Płyty Recenzja

Andreas Toftemark Quartet, Gerard Presencer – La Gare

Obrazek tytułowy

(April Records, 2023)

Andreas Toftemark nadal hołduje emanującemu ciężkim klimatem hardbopu lat 60., stylowi obranemu na swoim debiucie – albumie A New York Flight (2021), pozostając wiernym April Records. Zmianie uległ natomiast skład, bo do Andreasa Svendsena na perkusji i Calle Brickmana przy fortepianie tym razem dołączył nowy basista. Felixa Moseholma zastąpiłjeden z najciekawszych i najbardziej rozchwytywanych muzyków duńskiej sceny jazzowej – Matthias Petri. Ponadto do współpracy zaproszono samego Gerarda Presencera, o którym powiedzieć, że współpracował z imponującą liczbą znakomitych muzyków krajowych i europejskich, to jakby nic nie powiedzieć.

Toftemark to człowiek o nieprzeciętnie chłonnym umyśle, czerpiący inspiracje od napotkanych ludzi, z odwiedzonych miejsc, doświadczanych sytuacji, co znajduje odzwierciedlenie w jego twórczości – żywej, organicznej, przystępnej pod względem formy i treści. W pewnym sensie można mówić o La Gare jako o przedłużeniu wcześniejszej płyty, z tą różnicą, że tym razem mamy od czynienia wyłącznie z kompozycjami autorskimi – stacjami na muzycznej trasie zbierania doświadczeń w Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Holandii, Francji, Niemczech i Danii, co nie mogło nie odbić się na zawartości krążka.

W kontekście powyższego dyptyk La Gare i November in Paris to swoisty trybut dla nocnego życia La Ville Lumière. Waltz for Alex został zadedykowany byłemu współlokatorowi z Washington Heights, a Dagmar własnemu saksofonowi o tej nazwie. Peers należy czytać jako hołd złożony wspólnemu graniu. Z kolei Song for J to ballada o melancholijnym charakterze powstała w Kopenhadze podczas pandemii COVID-19, stanowiąca – wspólnie z Hopefully i Chimney Lullaby – podszyte wewnętrznym niepokojem, ale i sporymi pokładami nadziei, uprzytomnienie wychodzenia z dramatycznych reperkusji tamtych wydarzeń.

Ale to jedynie (lub aż) odautorskie dookreślenie kompozycji. Powidoki codzienności Duńczyka, które doprowadziły go do stacji obecnie końcowej – La Gare. I jest to moment, kiedy nie wypada już wypowiadać się o albumie w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Andreas Toftemark Quartet to nie pierwszy w historii jazzu skład, który dosłownie oddycha ekscytacją. Wszyscy instrumentaliści to jednostki wszechstronnie utalentowane, doskonale odnajdujące się w różnorodnych gatunkach i podgatunkach muzycznych.

Erudycyjność kwartetu wynika w głównej mierze z szerokich muzycznych horyzontów, rozbuchanej wyobraźni, ale i wypracowanego warsztatu – techniki i precyzji rytmicznej. La Gare jest kolejnym przykładem na to, że współczesny duński jazz ma się dobrze i mawięcej niż wiele do zaoferowania. Nowy Toftemark to organiczność, nieskrępowanie i pochwała życia – muzyczny barometr niezwykle wyczulony na narracyjność treści i tkliwe podejście do przeszłości.

Na La Gare nie znajdziemy żadnych zbędnych dźwięków czy dłużyzn, wejdziemy za to w świat precyzji nasycony fascynującą atmosferą nierealności, rozwibrowania, pokusy, ale i zwykłej ludzkiej niezgody na narzucony odgórnie porządek rzeczy. Ta wyczuwalna na płycie sugestywna aura młodzieńczych porywów serca sprawia, że każda kompozycja wchodzi głęboko pod skórę – wnika w krwiobieg. Trzeba dużoczasu, by organizm mógł się z nich oczyścić. Tylko po co?

Bartosz Szarek

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO