Felieton Słowo

My Favorite Things (or quite the opposite…): Wyobraź sobie muzyka…

Obrazek tytułowy

Urodził się w 1932 roku, jako dziecko ojca pochodzącego z Afryki Zachodniej i matki Żydówki z New Rochelle w stanie Nowy Jork. Dzieciństwo spędzone w stolicy Mali – Bamako i nastoletni okres w Chicago ukształtowały jego muzyczną wrażliwość. Jego biografia obfituje w barwne wydarzenia, jak chociażby walka na pięści ze słynnym bluesmanem Little Walterem po oskarżeniu o kopiowanie stylu mistrza czy pogłoski o udziale w napadzie na bank. Gdy w latach pięćdziesiątych XX wieku świat usłyszał o jego muzyce, okazało się, że większy rozgłos niż w Stanach zyskał dzięki bootlegowemu wydawnictwu w Nigerii. Nigdy nie stał się popularny, ale bez wątpienia został muzykiem kultowym. Podobno jego muzyka była jedyną, jakiej słuchał Jackson Pollock podczas malowania swoich obrazów. Twórczy okres muzyka nie trwał długo. W 1970 roku oświadczył, że został porwany przez kosmitów, i to doświadczenie zaważyło na jego dalszych losach. Popadł w szaleństwo i w 1977 roku zginął pod kołami autobusu w Detroit. Z pewnością przynajmniej część czytelników wie już, o kim mowa…

Kiedy w 2000 roku wydawnictwo Strange and Beautiful Music wydało The Legendary Marvin Pontiac Greatest Hits, w środowisku zawrzało. Swojego entuzjazmu nie kryli m.in. David Bowie, Leonard Cohen, Bob Dylan, Iggy Pop i… John Lurie, który powiedział: „Ta płyta odmieniła moje życie!”. Legendarny bluesman Marvin Pontiac dołączył do grupy, w której byli już między innymi tak różni wykonawcy, jak kompozytor z kręgu klasyki Van den Budenmayer, eksperymentator muzyki współczesnej Piotr Zak czy efemeryczna gwiazda pop Milli Vanilli. To grupa artystów, którzy tak naprawdę… nie istnieli.

Marvin Pontiac to postać wymyślona i „ożywiona” przez Johna Lurie, który oprócz stworzenia tej niezwykłej historii użyczył w nagraniach swojemu bohaterowi głosu oraz umiejętności gry na gitarze, harmonijce ustnej, saksofonie i klawiszach. Na wspomnianym albumie wspierała go doborowa ekipa, w której skład weszli między innymi John Medeski, Steven Bernstein, Marc Ribot, Bobby Previte, Jamie Saft i Dave Holland. Po 17 latach od płytowego debiutu Marvin Pontiac wydał jeszcze jeden album – The Asylum Tapes. Tym razem historia głosi, że artysta nagrał te piosenki na podarowanym mu czterośladowym magnetofonie, podczas pobytu w zakładzie zamkniętym Esmerelda State Mental Institution. W związku z tym wszystkie 24 piosenki na płycie to utwory solowe.

TheAsylumTapes.jpg

Tworzenie fikcyjnych postaci, którym przypisuje się autorstwo realnie powstałej muzyki, nie jest zjawiskiem nowym i mogą za nim stać bardzo różne pobudki – od czysto artystycznych przez marketingowe aż po polityczne. Władimir Fiodorowicz Wawiłow, rosyjski kompozytor urodzony w pierwszej połowie XX wieku, zasłynął jako twórca Ave Maria przypisywanego XVI-wiecznemu artyście Cacciniemu. Wawiłow podpisał kompozycję jako „utwór anonimowy z XVI wieku”, ale kilka lat po jego śmierci znawcy stwierdzili, że autorem musiał być Caccini. Władimir Fiodorowicz wielokrotnie przypisywał swoje prace innym kompozytorom, przeważnie renesansowym i barokowym, czasem nie zachowując nawet stylu danej epoki. Stworzył też postać całkowicie fikcyjną – Niccolo Nigrino, którego nazwiskiem podpisał kompozycję Ricercar. Dlaczego Wawiłow uciekał się do mistyfikacji? Jedna z wersji tej historii mówi, że ze względu na represje ze strony władzy sowieckiej kompozytor nie chciał podpisywać swoim nazwiskiem muzyki, która miała konotacje religijne. Inną wersję przedstawia córka kompozytora. Jej zdaniem ojciec miał świadomość, że utwory nieznanego kompozytora samouka z pospolitym rosyjskim nazwiskiem nie zdobędą popularności – wolał pozostać anonimowy, ale dać życie swoim utworom.

Postacią znacznie bliższą legendzie Marvina Pontiaca jest bluesman Blind Joe Death. W 1959 roku ukazała się w limitowanym nakładzie płyta, której jedną stronę wypełniły nagrania gitarzysty Johna Faheya, a drugą jego mistrza – Blind Joe Death. Brzmienie gitary artysty, którego imię nawiązywało do innych bluesmanów, takich jak Blind Lemon Jefferson czy Blind Willie Johnson było jak na owe czasy dosyć awangardowe. Pikanterii tej historii dodawał fakt, że Blind Joe Death grał ponoć na gitarze zrobionej z dziecięcej trumny. Z czasem okazało się, że Fahey i Blind Joe Death to jedna i ta sama osoba. W późniejszym okresie Fahey nawiązywał czasem do mitu Blind Joe na swoich koncertach, kiedy zakładał ciemne okulary i był wyprowadzany za rękę na scenę.

Ciekawą historię miała też supergrupa The Masked Marauders. W 1969 roku magazyn Rolling Stone opublikował recenzję płyty, która miała być zapisem niesamowitej sesji, w które wzięli udział m.in. Mick Jagger, Bob Dylan, John Lennon i Paul McCartney. Z powodu zobowiązań kontraktowych artyści nie mogli wystąpić pod swoimi nazwiskami i stąd nikomu nic niemówiąca nazwa grupy. Recenzja była żartem, o czym świadczyło wiele humorystycznych aluzji w artykule. Jednak czytelnicy zasypali redakcję pytaniami o możliwość zakupienia wydawnictwa. Rolling Stone poszedł za ciosem, zatrudnił muzyków sesyjnych i w rezultacie rzeczywiście ukazała się płyta, która przez 14 tygodni znajdowała się na liście przebojów Billboardu, a fani doszukiwali się na niej głosów swoich wielkich idoli.

TheAsylumTapes.jpg

Istnieją również polskie ślady na polu głośnych muzycznych mistyfikacji. Kiedy w europejskich kinach sukces odniosły Trzy kolory Krzysztofa Kieślowskiego, sprzedawcy w sklepach płytowych zauważyli wzmożone zainteresowanie kompozytorem, którego płyt nie posiadali na stanie. Holender Van den Budenmayer istniał tylko w ścieżce dźwiękowej filmów Kieślowskiego i był alter ego kompozytora Zbigniewa Preisnera. Inny przykład to Piotr Zak. W 1961 roku w stacji radiowej BBC pojawiła się jego premierowa kompozycja Mobile for Tape and Percussion. Z krótkiej noty biograficznej słuchacze mogli się dowiedzieć, że Piotr Zak to urodzony w Polsce, a mieszkający w Niemczech młody kompozytor, w którego twórczości słychać wpływy Stockhausena i Johna Cage’a. Recenzje utworu były mieszane, ale nie brakowało wśród nich uznania dla twórcy. Wkrótce potem BBC ujawniło, że kompozycja została spreparowana przez pracowników stacji niebędących muzykami i miała na celu poddanie pod wątpliwość krytyki zajmującej się muzyką współczesną.

Jedną z najbardziej spektakularnych mistyfikacji w muzyce pop była grupa Milli Vanilli. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wielu zespół sprzedał miliony płyt i zdobył nagrodę Grammy. Wielka kariera skończyła się, kiedy producent Frank Farian, wcześniej odpowiedzialny m.in. za Boney M. i Eruption, wyznał, że tworzący duet Fabrice Morvan i Robert Pilatus tak naprawdę nie są muzykami, na koncertach śpiewają z playbacku, a w studiu pracują za nich sidemani. Kiedy nagroda Grammy została zespołowi odebrana, zarówno prawdziwi muzycy, jak i wizerunkowi frontmani próbowali ponownie zaistnieć na muzycznym rynku, ale bez sukcesu.

Miłośnikom tego typu wyimaginowanych historii polecam jeszcze zapoznanie się z biografiami takich wykonawców, jak Ursula Bogner, Clutchy Hopkins i Yesterdays New Quintet. Czy istnieli lub istnieją naprawdę? Czasem trudno to jednoznacznie stwierdzić, ale na pewno można posłuchać ich muzyki – tak jak na poważnie można zostać fanem Marvina Pontiaca.

autor: Piotr Rytowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO