Wywiad

Ryszard Wojciul: Walcząc o prawa muzyków

Obrazek tytułowy

Fot. archiwum prywatne

W trudnej sytuacji, w jakiej w wyniku pandemii znaleźli się szczególnie muzycy utrzymujący się wyłącznie ze swoich koncertów i płyt, potrzebne są zorganizowane działania przedstawicieli ich branży. Co robi w ich imieniu Związek Zawodowy Muzyków Rzeczypospolitej Polskiej? Jakie rozwiązania mogłyby ewidentnie pomóc polskim muzykom? Odpowiada wybrany w czerwcu ponownie do władz związku jego wiceprzewodniczący Ryszard Wojciul – producent, wydawca, manager, autor jazzowych audycji w Radiu Tok FM i lider The Intuition Orchestry.

Piotr Wickowski: Muzycy są jedną z grup zawodowych, które najbardziej ucierpiały w wyniku pandemii koronawirusa. Tymczasem mówi się o tym niewiele, a jeśli już do mediów przedostają się głosy o waszej trudnej sytuacji, to od razu są „zakrzykiwane” przez hejterów. Jak myślisz, skąd to się bierze?

Ryszard Wojciul: Tym pytaniem dotknąłeś niezwykle trudnej i bolesnej sprawy, jaką jest fałszywy obraz naszej branży i naszego środowiska w oczach opinii publicznej. Na budowanie fałszywego obrazu życia muzyków wpływają historie z życia gwiazd publikowane w magazynach i portalach plotkarskich. W świadomości społecznej muzyk to ktoś, kto jest bogaty i wiedzie bezstresowe życie, opływając w luksusy. Tak niestety myśli ulica.

Nałożyły się na to jeszcze działania lobbystyczne organizacji takich jak ZIPSEE Cyfrowa Polska, reprezentująca Samsunga, LG, Panasonic i inne firmy od lat bardzo skutecznie blokujące pełne wprowadzenie w Polsce zapisów Dyrektywy Europejskiej 2001/29/WE z 2001 roku. Przeciętny Polak łatwo ulega manipulacjom lobbystów. Słyszy, że ktoś chce opodatkować jego ulubione urządzenie – smartfon, że obrzydliwy ZAiKS chce mu wyciągnąć z kieszeni ogromne pieniądze, że ceny wzrosną przez to drastycznie, że artyści domagają się jakichś wymyślonych przez siebie lub ZAiKS opłat. Wszystkie te informacje, sprytnie dystrybuowane przez lobbystów gigantów technologicznych, powodują, że Polacy czują się zagrożeni i zaczynają występować przeciwko polskim artystom, paradoksalnie broniąc zagranicznych koncernów i umożliwiając im generowanie większych zysków.

Czy zadaniem Związku Zawodowego Muzyków RP nie powinno być w tej sytuacji poprawienie społecznego statusu zawodu muzyka?

Oczywiście – celem i zadaniem Związku Zawodowego Muzyków RP jest poprawienie społecznego statusu zawodu muzyka.

Przypomnijmy historię związku – kiedy powstał, ile osób zrzesza?

Pierwsze przymiarki do powołania Związku Zawodowego Muzyków miały miejsce jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych. Odbyło się kilka spotkań, Teleekspress podał nawet numer mojego prywatnego telefonu jako kontaktowy do Związku, w wyniku czego przez tydzień mój telefon dzwonił nieustannie. Jednakże wówczas sprawa upadła, bo po zmianie ustroju nastąpił wielki rozkwit branży muzycznej i nikt wtedy nie myślał o związku. Temat powrócił w roku 2012. Powstała grupa inicjatywna, w której składzie znaleźli się na początku Wojtek Konikiewicz, Tomek Lipiński, Piotr Dubiel i ja. W roku 2013 odbyły się pierwsze spotkania, praca nad budowaniem programu. Doprowadziło to do złożenia do sądu wniosku o rejestrację związku.

Rozpoczęła się wówczas prawdziwa batalia sądowa, bowiem początkowo odmówiono nam rejestracji, bowiem sąd uznał, mówiąc w uproszczeniu, że osoby niezatrudnione w konkretnym zakładzie pracy nie mogą założyć związku zawodowego. Decydujące rozstrzygnięcie w sprawie wydał w roku 2015 Trybunał Konstytucyjny, potwierdzając nasze prawo do zrzeszenia się w związku zawodowym. Ostatecznie 20 czerwca 2016 roku Związek Zawodowy Muzyków RP zarejestrowano. Pierwszym przewodniczącym został Wojtek Konikiewicz.

W pierwszych czterech latach koncepcja działania związku polegała na prowadzeniu z władzami oraz mediami szeregu rozmów, które miały spowodować wprowadzenie korzystnych dla środowiska rozwiązań prawnych. Przedstawiciele związku uczestniczyli w posiedzeniach sejmu, spotykali się z zarządami radia i TV, brali udział w różnych konferencjach i organizowali własne. Tak upłynęły pierwsze cztery lata. Wybuch epidemii, totalny lockdown naszej branży spowodowały zmianę strategii działania. Zbiegło się to także z upływem kadencji zarządu związku, walnym zebraniem i, co za tym idzie, zmianą władz. Nową przewodniczącą została Wanda Kwietniewska. Trudne czasy wymagają zdecydowanych działań. Postanowiliśmy więc rozpocząć jak najszerszy nabór do związku. Chcemy, aby organizacja stała się masowa, bo to da nam siłę w walce o nasze prawa.

fot_Paweł_Kula.jpg Fot. Paweł Kula

Wśród celów, które postawił przed sobą związek, na pierwszym miejscu jest „Wprowadzenie ubezpieczeń zdrowotnych, emerytalnych i innych świadczeń socjalnych adekwatnych do specyfiki zawodu artysty muzyka”. Jak chcecie to osiągnąć, czy jest na to w ogóle realna szansa?

Osiągnąć to można tylko, wywierając nacisk na władze oraz pokazując konkretne rozwiązania. Dziś mamy taką sytuację, że większość osób uprawiających zawód muzyka nie jest nigdzie zatrudniona, a uzyskiwane dochody są tak niewielkie, że tylko nielicznych stać na płacenie składki ZUS. Uważamy, że system ubezpieczeń powinien być „skrojony na miarę” specyfiki zawodu muzyka. Nie byłby to wyjątek – w końcu rolnicy mają swój KRUS. Czy jest na to realna szansa? Jest – pod warunkiem, że będziemy silną reprezentacją naszego środowiska.

Z drugiej strony walczycie ostatnio o to, aby łódzki ZUS (a co za tym idzie, także kolejne oddziały zakładu powołujące się na ten przypadek) nie kwestionował umów o dzieło Filharmonii Łódzkiej. Możesz wyjaśnić, o co chodzi w tej sprawie i na jakim jest etapie?

Sprawa wiąże się z kontrolą ZUS-u w Filharmonii Łódzkiej. Zakwestionowane zostały umowy o dzieło muzyków. ZUS stwierdził: „muzyk jest artystą, ale już nie jest twórcą”, co miało dać asumpt ZUS-owi do zamiany umowy o dzieło na umowę zlecenia. Sprawa ma znaleźć swój finał w sądzie. Strony czekają na termin pierwszej rozprawy. Sprawa jest dla nas bulwersująca i niestety skutkuje usztywnianiem stanowiska wielu księgowości w instytucjach kultury, które bojąc się kłopotów z ZUS-em, coraz częściej odmawiają podpisywania z artystami umów o dzieło. Urzędnikowi nie sposób wytłumaczyć, że nawet wykonanie utworu z nut nie jest czystą czynnością mechaniczną tylko wymaga wkładu twórczego.

Winę za ten brak zrozumienia, czym jest wykonawstwo muzyczne, ponosi zapewne brak edukacji muzycznej na podstawowym poziomie, ale w dużej mierze – tak mi się wydaje – zła wola, a może lepiej powiedzieć – poszukiwanie przez ZUS pieniędzy za wszelką cenę.

Sprawa łódzka to przykład na to, jak pilnie potrzebne jest w Polsce uporządkowanie prawa w zakresie ubezpieczeń społecznych artystów. Nasze działania mają za cel prezentację problemu i wymuszenie reakcji polityków odpowiedzialnych za kulturę, by wreszcie zauważyli nieadekwatność systemu prawnego z ambicjami ZUS-u, który „robi swoje za wszelką cenę”.

W opracowaniu na temat sytuacji muzyków w czasie obowiązkowej izolacji i zakazu występów estradowych, który opublikowaliśmy w kwietniowym JazzPRESSie (4/2020), znalazła się wypowiedź Mateusza Smoczyńskiego, który ubolewał, że środowisko muzyków dotychczas nie stworzyło organizacji dbającej o jego interesy, zwłaszcza w trudnych czasach. Padła propozycja, by organizacja taka pobierała jakiś procent z umów śmieciowych muzyków, a w sytuacji kryzysowej wypłacała im pensje. Co sądzisz o takim pomyśle? Czy ZZMRP podjąłby się takiego zadania?

Nie znam tego pomysłu, ale Związek Zawodowy Muzyków RP nie jest na pewno organizacją, która może wypłacać muzykom pensje. Może być skuteczny w walce o tworzenie korzystnych dla naszego środowiska rozwiązań prawnych, jest miejscem, gdzie mogą rodzić się różne inicjatywy, powstawać projekty, które wpływać będą na realną pomoc dla środowiska muzycznego. Każdy, kto uważa, że ma pomysły, które warto przeanalizować, przemyśleć, jest w naszym gronie mile widziany. Zapraszam więc Mateusza, żeby nam swój pomysł zreferował.

Związek deklaruje, że będzie walczył o wprowadzenie opłaty za koncerty zagranicznych artystów występujących w Polsce, uiszczanej przez organizatorów na rzecz polskich muzyków. Nie obawiacie się, że może to odstraszyć na przykład publiczność festiwalową, na którą pewnie przerzucone zostaną te koszty i w efekcie zaszkodzić polskim muzykom występującym obok zagranicznych gwiazd?

Zacznę może od tego, że nie mielibyśmy się czego obawiać, gdyby władze komunistyczne w roku 1949 nie zlikwidowały Związku Zawodowego Muzyków Rzeczpospolitej Polskiej. Gdyby Związek kontynuował swoją działalność, prawdopodobnie miałby dziś siłę Związków Zawodowych Muzyków w USA czy w UK, które chronią swój rynek. Nikt się jakoś nie dziwi, że nie tak łatwo jest pojechać do USA i zagrać koncert, nikt się nie dziwi, że jak już formalnie uda ci się taki koncert zagrać, to stosowną rekompensatę dostaje muzyk amerykański, któremu twój koncert „zabrał” możliwość zarobienia. Czy Polscy muzyce są inni niż amerykańscy czy brytyjscy?

Chciałbym przypomnieć tu ważny dla naszego związku epizod z roku 2014, kiedy to bardzo mocno zaprotestowaliśmy przeciwko pomysłowi wysuniętemu przez Kancelarię Prezydenta, która chciała uczcić 25-lecie wyborów wielkim koncertem Rolling Stonesów. Hejt poszedł na nas straszny, ale nie chodziło przecież o to, że my nie lubimy Stonesów. My zaprotestowaliśmy przeciwko temu, że pieniądze z polskiego budżetu, które są przeznaczone na kulturę, nie zasilą polskiego krwioobiegu kultury, tylko wypłyną za granicę. Nie jesteśmy oczywiście przeciwko koncertom w Polsce artystów zagranicznych. Długo czekaliśmy na to, żeby pod tym względem stać się krajem normalnym, ale ta normalność musi mieć też tę drugą stronę. Musimy chronić nasze miejsca pracy, musimy chronić naszych artystów i stwarzać warunki, by tworzyli sztukę na najwyższym poziomie, ale żeby to się stało, musi byś spełniony podstawowy warunek – godziwe wynagrodzenie, i o to będziemy walczyć ze wszystkich sił. Mamy nadzieję, że polscy odbiorcy kultury to zaakceptują i wierzę, że ci, którzy nie patrzą na świat muzyki oczami czytelnika kolorowych pisemek, dobrze to rozumieją.

fot_Paweł_Kwiecień.JPG Fot. Paweł Kwiecień

Z jakim odzewem spotkał się apel władz ZZMRP do polskich władz o poszerzenie listy tak zwanych czystych nośników, między innymi o smartfony, komputery i inne nowoczesne urządzenia, co skutkowałoby rekompensatami dla muzyków z ich sprzedaży? Czy jest realna szansa na doprowadzenie tej sprawy do pomyślnego finału?

Opłata reprograficzna, zwana potocznie opłatą od „czystych nośników”, zaczęła być stosowana w krajach europejskich od 1965 roku, a w Polsce od roku 1994. Płacą ją producenci i importerzy sprzętu umożliwiającego kopiowanie muzyki, treści audiowizualnych, literackich czy naukowych. To rekompensata, a nie podatek, wypłacana za kopiowanie tych materiałów na określony prawem autorskim „użytek prywatny”.

Polskie prawo stanowi, że uprawnieni twórcy, artyści wykonawcy, producenci i wydawcy muszą otrzymać rekompensatę za zmniejszenie zysków z powodu niekontrolowanego powielania ich twórczości. Dyrektywa Europejska 2001/29/WE z 2001 roku jasno określa te prawa i rekompensata za „czyste nośniki” jest wypłacana uprawnionym w UE. W Polsce podstawą prawną jest art. 20 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Trudno w tym kontekście mówić o świeżości tego pomysłu, a jedynym nowym elementem jest uaktualnienie listy urządzeń, o które walka trwa już od ponad siedmiu lat. Opłata reprograficzna nie jest też tylko domeną ZAiKS-u. Od 1994 roku jest cały czas inkasowana przez różne organizacje reprezentujące artystów, takie jak ZPAV, SFP, ZASP, SAWP, STOART, KOPIPOL, ZPAF, ZPAP, STL. Opłacają ją producenci i importerzy urządzeń – a nie użytkownicy. Gdyby, tak jak chcą lobbyści, był to podatek, byłby pobierany przez Skarb Państwa jako obowiązkowa danina, a nie należność za coś. Niestety lobbyści, o których mówiłem wcześniej, straszą podatkiem, chcąc antagonizować społeczeństwo i zyskać poparcie mas. Oczywiście walka toczy się o niebagatelne pieniądze i stąd lobbyści nie przebierają w środkach, żeby te kwoty pozostały na kontach bankowych producentów i importerów.

O jakich pieniądzach mowa?

Wysokość opłaty reprograficznej po aktualizacji listy „czystych nośników” to około 300 mln złotych rocznie. Tyle będą płacić określeni ustawą producenci i importerzy urządzeń. Dzięki działaniom lobbystów od 2013 roku producenci i importerzy zaoszczędzili w ten sposób już przynajmniej 2 mld złotych. To ogromne sumy. Stąd wzmożona aktywność medialna lobbystów i zmasowane akcje przeciwko opłacie reprograficznej.

Walka trwa. Ministerstwo Kultury ma różne pomysły. Mówi się o ustawie o statusie twórcy, zgodnie jej z projektem ma powstać nowa instytucja finansowana częściowo z pieniędzy za „czyste nośniki”. Naszym zdaniem to pomysł chybiony, bo koncentruje się na powołaniu nowej, zbiurokratyzowanej struktury, która te pieniądze po prostu przeje, a poza tym według naszych ekspertyz proponowane rozwiązanie jest niezgodne z konstytucją i prawem unijnym.

Liczymy, że w dzisiejszej sytuacji, gdy covidowy lockdown zabrał naszemu środowisku gigantyczne środki i postawił wielu z nas przed dramatyczną decyzją o zmianie zawodu, polski rząd przestanie chronić zagraniczne koncerny, a realnie zatroszczy się o polskich artystów, tym bardziej że walczymy nie o pieniądze z budżetu, a z kieszeni potężnych i bogatych koncernów.

Na koniec o czymś zupełnie innym. Czy trudno jest pogodzić działania muzyka, producenta, wydawcy, dziennikarza muzycznego i działacza związkowego? Skąd znajdujesz na to wszystko czas?

Mam to szczęście, że gdy zajmuję się muzyką, to jednocześnie realizuję swoją życiową pasję. Gdy wybieram muzykę do mojej kolejnej audycji radiowej albo nagrywam wywiad, to nie traktuje tego jak przykrego obowiązku, no bo czy słuchanie muzyki albo rozmowa o niej jest pracą czy przyjemnością? Podobnie jest, gdy sam gram albo produkuję muzykę. Mam szczęście współpracować ze znakomitymi artystami.

Co masz obecnie na warsztacie muzycznym?

Skończyłem właśnie nagrywać partie elektroniczne do najnowszej płyty Marii Pomianowskiej, 20 września nagrywamy nową płytę mojej The Intuition Orchestry z udziałem znakomitych gości ze świata muzyki klasycznej, jazzowej i sceny world music. Mam nadzieję, że wszyscy dojadą, na razie swój udział w nagraniach potwierdziły legendy – Olga Szwajgier, Maria Pomianowska, Justyna Raubo, Krzysztof Knittel, Krzysztof Majchrzak i Wojciech Błażejczyk.

W październiku produkuję nagrania na nową płytę Niki Lubowicz w super gwiazdorskiej obsadzie… Tak że jak widzisz, dzieje się dużo. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że te działania przynoszą coraz mniej pieniędzy, więc zarabiam głównie działając w sferze PR-u. Tu jeśli udaje mi się działać w sferze muzyki, element pasji występuje również, natomiast główne źródło, które dostarcza mi środków na płacenie rachunków, jest w sferze od sztuki bardzo dalekiej. A bycie działaczem związkowym? To zaszczyt i honor być ponownie wybranym przez kolegów do reprezentowania naszych interesów, ale i obowiązek, aby temu zaufaniu sprostać.

Rozmawiał Piotr Wickowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO