Płyty Recenzja

Maciej Obara Quartet – Frozen Silence

Obrazek tytułowy

(ECM, 2023)

Nie chcę wchodzić w politycznie i społecznie ryzykowne tematy dotyczące tego, czym jako Polacy powinniśmy chlubić się w świecie. Na szybko przychodzą mi do głowy dwa wybory, które nie powinny budzić większego sprzeciwu. Jeden z nich to Robert Lewandowski (choć są tacy, którzy najchętniej z reprezentacji jednak by go wyrzucili), a drugi to… Maciej Obara. Tak, tak, artysta, który nagrywa tak znakomite płyty jak Unloved czy Three Crowns, nosić musi na sobie pewien ciężar odpowiedzialności za każdy swój kolejny muzyczny krok. Jak się jednak szczęśliwie okazało, album Frozen Silence w niczym nie ustępuje swoim wyjątkowym poprzednikom.

Obara nagrywając tę płytę, poruszał się w dobrze sobie znanym środowisku. Frozen Silence wybrzmiewa jako kontynuacja wspomnianych Unloved i Three Crowns chociażby z takiej przyczyny, że płytę znów wydaje legendarna ECM, a Obarze towarzyszą jego wierni artystyczni druhowie – pianista Dominik Wania, kontrabasista Ole Morten Vågan oraz perkusista Gard Nilssen. Również na poziomie muzycznym i aranżacyjnym kwartet raczej rozwija swój język ekspresji, niż dokonuje gwałtownej rewolucji. Dominuje zbilansowane granie, którego wirtuozeria polega na doskonałym wyważeniu poszczególnych elementów, a nie na solowych popisach. Brzmienie kwartetu, jak wskazuje tytuł płyty, rzeczywiście staje się nieco chłodniejsze i mroczniejsze. Wynika to być może ze sposobu gry Dominika Wani. W wyjątkowo interesujący sposób przeplata on nieco mocniej akcentowane partie z frazami delikatnymi i nostalgicznymi. Taki sposób grania nadaje poszczególnym kompozycjom dynamikę, czyniąc je strukturami narracyjnie interesującymi.

Nieustannie jednak, moim zdaniem, najciekawszym elementem płyt kwartetu Obary pozostają kompozycje o specyficznie komedowskim „falowaniu”, podług którego po każdym momencie budowania napięcia następują chwile jego rozładowywania i rozprężenia. Kwartet Obary w tym schemacie jest jednak w stanie uniknąć sztampowości, a każda kolejna rundka wznoszenia i opadania powoduje, że we Frozen Silence zatapiamy się coraz głębiej i głębiej.

Od momentu transferu (futbolem zaczęliśmy, futbolem skończmy) do ECM Obara delikatnie i w spokojnym tempie dopieszcza swoją koncepcję grania. Bardzo dobrze, wszak pośpiech wskazany jest raczej przy łapaniu pcheł niż przy wykuwaniu własnego rozpoznawalnego stylu. Przysłuchiwanie się temu procesowi to piękna przygoda, zwłaszcza że każdy kolejny krok przynosi słuchaczom tak wiele satysfakcji. Płyty kwartetu Obary to po prostu wydarzenia, którymi powinniśmy się delektować, a stopniowe kształtowanie się coraz to ciekawszych muzycznych koncepcji stanowić powinno zachętę do cierpliwego oczekiwania na kolejne nagrania tego składu.

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO