Kanon Jazzu

John Coltrane & Johnny Hartman - „John Coltrane & Johnny Hartman"

Obrazek tytułowy

Ta płyta zdecydowanie zasługuje na radiową prezentację. Dlatego nadrabiamy zaległości i prezentujemy ją na antenie. I choć nie przepadam za jazzowymi wokalistami, ta płyta jest nie tylko historycznie ważna, ale zawiera również wyśmienitą muzykę. W odróżnieniu od śpiewających jazz kobiet, mężczyznom jakoś trudniej jest wyjść poza konwencję refrenistów ery swingu. Z Johnny Hartmanem jest w sumie podobnie. Jednak w pozornie bezsensownym zderzeniu Coltrane’a z Hartmanem jest coś surrealistycznie przyciągającego.
Magia tej płyty to dwa unikalne i nigdzie indziej nie występujące zjawiska. Pierwsze z nich, to niezwykła harmonia jakże podobnego brzmienia miękko grającego ballady Coltrane’a i ciemnego, głębokiego, choć wcale nie szorstkiego głosu Hartmana. Oba instrumenty brzmią, jakby były dla siebie stworzone. Głos Hartmana jest dość unikalny. Jest melodyjny, choć bardzo daleki od brzmienia klasycznie wykształconego, operowego wokalisty. Nie ma dużej skali, ma za to magiczną i niepowtarzalną barwę. To dużo więcej niż zaśpiewanie refrenu. Johnny Hartman nie usiłuje jednak mieć jakiś szczególnie twórczych pomysłów. Nie próbuje ingerować w istotę dobrze wszystkim słuchaczom znanych melodii. Tworzy w zamian coś na kształt punktu odniesienia, kanonu, czy wzorca, z którym każdy wokalista chcąc zaśpiewać któryś z tych utworów zaśpiewać musi się nieuchronnie zmierzyć. A John Coltrane – no cóż, niektóre źródła utrzymują, że wziął udział w tej sesji wyłącznie dla pieniędzy, lub z chęci zaistnienia w świadomości szerszego grona słuchaczy. Nie jest ważne, czy to prawda. Ważne jest, że Coltrane potrafi grać ballady. Wystarczy tylko pozbyć się wizji wielominutowych nawiedzonych, genialnych zresztą, improwizacji i skupić się na jego tonie.
Drugie ze zjawisk, trudniej usłyszeć. Choć wprawne ucho usłyszy zapewne to, jak McCoy Tyner w sposób właściwy swojemu geniuszowi potrafił na tej płycie być tylko, lub aż, wybornym akompaniatorem dla Johnny Hartmana. Gdyby chcieć nazwać tą płytę zgodnie z jej muzyczną zawartością, a nie wymogami rynku – powinna nosić tytuł – Johnny Hartman And McCoy Tyner With Special Guest: John Coltrane. To pianista i wokalista tworzą zespół, rdzeń brzmienia płyty i jej specyficzną atmosferę. To oni są na tej płycie razem, w każdym takcie, w każdej frazie i każdym słowie zaśpiewanym przez Hartmana. A John Coltrane gra w każdym utworze swoją partię i idzie do kasy po wypłatę. Robi to świetnie, ale w odróżnieniu od większości swoich płyt – robi niestety tylko to. Na tej płycie nie ma ducha wielkiego saksofonisty.
Cała płyta to zadziwiająca przemiana muzyczna zadziornego kwartetu Coltrane’a w zespół akompaniujący wokaliście. McCoy Tyner wywiązał się z tego zadania wprost wyśmienicie. Jimmy Garrison i Elvin Jones świetnie, a sam John Coltrane tylko dobrze, pozostając nieco z boku. Całej zresztą muzyce brak nieco zaangażowania, pasji twórczej, choć czuć, że potencjał był w studiu tego dnia…
To nie jest zła płyta. Choć mogła być w tym składzie lepsza. Ja jednak wole Ballads – ten sam skład, bez wokalisty pozostawił więcej przestrzeni dla Coltrane’a i nieco więcej swobody dla zespołu. A Johnny Hartman dzięki temu nagraniu zapisał się na trwale w historii jazzu, bez tej płyty byłby zapewne drugorzędnym wokalistą.

RadioJAZZ.FM poleca!
Rafał Garszczyński
Rafal[małpa]radiojazz.fm

  1. They Say It's Wonderful
  2. Dedicated To You
  3. My One And Only Love
  4. Lush Life
  5. You Are Too Beautiful
  6. Autumn Serenade

    John Coltrane & Johnny Hartman

    John Coltrane & Johnny Hartman

    Format: CD

    Wytwórnia: Impulse!

    Numer:011105116728

    John Coltrane - ts,

    Johnny Hartman - voc,

    McCoy Tyner - p,

    Jimmy Garrison -b,

    Elvin Jones - dr.

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO