Płyty Recenzja

Tilen Kravos & Jakub Gucik – Infuzja

Obrazek tytułowy

(Antenna Non Grata, 2023)

Słownikowa definicja terminu „infuzja” podaje, że jest to określenie głównie z zakresu medycyny i oznacza wprowadzenie substancji płynnej do organizmu drogą inną niż naturalna, np. dożylnie. Infuzja jako omawiany właśnie album ogranicza się jednak do materii dźwiękowej, która do organizmu wprowadza się zupełnie naturalnie. Żeby ta muzyczna substancja mogła w ogóle powstać, konieczna była z kolei dyfuzja, czyli samorzutne mieszanie się dwóch składowych, którymi pewnego upalnego dnia latem 2022 roku stali się Jakub Gucik (wiolonczela) i Tilen Kravos (gitara). Uzyskany przez nich efekt to ekscentryczna improwizowana psychodelia w zjawiskowym wydaniu.

Kubę Gucika stali Czytelnicy JazzPRESSu mogą znać choćby z leśnej płyty In silva, nad którą cztery lata temu nasz magazyn objął patronat (recenzja w JazzPRESSie nr 11/2020). Można powiedzieć, że Gucik grał wszędzie, a przynajmniej w Krakow Improvisers Orchestra, skupionym na muzyce współczesnej zespole Spółdzielnia Muzyczna Contemporary Ensemble i triu IPT Wójciński/Bańdur/Gucik. Nowicjuszem w polskim środowisku muzyki improwizowanej jest natomiast słoweński gitarzysta Tilen Kravos. Improwizacją zajął się onwzględnie niedawno, obecnie występuje m.in. w formacjach Kombo C, Niemoy i rockowym Eating Sports, a uczył się u takich sław jak perkusista Zlatko Kaučič czy występujący z grupą Laibach gitarzysta Vitja Balžalorsky.

Już na papierze obaj są mocnymi zawodnikami, a gdy przychodzi do grania, to robi się tylko lepiej. Ten duet ma w sobie jakąś przemożną skłonność do snucia atmosfery gęstej i narkotycznej. Zachwyca Gucik, który skupia się przede wszystkim na rytmie, rzężących dronach i zmysłowych, lirycznych tematach, które czasami zahaczają nawet o motywy ludowe (połowa IV). Gdy robi się bardziej nerwowo, piłuje smyczkiem do nieprzytomności i zdaje się bezlitośnie miąć gryf swojego instrumentu, przywodząc na myśl motyw smyczkowy z sekwencji otwierającej Personę Bergmana. Jeszcze większy odjazd proponuje zaś jego kompan. Tilen Kravos stawia przede wszystkim na brzmienie elektryczne, uwielbia zderzające się pogłosy i świdrujące duby. Używana przez niego konfiguracja efektów tworzy dźwięki lekko przytłumione, jak gdyby wyłaniały się one spod wody, a później uderzały kompletnie rozstrojonym kwasowym jazgotem. Największe wrażenie robi jednak przebogata eksploracja perkusyjnych walorów gitary przy użyciu misternie komponowanych preparacji, które podczas koncertu, na którym byłem, przypominały coś w rodzaju sonorystycznej instalacji.

Panowie nie występują często, ale wydają się niezwykle zgrani. Oddają sobie sporo przestrzeni na solowe popisy, np. gdy Gucik wymyśla spontanicznie jakiś natchniony motyw (IV) lub gdy Kravos wycina jaskrawe, ekspresyjne solo (III). Wspólnie tworzą chropowate faktury, z których później wyłaniają soczyste kontrasty hałasów z zalążkami melodii. Atmosfera Infuzji jest kwaśna, a przy tym rozedrgana i wielobarwna. Wszystko wydaje się mocno powyginane, co jest zasługą głównie gitarzysty i jego pedalboardu, ale do tego szalenie zniuansowane. Bogactwo intrygujących detali może stanowić wyzwanie, które warto podjąć.

Muszę szczególnie wyróżnić Tilena Kravosa, bo jego techniki są nieprawdopodobnie wyraziste i charakterystyczne. Można porównać go do Johna Dwyera z Osees (a jeszcze bardziej z Bent Arcana) zmiksowanego z Fredem Frithem, ale to stanowiłoby zbyt duże uproszczenie. Kravosowi trzeba się przyglądać i przysłuchiwać, bo czuję, że może nas jeszcze w przyszłości zaskoczyć. Jeśli zobaczycie, że gra w Waszych miastach z Kubą Gucikiem, to pędźcie na koncert. Infuzja to bez wątpienia jedna z najlepszych tegorocznych płyt z kategorii free.

Mateusz Sroczyński

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO