Recenzja

MUARIOLANZA - Muafrika

Obrazek tytułowy

Styl grupy Muariolanza określany jest przez krytyków jako: ambient-jazz. Grupa założona została przez Mariusza Orzełowskiego - gitarzystę, wibrafonistę, wokalistę i kompozytora większości repertuaru formacji. Przed nagraniem albumu: ''Muafrika'', Muariolanza miała na swym koncie już trzy albumy, niezwykle ciepło przyjęte przez krytyków oraz szereg doskonałych koncertów, m.in. na Off Festival, Heineken Opene'er Festival czy Bielskiej Zadymce Jazzowej. Muzycy Muariolanzy poza działalnością w zespole współpracowali też z takimi artystami jak: Zbigniew Namysłowski, Hans Peter Salentin czy brytyjska grupa Hawkwind.

Swój czwarty album inspirowany w dużej części brzmieniami afrykańskiej muzyki etnicznej zespół postanowił wydać w utworzonej przez Marcina Babko (wokalistę grupy i autora tekstów) wytwórni Falami. Album zatytułowany: ''Muafrika'' wydany został niezwykle estetycznie w ciekawej okładce, a do wydawnictwa dołączono dwanaście pocztówek, z których każda jest ilustracją konkretnego nagrania z płyty. Jazz, ambient i muzyka afrykańska to nie jedyne elementy jakie znajdziemy w muzyce zawartej na krążku; jest tu bowiem również dużo fusion, funku, muzyki latynoskiej a nawet rocka i bluesa. W odróżnieniu od wcześniejszych płyt Muariolanzy, ''Muafrika'' zdominowana jest przez krótkie i w większości dość chwytliwe i melodyjne utwory, brzmiące jednak bardzo bogato i ... kolorowo. Niejednokrotnie słuchając płyty odnosimy wrażenie uczestniczenia wraz z grupą w swego rodzaju zabawie muzyką, w której nie należy traktować wszystkiego całkiem na serio, lecz czasami po prostu uśmiechnąć się.

Całość rozpoczynają zapowiedzi swego rodzaju muzycznej fiesty, jaka czeka nas podczas najbliższej godziny z albumem; w intro słyszymy głosy afrykańskich przyjaciół zespołu, oraz m.in. brytyjskiego producenta Mad Professora. Podczas ''Afromat'' niczym mantra powtarzany jest osobliwy tekst, a prawdziwą ozdobą utworu są wokalizy słyszane w tle i trąbka Dominika Mietły nadającego swymi solówkami jazzowego posmaku nagraniu, gitara Mariusza Orzełowskiego natomiast nawiązuje swą stylistyką do reggae.
Najbardziej chyba etnicznie brzmi najpopularniejsze nagranie z płyty: ''Lakulumulu'', przesycone typowo afrykańskim soundem i rytmem, ozdobione ponownie doskonałą trąbką oraz gitarą i mnóstwem najróżniejszych instrumentów perkusyjnych i elektronicznych. Mnóstwo pozytywnej energii, radości i witalności muzycy potrafili w tym nagraniu przekazać w ciągu niespełna czterech minut!

''Halo, halo - jestem blisko'' przenosi nas już w nieco inny klimat: niepokój, lęk, obawa... lecz wszystko podane pod postacią melodii i dodanych efektów z wykorzystaniem fragmentów rozmów telefonicznych podczas których słyszymy głosy wielu znanych muzyków, jak choćby Józefa Skrzeka czy Zbigniewa Hołdysa.
Zarówno ten utwór, jak i następujący po nim: ''Przerwany lot'' utrzymane są w podobnym klimacie, mogącym wywoływać chwilami poprzez swą estetykę, skojarzenia z nagraniami z lat 80-tych takich polskich zespołów takich jak Aya RL czy Republika.

W ''Klang'' dominuje funky, którego klimat budowany jest wspaniałymi ''szarpanymi'' partiami gitary basowej Sylwestra Sly Walczaka i brzmieniem perkusjonaliów oraz gitary lidera.
Etniczne efekty towarzyszą na początku: ''Regulatora'', utworu utrzymanego jednak w klimacie elektroniczno -industrialnym. Jest i tu jednak miejsce na swego rodzaju brzmieniowy collage, gdyż w niezwykle jazzowej tonacji utrzymane są partie trąbki. To przykład tego, jak Muariolanza potrafi pogodzić z sobą jakże odmienne i na pozór robiące wrażenie nie pasujących do siebie brzmień, tworząc nową doskonałą estetykę.

''Wunderbar'' z kolei to doskonały kawałek reggae, a w bluesowo-jazzowym: ''Waldku'' mamy okazję posłuchać wyśmienitych impresji perkusyjnych Pierre'a (perkusista jest też producentem albumu) oraz typowo jazzowych partii kontrabasu.
W piosenkowym, nostalgicznym: ''Nanigo'' pojawia się raz jeszcze motyw melodyczny nawiązujący do: ''Lakulumulu'', a ''Martwy punkt'' zabiera nas chwilami w coś w rodzaju rockowo-jazzowego hip hopu (ponownie wspaniała trąbka Mietły).
Najmniej przekonuje mnie: ''Mały Budda'', natomiast kończące płytę: ''Chodzę po ogniu'' powoli wyciszające się przy końcu pozostawia nas w nostalgicznym nastroju i chęci do wielokrotnego wracania do stworzonej przez Muariolanzę na tej płycie krainy dźwięków nazwanej: Muafrika.
''Muafrika'' to doskonale zainwestowana godzina, pełna kolorów i barw muzycznych pochodzących z - wydawać by się mogło jakże odległych - gatunkowo rejonów. Wszystko to, co słyszymy na tej płycie tworzy jednak wrażenie doskonałej symbiozy brzmieniowej mimo pozornie nie pasujących do siebie elementów. To jest po prostu Muariolanza.

Afromat;
Lakulumulu;
Halo, halo - jestem blisko;
Przerwany lot;
Klang;
Regulator;
Wunderbar;
Waldek;
Nanigo;
Martwy punkt;
Mały Budda;
Chodzę po ogniu

Muariolanza, Muafrika (2010, Falami)

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO