Recenzja

Beata Przybytek – Today Girls Don’t Cry

Obrazek tytułowy

Długo kazała nam na siebie czekać Beata Przybytek – jedna z najbardziej utalentowanych wokalistek polskiej sceny muzycznej. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jej nowy projekt był jednym z najbardziej wyczekiwanych w 2017 roku. Od premiery rewelacyjnego krążka I’m Gonna Rock You minęło pięć długich lat. Czego więc możemy się spodziewać? Z pewnością nie nijakich i monotonnych piosenek, ale o tym za chwilę.

Na wstępie wypadałoby wspomnieć, że autorką muzyki do prawie wszystkich utworów jest Beata Przybytek (ostatni napisał Jakub Chmielarski). Słowa natomiast napisali niezawodna Alicja Maciejowska, z którą wokalistka współpracowała już przy poprzednim albumie, Grzegorz Wasowski, Dariusz Dusza i Andrzej Poniedzielski. Materiał jest bardzo różnorodny z wielu powodów. Po pierwsze, w oczy rzuca się spory skład. Udział w nagraniach wzięło kilkunastu dobrze znanych muzyków: Beata Bednarz, którą usłyszymy w I Had a Chat, Bogusław Kaczmar, Tomasz Kałwak, Paweł Tomaszewski, Damian Kurasz, Jakub Chmielarski, Sławek Berny, Marek Podkowa i wielu innych. Celowo pominęłam tutaj perkusistów i kontrabasistów, ponieważ grają oni parami w zależności od utworu (Adam Kowalewski / Arek Skolik, Robert Szewczuka / Filip Mozul, Andrzej Święs / Paweł Dobrowolski). Warto dodać, że pary dobrane są wyjątkowo trafnie, są świetnie zgrane i stylistycznie dopasowane do klimatu danego utworu.

Tytułowe Today’s Girls Don’t Cry rozpoczyna intro gitary, po którym niezastąpiony Bogusław Kaczmar wprowadza słuchaczy w klimat dodatkowo podkreślany przez wstawki Pawła Tomaszewskiego na organach Hammonda. Jeśli weźmiemy pod uwagę tekst, można śmiało stwierdzić, że jest to piosenka-manifest o silnych i niezależnych kobietach dzisiejszych czasów. Stylistyka radykalnie zmienia się w trzecim utworze Priceless Cure, co jest słyszalne od pierwszych jego dźwięków. Obsada ulega tutaj rozszerzeniu o gitarę i instrumenty dęte, które pojawiają się w refrenie. Pierwszy raz jest też solo Marka Podkowy (saksofon tenorowy), który pokazuje cały wachlarz swoich możliwości na tym krótkim odcinku.

Z rozpaczy blues posiada bardzo ciekawy, filmowy wręcz efekt – na samym początku nagrane zostały kroki i otwieranie drzwi. Wprowadza to słuchacza w muzyczny świat tego bluesa. Beata Przybytek śpiewa o emocjach i przeżyciach kobiety po rozstaniu. Nie wiem, czy jest na tej płycie bardziej poruszający tekst. Wokal jest przejmujący i oddaje bez reszty to, co zostało napisane w warstwie tekstowej. Wielkim atutem jest tutaj znowu Bogusław Kaczmar, który bardzo stylowo wykonuje swoje solo.

Utworem, który zdecydowanie wyróżnia się spośród wszystkich, jest The Shadow Age. Mam tu na myśli przede wszystkim elektroniczne brzmienie i wprowadzenie instrumentów dętych, jako delikatnych wstawek. Rozważna czy romantyczna to powrót do początkowego klimatu soulowego. Uważam, że największego uroku dodaje tutaj Damian Kurasz na gitarze i wstawki instrumentów dętych. Czymś zupełnie nowym jest I Had a Chat. Duet z Beatą Bednarz opowiadający o wierze, co z miejsca kieruje słuchaczy w kierunku muzyki gospel, poprzez ciemne wokale i chórki.

Cechą charakterystyczną tego materiału jest mieszanka stylów muzycznych: od bluesa, jazzu, soulu, funku po gospel. Dużym walorem jest też obecność czterech tekstów w języku polskim. Jest to płyta tak różnorodna, jak różnorodna jest kobieca natura i wielość jej przeżyć. Głos Beaty Przybytek tylko utwierdza i podkreśla wszystko, co napisałam i odczułam – jest dojrzały, sensualny, miejscami aktorski i przede wszystkim prawdziwy w przekazywaniu emocji.

Autor: Paulina Sobczyk

Ten tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 03/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO