Recenzja Top Note

Wojtczak NYConnection – Folk Five

Obrazek tytułowy

Recenzja opublikowana w JazzPRESS - maj 2015
Autor: Łukasz Nitwiński

Historia powstania tego albumu jest zaskakująca. Irek Wojtczak, ziinspirowany łęczyckim folklorem i osobą Tadeusza Kubiaka, zaprasza kolegów zza oceanu (i to nie byle jakich!), aby nagrać koncepcyjną płytę zanurzoną w polskości. Aby stworzyć świat, w którym jazz i polska muzyka tradycyjna stanowią jeden głos. Ale to nie jedyny powód dla Top Note.

Folk Five to przede wszystkim kawał porządnego, mięsistego grania. Jazz, który porusza serce i nogi. To spotkanie muzyków, którzy opowiedzieli nam własną historię.

Zaskakuje różnorodność emocji. Punktem wyjścia są polskie gatunki: mazurki, kujawiaki, polki, ale barwa i ekspresja utworów jest za każdym razem z nieco innej bajki. Otwierający album Ale zagrojże mi kowola pulsuje ciężkim basowym rytmem (świetna partia Joe Fonda) i bezpardonowo akcentowanymi bębnami (Harvey Sorge). Mocne wejście. W Pod Gazem i Cztery mile za Warszawą pojawia się przestrzeń, a czas rozciągany jest pod dyktando trąbki Herba Robertsona i saksofonu lidera. W balladowych aranżacjach do głosu dochodzą emocje smutku, nostalgii i refleksji. Takich przemian jest więcej. Niejednorodność narracji jest wielkim atutem tego albumu.

A jak z tym folkiem? Tadeusz Kubiak, dobry duch i mentor tego albumu, to postać dla polskiej tradycji wyjątkowa. Przez całe życie interpretował charakterystyczne trójmiarowe formy, wśród których znajdziemy kujony, zawijosy, zabłocioki (ręka w górę, kto słyszał o nich wcześniej!) i coś więcej nam mówiące mazurki czy oberki. Jego repertuar to lekcja historii z rodzimego muzykowania, które w ostatnich latach przeżywa zaskakujące odrodzenie. Przybywa imprez i koncertów, a sale wypełniają się coraz liczniejszą publicznością, również młodą i to nawet w wielkich miastach. Koncepcja Wojtczaka jest ważnym głosem w kontekście tego zjawiska i wyraźnym sygnałem, że nasza muzyka to dziki żywioł, z którego należy czerpać. Zwłaszcza, że z jazzem ma wiele wspólnego. W obu gatunkach muzycy grają sercem i nadają poszczególnym tematom własny sznyt. Czerpią z kolektywności i z własnych doświadczeń, nierzadko pomijając zapisy nutowe.

Wątpliwość możemy mieć jedną. Czy importowani ze Stanów muzycy poradzili sobie z naszymi melodiami i rytmicznymi łamańcami, które biją z nieznanego im źródła? I tak, nie... W tematach i repryzach melodia folkowa jest wyraźna, grana zazwyczaj jednym głosem, na wiele instrumentów. Gdy utwór jednak rozwija się i ustępuje miejsca popisom indywidualnym, folkowy duch nieco rozpływa się i znika. Michael Stevens (fortepian) i wcześniej wymieniona reszta wydają się podążać nieco niezależną ścieżką, taką, którą wydeptali sobie własną tradycją. Dlatego w sferze instrumentalnej artykulacji najważniejszy pozostaje saksofon i klarnet basowy lidera. Irek Wojtczak w swoich nutach wspaniale balansuje pomiędzy dwoma muzycznymi światami. Urzeczywistnia go. Jego gra jest żywiołowa, ale wydaje się bardzo świadoma. To szaleństwo z metodą i dyscypliną wierną koncepcji.

Album kończy się tak jak rozpoczął. Wyrazistą melodią opartą na transkrypcji ludowej pieśni. W trwającym niespełna cztery minuty kujawiaku Ogrywka jest zawarta esencja całej idei Folk Five. Jazzowy żar, ludowy wątek i mocne zespołowe granie. Album powinien zadowolić wszystkich. Spójny, bez ślepych uliczek i efekciarskich wątków. Prawdziwie jazzowy, ale i poszerzający horyzont. Dzięki Wojtczakowi wiemy, że kryje się za nim nasz narodowy skarb – przez lata niedoceniana ludowa magia. I chociażby za to należą się autorowi słowa najwyższego podziękowania.

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO