego składu, co miało miejsce dopiero w lipcu wspomnianego roku.

Herschowi oferowano wówczas zakontraktowanie dowolnie wybranych partnerów, jednak pianista bez wahania zdecydował się na występ ze swoim ówczesnym triem, z Drew Gressem na kontrabasie oraz Tomem Raineyem na bębnach. Koncerty zarejestrowano i choć przez kolejne dwadzieścia lat pojawiło się kilka płyt firmowanych przez Freda Herscha z nazwą legendarnego klubu w tytule, to dopiero teraz muzyk zdecydował się na opublikowanie nagrań z 1997 roku.

Płyta ma charakter dokumentalnej ciekawostki, ale bez wątpienia stanie się także czymś bardziej znaczącym i będzie cennym składnikiem dyskografii Herscha. Już choćby z tego powodu, że jest pierwszym i jedynym koncertowym albumem tria w tamtym składzie. Także z przyczyn sentymentalnych. Jak wspomina Hersch, fotografia na ścianie Village Vanguard – a tak honoruje się występujących tam artystów – jest dla niego najcenniejszą nagrodą w karierze.

Niespełna godzinny album zawiera osiem nagrań, w tym dwa utwory Herscha, jeden Gressa oraz pięć jazzowych klasyków. Płytę zaczyna energiczny Easy To Love Cole’a Portera, poprzedzający zawsze piękną balladę My Funny Valentine. To dwa najdłuższe utwory na płycie. Standard Rodgersa oraz Andrew John kontrabasisty – oba zaczęte długimi fortepianowymi introdukcjami solo – to jedyne spokojniejsze nagrania w zestawieniu. Evanessence Herscha jest hołdem złożonym wielkiemu Billowi Evansowi. Druga oryginalna kompozycja pianisty, Swamp Thang, zgodnie z tytułem przenosi nas w gęste, z lekka ponure nastroje. Całość wieńczy You Don’t Know What Love Is zagrany w oszałamiającym tempie, ze znakomitym perkusyjnym popisem w finale. Smakowity kąsek dla miłośników wirtuozowskiego mainstreamu.

autor: Krzysztof Komorek

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO