Słowo

Gitarę trzeba czuć - Michael Langer z „Guitar & Passion”

Obrazek tytułowy

Michael Langer z „Guitar & Passion” na Wrocławskim Festiwalu Gitarowym. Klubokawiarnia Mleczarnia 25 listopada gościła w swych kameralnych progach gitarzystów z Austrii. Michael Langer z Sabine Ramusch dali popis doskonałego połączenia muzyki klasycznej z jazzową improwizacją. Skłonna jestem podejrzewać, że Strauss – klasyk wiedeński – grałby swoje kompozycje tak, jak Michael Langer z Sabine Ramusch (jego narodowi i uczuciowi pobratymcy), gdyby grał je na gitarze. To była popisowa improwizacja klasyki z Wiednia.

To się robi nudne. Pisać wciąż, że jest dobrze, a nawet lepiej, że goście 14.Wrocławskiego Festiwalu Gitarowego zachwycają, ujmują, wzruszają... z tym trzeba pójść do dyrektora artystycznego – Krzysztofa Pełecha. To on jest odpowiedzialny za wysoki poziom zadowolenia publiczności.

Więc dziś przewrotnie - to, co usłyszałam na Włodkowica było nieprecyzyjne, czasem nieczyste - ale dałabym dużo, żeby móc usłyszeć i przeżyć to jeszcze raz (mogłabym użyć jeszcze kilka razy zaimka „to” nawet kosztem posądzenia o infantylizm). Nieścisłości wykonania były wyśmienitą improwizacją Michaela Langera, który jak sam powiedział - musi czuć gitarę (może, dlatego właśnie zamienił kiedyś gitarę elektryczną na klasyczną, której drgania można wyczuć). Niedoskonałości brzmienia gitar w pomieszczeniu o tak zmiennych warunkach klimatycznych były zupełnie naturalnym zachowaniem reagującego na wilgoć i temperaturę wyselekcjonowanego drewna, którego lutnik użył do budowy gitary. Poza tym jeszcze nowe struny, które lubią zmieniać strój. Ale przecież nie strój zdobi gitarę, ale wykonanie. Nieczystość dźwięku była niwelowana przez artystów, często jeszcze podczas wykonywania utworu bez uszczerbku dla kompozycji. To niepowtarzalna wartość przeżywania muzyki na żywo, a nie „doskonałego” nagrania. W piątkowy wieczór mieliśmy okazję słuchać Sabine Ramusch, która tkała precyzyjną strukturę jasnych dźwięków, zaś Michael Langer dodawał im siły ekspresji i pulsu. Wyszło jak zwykle – znakomicie, czyli nudna rzeczywistość festiwalu gitarowego.

Dorota Olearczyk
Zdjęcia Julian Olearczyk

altalt

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO