Recenzja

Show Band – Dno przestrzeni

Obrazek tytułowy

Dobrze raz na jakiś czas zajrzeć do archiwum. W zalewie słusznie zapomnianych prób muzycznych można tam – przy dużej porcji szczęścia i samozaparcia – wyłowić prawdziwą perłę. Z takim oto rzadkim, acz niezwykle przyjemnym znaleziskiem mamy właśnie do czynienia. Panie i Panowie, wprost z mroków zapomnienia przybywa do nas zespół Show Band. Materiał z kwietnia 1975 roku nagrany w studiu Polskiego Radia, a wydany w obecnych czasach pod nazwą Dno przestrzeni, to istna funkująca petarda.

Zespołem Show Band brawurowo dowodził Anatol Wojdyna. Ten gitarzysta basowy raz po raz zbierał muzycznych współtowarzyszy i ruszał do Skandynawii, by grać w lokalnych klubach muzykę do tańca i, krótko mówiąc, zarabiać na utrzymanie. Tak czy inaczej, podczas tych wielogodzinnych potańcówek wykluwały się naprawdę ciekawe składy. Jednym z nich jest ten, z którym Wojdyna nagrał Dno przestrzeni. Instrumentami klawiszowymi zajął się Maciej Głuszkiewicz, swego czasu współtwórca legendy polskiego progrocka – zespołu Klan, perkusistą został Jan Mazurek, członek Breakoutu, a na wszelkich perkusjonaliach gościnnie zagrał Aleksander Bem z popularnego niegdyś zespołu Bemibek.

Po tak zacnych instrumentalistach spodziewać się należało naprawdę znakomitej muzyki. Dno przestrzeni przerasta jednak najśmielsze oczekiwania. Już otwierające płytę Plus minus to kawał jazzu o funkowym zacięciu, śmiało nawiązującym do brzmień Isaaca Hayesa czy nagrań wprost z wytwórni Motown. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że basówka Wojdyny brzmi tu jak z najlepszych nagrań ikony muzyki funk – Jamesa Jamersona. Potężny groove tworzony przez sekcję rytmiczną to charakterystyczny rys twórczości zespołu Show Band.

Nie inaczej jest w Dniu białej róży, w którym to swój kunszt i wyobraźnię prezentuje Głuszkiewicz, operując całą paletą brzmień instrumentów klawiszowych. Warto jeszcze wspomnieć o nieco bardziej lirycznej Jesieni i utworze tytułowym, którego pozazdrościć by mogło samo The Temptations. Uwagę zwraca świetna partia skrzypiec stworzona przez Jana Mazurka. Chyba tylko String Beat orkiestry Henryka Debicha (nagrane zresztą w tym samym roku co Dno przestrzeni) równać się może z zespołem Show Band. Wojdynie i kolegom udało się stworzyć dzieło, które emanuje świeżością, zachwyca i przenosi nas w magiczny świat muzyki funk – niedalekiej krewnej jazzu. Czapki z głów przed zespołem Show Band!

autor: Jędrzej Janicki

tekst ukazał się w JazzPRESS 07/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO