Płyty Recenzja

Michael Zilber – East West: Music For Big Bands

Obrazek tytułowy

Michael Zilber – East West: Music For Big Bands

Origin Records, 2019

Michael Zilber, kanadyjski saksofonista, który objawił się w roli nie tylko big-bandowego lidera, ale również kompozytora (ponad połowy) i aranżera (wszystkich) utworów wydanych na podwójnym albumie East West: Music For Big Bands. Pełniąc funkcję lidera, nie zaniedbuje swojej gry na saksofonie.

Pomysły rodziły się podczas wielu lat grania w Kanadzie, zarówno na jej wschodnim, jak i zachodnim wybrzeżu. Grając w mniejszych zespołach, Michael Zilber przygotowywał się do swojego projektu zaprezentowania ulubionych kompozycji przez duży skład. Projekt ten zrealizował z muzykami amerykańskimi. W tym przypadku są to big-bandy powołane do życia w dwóch miastach: Nowym Jorku, reprezentującym wschodnie wybrzeże, i San Francisco z wybrzeża zachodniego. To bardzo proste i jasne odniesienie do historycznych stylistyk jazzu: East Coast (płyta pierwsza albumu) i West Coast (płyta druga). Tym samym to hołd złożony przez Michaela Zilbera jego muzycznym idolom, do których należą Wayne Shorter, Miles Davis, John Coltrane, Michael Brecker i Paul Desmond.

Dobry i efektowny początek pierwszej płyty właściwie zapowiada, z czym będziemy mieć do czynienia dalej. Klasyczny, bardzo dobrze brzmiący big-band, kompozycje pozwalające zabłysnąć solistom, zróżnicowane brzmienie (przeplatanie się brzmień akustycznych i elektrycznych), dobre tempo. Dla mnie szczególnie ciekawa kompozycja Joshua – w zasadzie funkowa, co podkreśla bardzo progresywnie grająca elektryczna sekcja rytmiczna. Dla tej kompozycji charakterystyczne są też nowocześnie grane partie solowe, z opadającymi liniami melodycznymi. Na płycie można odnaleźć klimaty wczesnego Coltrane’a (Fantasia On Trane Changes), ale również bardziej funkowe interpretacje muzycznych bohaterów lidera (Repressions czy znakomite The Breckerfast Club).

Druga płyta albumu jest inna – brzmienia są bardziej miękkie, więcej jest zespołowych partii zespołu. Otwierający album Weather Wayne wprowadza nas w stylistykę West Coast. W tych wykonaniach big-band został zrównany z solistami – partie solowe nie górują nad jego brzmieniem, są jakby wewnętrznym głosem zespołu. Nie służą zaprezentowaniu wirtuozerii, nie budują gwiazd, mają raczej na celu wnieść więcej życia, nadać odrobinę indywidualnego rysu wysmakowanemu, stonowanemu występowi, w którym bardziej zwraca się uwagę na dialog pomiędzy sekcjami.

Cały dwupłytowy album to ciekawa propozycja o charakterze programowym. Solidnie wykonywane kompozycje, utrzymujące wysoki poziom „jazzu w jazzie”, także w popowych kompozycjach (Beatlesowskie Sergeant Pepper’s Lonely Hearts Club Band) to niewątpliwie wystarczające powody, by wielokrotnie wracać do tych płyt.

Autor - Jacek Yatzek Piotrowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO