Płyty Recenzja

Marc Ribot, Ceramic Dog – Connection

Obrazek tytułowy

(Knockwurst Records, 2023)

Nowojorski gitarzysta Marc Ribot znów ruszył w trasę ze swoim najbardziej aktywnym zespołem ostatnich lat, wcześniej wydając w tym roku piąty album w historii Ceramic Dog. Arcydzieło takie jak Hope sprzed dwóch lat bardzo trudno byłoby powtórzyć, a co dopiero przebić, ale nie spodziewałem się, że tegoroczne Connection będzie najbardziej niespójnym i niejednoznacznym materiałem tria. Standardowo rockowe piosenki goni tu awangardowy punk z elementami noise’u w stylu Sonic Youth z okresu między Daydream Nation a Washing Machine, do tego mamy wspomnienie kubańskich inspiracji lidera z prawie jedenastominutowym jamem nawiązującym do nowoczesnego bluesa…

Dla formalności przypomnijmy, że obok Ribota w Ceramic Dog grają także współpracujący m.in. z Xiu Xiu perkusista Ches Smith oraz (słusznie) uwielbiany przez muzyków i fanów z całego świata basista Shahzad Ismaily, zbierający doświadczenia między innymi w ultra awangardowej grupie Secret Chiefs 3 oraz u boku Johna Zorna. Na temat jego fenomenu powstał niedawno nawet obszerny artykuł w dzienniku New York Times (1). Ismaily dał się poznać w tym roku także z nieco bardziej uduchowionej strony jako jedna trzecia znakomitego albumu Love in Exile (recenzja – JazzPRESS 5-6/2023), który współtworzył z Arooj Aftab oraz Vijayem Iyerem. Jeżeli zestawić Love in Exile z Connection, to pierwsza z tych płyt wypada dużo bardziej interesująco, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że obie pochodzą z różnych muzycznych biegunów i trudno je porównywać.

Przede wszystkim Ribota tak bezpośredniego i wściekłego w warstwie tekstowej nie słyszeliśmy od dawna. Już w singlowym Soldiers in the Army of Love, jednym z lepszych momentów albumu, skanduje on „Fascists beat up on our brothers/Take the choice from our sisters/Hurt our non-binary siblings”. Przekaz niezmiennie słuszny, wiadomo, że w odbiorze współczesnej twórczości gitarzysty nie można zapominać o punkowym kontekście, z którego się wywodzi, ale wyraźna jestteż mniejsza finezja w podawaniu treści. Nie wiem, czy to wada, czy zaleta, ale jest to faktem. Podobnie w słabszym już muzycznie, bardziej sensualnym Ecstacy pada bezpośrednia deklaracja: „nie chcę od ciebie niczego, jeśli nie dasz mi ekstazy”. Nie jest Ribot poetą i nigdy nim nie był, ale ta jednowymiarowość tekstów dość mocno zwraca uwagę.

Pierwszy singiel z płyty, tytułowy Connection, kiedy tylko się pojawił, spowodował u mnie mieszane odczucia, a nawet trochę zawiódł. Chwytliwy riff to w gruncie rzeczy wszystko, co ten kawałek ma do zaoferowania. Może się podobać, ale w ostatecznym rozrachunku nie ma w sobie nic specjalnie charakterystycznego. Podobnie sprawy mają się we wspomnianym Ecstacy (gościnnie w chórkach Syd Straw z drugiego, bardziej znanego wcielenia The Golden Palominos), w którym wyklaskiwany entuzjastycznie rytm wydaje się być efektem braku pomysłu na zaaranżowanie tego utworu. Najciekawsze jest w nim przejście, które następuje pod koniec. Dostajemy niezłe solo Smitha, któremu wtóruje klawiszowa improwizacja Ismaily’ego. Kolejny gorszy moment to instrumentalny numer No Name z prawdopodobnie syntetycznymi partiami orkiestrowymi, oparty o monotonny, bo nawet nie transowy, puls sekcji. Te smyczkowe riffy powiela na gitarze Ribot i brzmi to niestety jak kolejny brak pomysłu na aranżację.

Na szczęście są tu dużo lepsze utwory – wściekły Heart Attack ma w środku doskonałe perkusyjne przejście, a po chwili do zespołu dołącza saksofonista James Brandon Lewis. Potem ofensywny najazd zaczyna się od nowa, a gitara Ribota zmienia się w syrenę alarmową. Fantastyczna intensywność, która przypomina czasy Rootless Cosmopolitans. Lider chwilami śpiewa w tym utworze w którymś z iberoamerykańskich języków i jego akcent brzmi nieco groteskowo, ale można na to przymknąć oko. Jeśli zaś chodzi o gitarowe popisy, to na bujającym That’s Entertainment Ribot raczy nas gdakaniem w stylu nieodżałowanego Andy’ego Gilla z Gang of Four. Zaskakujący, dobry numer z paranoiczną, cyrkową partią klawiszy.

Najlepsze kąski Connection to według mnie wspomniane Soldiers in the Army of Love, Subsidiary i Swan. Pierwszy z nich to soczysty noise rock spod znaku Sonic Youth, bardzo udana reminiscencja no wave, z której wywodzi się nasz bohater. Zabawa Ribota (krzyczącego wściekle o złym kapitalizmie) z distortion współgra doskonale z monumentalnym, bzyczącym basem Ismaily’ego, który niestety na przestrzeni całej płyty dostaje bardzo niewiele popisowych partii. Swan z kolei brzmi jak zaskakująco harmonijna swobodna improwizacja tria z Jamesem Brandonem Lewisem. Prawdziwie spektakularny fragment płyty, w którym wszyscy w pełni mocy, grając fantastyczne, przeplatają ze sobą pełne pasji solówki, które zwalniają ku zmysłowemu finiszowi.

Całkiem przyzwoicie wypada też Order of Protection, w którym słychać wpływy nowoczesnego bluesa, subtelny groove i bardzo jasną partię organów Hammonda dodającą całości nieco więcej charakteru retro. To obok Swan zdecydowanie najlepszy numer w wykonaniu Smitha. Natomiast zamykający całość temat Crumbia jest raczej do bólu poprawną pocztówką z Kuby. Jeśli ktoś uwielbia Ribota w tej odsłonie, to proszę bardzo, ja jednak wolałbym odpalić po raz kolejny genialny album Marc Ribot Y Los Cubanos Postizos.

Brzmi to wszystko jak bałagan, w którym trudno się połapać. Kompozycje z górnej półki mieszają się z tymi poprawnymi, kiepskimi i naprawdę niecharakterystycznymi w takich proporcjach, że Connection w ostatecznym rozrachunku wypada po prostu średnio. Może moje oczekiwania po Hope, które uważam za opus magnum tria,są zbyt duże, ale po kolejnych odsłuchach premierowy materiał Ceramicznego Psa nie przekonuje mnie zupełnie jako całość, tylko raczej na wyrywki. To prędzej płyta dla szalikowców Ribota i spółki, których zresztą w Polsce nie brakuje. Wystarczy spojrzeć na to, jak wielką lojalnością, zresztą zupełnie zrozumiałą, darzy go krakowskie środowisko alternatywne. Ja tymczasem czekam na krążek dużo spójniejszy niż Connection i wracam do Love in Exile. Państwu proponuję to samo.

Mateusz Sroczyński


(1) https://www.nytimes.com/2023/06/27/arts/music/shahzad-ismaily.html

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO