Słowo Wspomnienia

John Mayall (1933-2024): Legenda brytyjskiego bluesa

Obrazek tytułowy

Spektakularny multiinstrumentalista, wokalista, tekściarz i lider zespołów, których znaczenia w brytyjskim bluesie czy rocku (i nie tylko) nie sposób przecenić– John Mayall zmarł 22 lipca w wielu 90 lat. To on przez wiele lat był wyrocznią i głównym punktem odniesienia dla brytyjskiej sceny,a jego zespół The Bluesbreakers odegrał rolę niezbędnego ogniwa łączącego „starego” bluesa z rockiem i innymi gatunkami lat 60. i późniejszych dekad.

W 1963 roku pełen pasji do elektrycznego chicagowskiego bluesa, po latach nieformalnej nauki w rodzinnym Manchesterze Mayall przeprowadził się do Londynu, gdzie powołał do życia grupę Bluesbreakers grającą bardzo rytmicznego bluesa, wzmocnionego odważnymi solówkami, wyrazistym brzmieniem i instrumentami dętymi. W 1966 roku ukazał się album Mayalla i jego grupy z gościnnym udziałem byłego już wówczas gitarzysty The Yardbirds Erica Claptona. Album ten na stałe zdefiniował gatunek grany przez białych muzyków europejskich i był kwintesencją blues-rocka, który wkrótce stał się jednym z najsilniejszych nurtów brytyjskiej muzyki rockowej. Brzmienie Mayalla opierało się na bluesie pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych, ale miało bardzo brytyjskie brzmienie, z ukłonami w stronę ówczesnego popu, co stało się charakterystyczne już od pierwszychnagrań muzyka. Jego głos i styl śpiewania też był inny niż amerykańskich bluesmanów. Sam Mayall powiedział, że jego głos jest bardzo „biały” i że nigdy nie zamierzał naśladować wspaniałych głosów afroamerykańskich.

W 1969 roku Mayall nagrał najlepszy według mnie The Turning Point – akustyczny album z jazzowym saksofonem, arabskim fletem, bez perkusji, za to z jakim basem! Oryginalne kompozycje oscylują tu między wyrafinowaniem jazzu a swobodą bluesa. Płyta The Turning Point odniosła spory sukces komercyjny, zdobywając uznanie zarówno wśród fanów, jak i krytyków, a jej akustyczne brzmienie oraz wyjątkowe kompozycje przyczyniły się do zyskania statusu płyty kultowej. Następna pozycja w dyskografii Jazz Blues Fusion miała być naturalnym przedłużeniem i ulepszeniem tej nowej koncepcji. Płyta, choć również doceniana, nie zdobyła jednak tak dużej popularności jak poprzednia.

W kolejnych latach Mayall wydał wiele albumów i nadal był niezwykle zajętym i dość popularnym artystą koncertowym, ale jego twórczość po 1970 roku generalnie nie dorównuje jakością tej z lat 60. „Przez lata 70. podczas większości moich występów grałem pijany” – przyznał Mayall w wywiadzie dla magazynu DownBeat w 1990 roku. W 1982 roku próbował reanimować Bluesbreakers, ale to już nie było to samo. W 2008 roku lider ogłosił, że na stałe rezygnuje z tej nazwy zespołu, a w 2013 roku oficjalnie zaczął prowadzić John Mayall Band.

Oprócz swojej twórczości Mayall zasłynął z tego, że był świetnym łowcą talentów. Sprawiał, że ci, którzy przeszli przez jego zespół, stawali się lepsi, bo zawsze oferował im sprzyjające środowisko do rozwoju, bez oglądania się na własne korzyści. Kiedy w Londynie pojawiły się graffiti krzyczące: „Clapton jest bogiem”, Clapton grał właśnie w składzie Mayalla. Zaraz potem Clapton opuścił Bluesbreakers, bez oglądania się dwa razy za siebie. Peter Green nie tylko opuścił zespół, ale zabrał ze sobą innego kluczowego członka, basistę Johna McVie’a, i jednego z perkusistów, którzy pracowali przy sesjach Bluesbreakers, Micka Fleetwooda. Micka Taylora zaś sam Mayall polecił Stonesom.

Clapton, udzielając wywiadu dla BBC w dokumencie o Mayallu z 2003 roku, wyznał: „W pewnym stopniu wykorzystałem jego gościnność, wykorzystałem jego zespół i jego reputację, aby rozpocząć własną karierę”. Wielu muzyków potwierdzało, że granie z Mayallem było czymś wyjątkowym. Walter Trout (jeden z członków Bluesbreakers) powiedział dla magazynu Variety: „Możesz grać z B.B. Kingiem lub Buddym Guyem, ale przez całą noc będą to tylko akordy. Mayall cię wystawia. Możesz z nim grać solówki, po każdej piosence wykrzykuje twoje imię, prowadzi cię na przód sceny i pozwala ci śpiewać. Stwarza dla ciebie miejsce”.

Nie ma wątpliwości, że uwielbienie Mayalla dla bluesa było szczere i bez cienia cynizmu. Kiedy dziennikarz zapytał go o jego niezachwianą wierność bluesowi, muzyce, która przeniosła go z biednych przedmieść Manchesteru na sceny koncertowe na całym świecie, Mayall odpowiedział: „Nie ma nic innego, co mógłbym grać”. Gdy Mayall zaczął przybliżać twórczość Otisa Rusha, Muddy'ego Watersa, Johna Lee Hookera i Elmore'a Jamesa europejskiej młodzieży żądnej nowej muzyki, te bluesowe legendy zaczęły zyskiwać popularność i zyskiwać miano ikon kulturowych. Nie tylko w Anglii i Europie, ale nawet w ich ojczystej Ameryce, która do tej pory ich nie doceniała.

John Mayall zostawił po sobie imponujący dorobek, na stałe zostawiający ślad w nowoczesnym bluesie. Był jednym z tych, którzy próbowali, choć nieregularnie, łączyć blues z rockiem i jazzem. Chociaż nigdy nie osiągnął ogromnego sukcesu komercyjnego, jego zaangażowanie i miłość do bluesa przyniosły mu miano ojca chrzestnego brytyjskiego bluesa.

Linda Jakubowska

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO