Płyty Recenzja

Stanisław Aleksandrowicz Oktet – Pieśń o bębnie

Obrazek tytułowy

(Stanisław Aleksandrowicz, 2023)

W lewym kanale jeden kwartet, w prawym kanale drugi kwartet! Skąd my to znamy? Ano z płyty z 1961 roku Free Jazz: A Collective Improvisation, czyli z jednego z najbardziej szalonych pomysłów legendarnego Ornette’a Colemana. Tym razem do czynienia mamy jednak z sytuacją nieco inną. Znów płytę nagrywają dwa kwartety. Jeden z nich ma charakter klasycznie jazzowy (saksofon/klarnet basowy, trąbka, kontrabas oraz perkusja), a drugi to typowy kwartet smyczkowy (skrzypce, skrzypce, altówka, wiolonczela). Tym razem jednak sposób zaaranżowania partii poszczególnych muzyków powoduje, że określenie „jeden muzyczny organizm” przestaje być jedynie czczą dziennikarską paplaniną. Dorzućmy do tego wyraźne odwołanie do poezji Zbigniewa Herberta oraz chęć wykorzystania brzmień elektronicznych. Powiecie pewnie, miszmasz i bałagan, nie ma innej opcji. Ano jest, pod warunkiem, że ten karkołomny plan przeprowadzi perkusista Stanisław Aleksandrowicz.

Pieśń o bębnie, bo o tym muzycznym dziele właśnie mowa, stanowi twórcze rozwinięcie tropów i motywów, które Aleksandrowicz zawarł na swojej pierwszej autorskiej płycie Relativity Theory (2022). Nadal pojawia się więc bluenote’owe zacięcie osadzone w genialnym groovie – posłuchajcie chociażby środkowej części utworu Dróżnik. Nadal współpraca na linii perkusja – kontrabas (znakomity Flavio Gullotta) wypada znakomicie, dzięki czemu nawet bardziej eksperymentalne fragmenty utrzymane są w solidnym i jednocześnie niezwykle bujającym fundamencie. Frazowanie saksofonu (Wojciech Braszak) oraz trąbki (Patryk Rynkiewicz) nadal wybrzmiewa nadzwyczaj stylowo, choć wydaje mi się, że to w muzyce tego drugiego słychać więcej luzu. Aleksandrowicz rezygnuje (co nie znaczy, że takie fragmenty w ogóle się nie pojawiają) z rytmicznego pokombinowania, sprawiając że granice poszczególnych kompozycji są mniej wyraźne i zaakcentowane. Jest to bardzo dojrzałe rozwiązanie, świadczące o tym, że perkusista to lider co się zowie, który pozostawia przestrzeń dla innych muzyków.

Bardzo przekonującyjest również sposób zaaranżowania kwartetu smyczkowego. Smyczki nie mają w tej zdumiewającej mieszance muzycznej swego z góry narzuconego miejsca, lecz balansują na granicy pierwszego i dalszego planu, w zależności od kompozycji wychylając wahadło bardziej w tę lub tamtą stronę. Między innymi właśnie z tej przyczyny odbiór Pieśni o bębnie przypomina przygodę – w przeciwieństwie do tego, co o jeździe polonezami mawiał Jeremy Clarkson, taką, w której chce się uczestniczyć. Mnogość tematów i zaskakujących rozwiązań, głównie aranżacyjnych, powoduje, że sama próba podążania za muzyczną wizją Aleksandrowicza jest estetyczno-intelektualną rozrywką najwyższej próby.

Pięknie jest obserwować rozwój talentu Stanisława Aleksandrowicza. W każdym wydobywanym przez niego dźwięku słychać niesłabnącą radość płynącą z grania na perkusji, jednak artysta ten kompletuje powoli coraz to kolejne poziomy prowadzące do pełni muzycznej wszechstronności. Pieśń o bębnie ukazuje go jako pełnoprawnego lidera składu oraz aranżera. Naprawdę z ekscytacją oczekiwać możemy kolejnych muzycznych eskapad tego wyjątkowego muzyka.

Jędrzej Janicki

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO