Recenzja

Ulyánica – Viasna

Obrazek tytułowy

Kiedy przewracam kartki kalendarza, zawsze staram się jak najszybciej ominąć jesienne miesiące – dni przywołujące melancholijne barwy szarości, wielkie kałuże i osamotnione konary drzew, z których właśnie opadły ostatnie liście. W chwilach tej trywialnej i niczym nieuzasadnionej zadumy sięgam po płytę Viasna, która zabiera mnie na chwilę do krainy poleskich krajobrazów namalowanych pędzlem muzyki jazzowej i ludowej.

Ulyánica to nie tylko nazwa zespołu, lecz także postać z białoruskiego folkloru. Dziewczynka, która z namiętnością obserwuje otaczającą ją przyrodę, malowniczą krainę piękna i szczęśliwości, swoistą arkadię. Tak, przypominam sobie. To ja sprzed kilkunastu lat. I teraz gdzieś rozpływam się w tych pejzażowych, pełnych prawdy i szczerości, poleskich dźwiękach.

Przemierzając całą płytę rozpoczynam od brzasku po Nocy Kupały. Zanurzam się w świecie magii i legend. Muzyki silnej i kontrastowej, zadającej proste pytania i oczekującej emocjonalnych odpowiedzi. Kolejne utwory uspokajają moją zbłąkaną duszę, która na nowo hasa wśród rustykalnych krajobrazów, ciemnych lasów i jasnych wypełnionych wiosennymi kwiatami łąk. Pośród nich znajduje się także mała rzeczka (Mała Reczańka), nieopodal której dialog prowadzą między sobą białoruskie dudy i skrzypce. Biegnę gdzieś w dal za skowroneczkami, które zdążyły wrócić już po mroźnej zimie do domu. Nagle pojawia się i piękna Viasna – pełna kolorów i radości.

Tę błogość przerywa jednak melodia, dzięki której na nowo powracam do Kupały, a następnie wędruję nad rzekę, gdzie zostawiam swoje zmartwienia, a nurt zabiera je ze sobą. Kolejny poranek rozpoczyna się od pobudki Jurja – pana ziemi. Kalia lesu rozciąga nad sobą sentymentalne powroty do spacerów wśród brzasku wschodzącego słońca i porannej rosy. Na sam koniec pojawia się Rajok, który swoją metamorfozą zabiera mnie ze świata liryki i magii, przenosząc do bujanego fotela, na którym jak się okazało siedzę od kilkudziesięciu minut z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w dźwięki Viasny.

W nastrojach melancholijnej jesieni odnajdujemy nowy, wiosenny krążek zespołu Ulyánica z pogranicza muzyki jazzowej i ludowej. Ten eklektyzm zachęca słuchacza do wewnętrznego przebudzenia i przemiany. Warto zauważyć, że kwintet jest laureatem nagrody specjalnej na festiwalu Jazz Wolności 2016 w Sopocie i faworytem Michała Urbaniaka. Wśród typowo jazzowego instrumentarium (na trąbce Patryk Rynkiewicz, na perkusji Adam Zagórski, na kontrabasie Roman Chraniuk, a przy fortepianie Tomasz Sołtys), znajduje się miejsce na dudy (gościnnie Vital Voranau), a także skrzypce i biały głos wokalistki Ulyany Hedzik – założycielki zespołu.

Oczywiście jest tu miejsce na małe błędy i niedociągnięcia. Jednak taki jest folklor – piękny w swoich niedoskonałościach. Jest też miejsce na jazz. Słyszymy rozbudowane sola jazzmanów, jak i prostą strukturę melodii ludowych. Właśnie to co piękne, dzieje się najczęściej tu i teraz. Ta prostota melodii i harmonia uwydatnia w słuchaczu chęć retrospekcji. Ulyánica to zespół, którego muzyka odkrywa piękno naszej duszy i rozszerza muzyczne horyzonty, pełna swobody i spontaniczności. Jazzowa improwizacja przeplata się tu z radością, tęsknotą i liryzmem muzyki ludowej Polesia, sprawiając że krainę tę chce się zwiedzać wciąż na nowo.

autor: Katarzyna Nowicka

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2017

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO