fot. Jarek Wierzbicki
Wyrzucony ze szkoły muzycznej za niepoprawne zachowanie i jazzowe aspiracje parę lat później zdobywa stypendium w prestiżowym Berklee College of Music oraz kończy Akademię Muzyczną w Katowicach z wyróżnieniem. Od roku 2009 jest związany z prestiżowym wydawnictwem ACT. Koncertuje na całym świecie, współpracując m.in. z Iro Rantalą, Yarnem Hermanem, Helge Lien Trio, Larsem Danielssonem, Leszkiem Możdżerem czy NDR Big Band. Jest laureatem praktycznie wszystkich najważniejszych konkursów jazzowych w Polsce. Pod koniec marca ukaże się jego kolejna płyta Sacrum Profanum. „Chluba polskiej wiolinistyki. Muzyk kompletny, którego muzyczna dojrzałość i poziom gry są odwrotnie proporcjonalne do wieku”. - tak o Adamie Bałdychu pisze Mery Zimny we wstępie do wywiadu z października 2017 roku.
(Opisy albumów: Redakcja)
1. Brad Mehldau - Day is Done (2005)
Od wydania tego albumu minęło 14 lat. Trio, które wtedy powstało, uważane jest dziś za jedno z najważniejszych we współczesnym jazzie - Brad Mehldau (fortepian), Larry Grenadier (bas), Jeff Ballard (perkusja). W 2005 roku, po dekadzie wspólnego grania, perkusistę Jorge Rossy’ego zastąpił znany ze współpracy z Chickem Corea świetny Jeff Ballard. Na Day is Done grupowej improwizacji poddali panowie sporo repertuaru popularnego. Na płycie znalazły się między innymi jazzowe wersje utworów Radiohead (Knives Out), Paula Simona (50 Ways To Leave Your Lover) oraz dwie kompozycje Johna Lennona i Paula McCartneya (She's Leaving Home, Martha My Dear). „W porównaniu z innymi moimi płytami nagranymi w trio, ta jest dość wysokooktanowa, z kilkoma chwilami wytchnienia tu i tam”. - twierdzi Mehldau.
2. Jim Beard - Advocate (1999)
Advocate to czwarty album w skromnej dyskografii autorskiej pianisty Jima Bearda. Jednak od połowy lat 80. Beard jako sideman koncertował po całym świecie z największymi w muzyce Fusion, w tym ze Steely Dan, Patem Methenym, Johnem McLaughlinem i Wayne’em Shorterem. Poza tym nagrywał z artystami z bardzo szerokiej gamy stylów muzycznych. Od Dizzy Gillespie po braci Brecker przez Dianne Reeves i Meshell Ndegeocello po Toninho Horta i Steve’a Vaia. Przede wszystkim zasiadał w fotelu producenta w projektach artystów tej miary co: Chick Corea, Al Jarreau, Medeski Martin & Wood, Bill Frisell, Marcus Miller, Richard Bona i Esperanza Spalding. O swoim albumie Advocate mówił japońskiemu dziennikarzowi: Staram się propagować muzyczną przygodę opartą na połączenie grania elektro z akustycznym.
3. Keith Jarrett - Köln Concert (1975)
Koncert zarejestrowany w Kolonii stał się najlepiej sprzedającym się albumem fortepianowym wszech czasów oraz najlepiej sprzedającym się solowym albumem w historii jazzu. W 1975 roku takie wydarzenie zorganizowane w operze było czymś niezwykłym, szczególnie że 1400 widzów od pierwszej do ostatniej minuty słuchało improwizacji. Było to także przełomowe nagranie dla Keitha Jarretta, choć jego nazwisko i pozycja były już ugruntowane w zespołach Arta Blacky'ego, Charlesa Lloyda czy Milesa Davisa. Na marginesie, koncert zorganizowała promotorka Vera Brandes, która miała wówczas … 17 lat.
4. Pat Metheny Group - The Road to You (1993) (2006)
Na początku lat 90. Pat Metheny miał już potwierdzony status mega gwiazdy. Jego trasy koncerty przypominały przedsięwzięcia rockowych super bandów. W przeciwieństwie do większości zazwyczaj skromnych muzyków jazzowych podróżował z ogromną ilością sprzętu, z całym backlinem (instrumenty, wzmacniacze, przystawki itp.) i grał w olbrzymich salach lub na stadionach wręcz. Album The Road to You to drugie koncertowe wydawnictwo Pat Metheny Group. Płyta zdobyła w 1994 roku nagrodę Grammy w kategorii Best Contemporary Jazz Album. Znalazło się na niej 10 utworów wykonanych na koncertach we włoskich i francuskich miastach: Bari, Pescarze, Jesi, Neapolu, Marsylii, Paryżu i Besançon oraz dodatkowo jeden utwór studyjny. W Polsce mamy grono fanatycznych wielbicieli brzmienia tego genialnego gitarzysty i kompozytora. Na świetnie zremasterowanym albumie doskonale usłyszymy te charakterystyczne przetworzenia gitarowe i przestrzeń dźwiękową, którą pięknie wypełnia sześciu muzyków towarzyszących liderowi.
5. Herbie Hancock - The New Standards (1996)
Ten album to w zasadzie muzyczny samograj, choć kiedy ukazał się w 1996 roku, czyli dokładnie 20 lat temu, był całkiem sporą sensacją. Herbie Hancock, muzyk, który w swojej bogatej karierze spróbował właściwie wszystkiego, może z wyjątkiem muzyki operowej (chyba że coś przegapiłem…), postanowił jednak zrobić coś nietypowego. Zostawił na chwilę innym zajmowanie się kolejnymi interpretacjami jazzowych przebojów. Postanowił udowodnić, że tak jak kiedyś popularne piosenki z niekoniecznie najlepszej klasy amerykańskich przedstawień teatralnych i filmów stawały się wielkimi przebojami w rękach jazzmanów, tak w każdym czasie utalentowani muzycy mogą posłużyć się aktualnymi popowymi przebojami i przerobić je na fantastyczne jazzowe melodie. Oczywiście nie da się tego zrobić z dowolną kompozycją, ale nawet wśród banalnych piosenek daje się znaleźć jazzowe klasyki.
fragment recenzji Rafała Garszczyńskiego (cały tekst)