Recenzja

Bugge Wesseltoft – Everybody Loves Angels

Obrazek tytułowy

Najnowszy solowy album Bugge Wesseltofta przegapiłem, kiedy miał swoją premierę. Gdyby dotarł do mnie jako gorąca nowość, Krzysztof Herdzin miałby sporą konkurencję w walce o tytuł mojej ulubionej płyty 2017 roku. Kiedy kilka dni temu zupełnie przypadkiem trafiłem na tę płytę, już nieco zakurzoną, na półce jednego z warszawskich sklepów, wiedziałem, że będzie dobrze.

Zestaw utworów wyglądał obiecująco i z pewnością urozmaici mój autorski cykl jazzowych coverów, który przygotowuję od jakiegoś czasu. Angie jest jednym z moich absolutnie ulubionych utworów The Rolling Stones. Wyśmienicie skomponowany i napisany miał swoją premierę w 1973 roku na płycie Goats Head Soup, choć w naszym rejonie Europy wielu może go kojarzyć z albumem Made In The Shade, pierwszą kompilacją zespołu wydaną przez Atlantic w 1975 roku, a później szerokim gestem kopiowaną przez bułgarski Balkanton. Mam egzemplarz tego albumu do dziś i choć wydany został w 1983 roku, nadal jest moją jedyną analogową wersją Angie. Ten utwór to jednak nie koniec atrakcji utrwalonych na Everybody Loves Angels. Znajdziecie na tym albumie również doskonale zagrane i nieczęsto w jazzowym światku przypominane Bridge Over Troubled Water Paula Simona i również zapomnianą religijną melodię Morning Has Broken, do której tekst powstał po raz pierwszy w latach trzydziestych ubiegłego wieku, a której autorstwo na płycie Bugge Wesseltofta przypisane jest Catowi Stevensowi. W istocie jego wersja z albumu Teaser And The Firecat była sporym przebojem i stała się wizytówką artysty, ale z pewnością nie jest kompozycją Cata Stevensa, szczególnie w wersji bez tekstu. To jednak jedynie niezręczność edytorska, niemająca żadnego wpływu na doskonałość interpretacji Bugge Wesseltofta. Dekonstrukcja Angel Jimiego Hendrixa posunęła się, moim zdaniem, nieco za daleko, za to Bridge Over Troubled Water i niespodziewanie rzadko grywane w jazzowym świecie Let It Be Johna Lennona i Paula McCartneya będą już zawsze wysoko na liście moich ulubionych wersji tych kompozycji.

Bugge Wesseltoft nie ułatwia życia swoim fanom, jeśli czegoś nie przegapiłem, to Everybody Loves Angels jest jego pierwszym solowym nagraniem od czasu Songs, czyli od ponad sześciu lat. A właśnie jego solowe nagrania w większości są wybitne, podobnie jak album Everybody Loves Angels. Płyta została nagrana w jednym z zabytkowych kościołów na Lofotach. To bardzo spokojne i piękne miejsce. Tak jak muzyka Bugge Wesseltofta, skupiona na poszukiwaniu przestrzeni i piękna melodii, choć niekoniecznie przebojowa.

Jego interpretacje znanych przebojów, uzupełnione własnymi kompozycjami, są niezwykle oszczędne, pozwalają słuchaczowi skupić się na kolejnych dźwiękach. W jego wykonaniu proste melodie stają się jeszcze prostsze. Pozbawienie słów takich utworów, jak Blowin’ In The Wind, wydaje się pomysłem trochę bez sensu, przecież w takich kompozycjach zdecydowanie ważniejszy jest właśnie tekst. Bugge Wesseltoft potrafi zrobić z nimi cuda. Lepiej późno niż wcale. To album, który zostanie ze mną na długo. Jest uzależniający, ma w sobie prawdziwą magię, sprawiającą, że czeka się na każdy kolejny dźwięk.

Autor: Rafał Garszczyński

Ten tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 03/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO