Recenzja

Dominic Miller – Absinthe

Obrazek tytułowy

ECM, 2019

Absinthe to kolejna płyta z bogatej dyskografii znakomitego gitarzysty Dominica Millera – współpracownika takich gwiazd, jak Sting i Phil Collins. Jego najnowszą autorską propozycją jest muzyka inspirowana impresjonizmem, będąca pochodną fascynacji francuskimi malarzami tego nurtu. Pogodna, jasna, nieprzegadana, wycyzelowana w każdym dźwięku.

Wszystkie dziesięć utworów znajdujących się na krążku to kompozycje Millera. Główną rolę odgrywa w nich jego gitara, choć oszczędna, niepozbawiona akcentów ukazujących pełnię możliwości autora. Z bandoneonem, na którym gra Santiago Arias, tworzą znakomity klimat – zamyślenia, przestrzeni – kojarzący się z łąkami pełnych kwiatów i słońca. Wszystkie te doznania sugerują wrażenia potęgowane smakowaniem tytułowego absyntu.

W klimat zaproponowany przez Dominica Millera, znakomicie wpisują się pozostali muzycy, zaproszeni do nagrania: na keyboardzie Mike Lindup, basista Nicolas Fiszman i znakomity Manu Katché, uzupełniający smakowicie utwory swoją bardzo delikatną grą na perkusji.

Prawie wszystkie utwory na CD to ballady, pełne spokoju, zamyślenia, dające wrażenie obserwacji zjawisk przyrody, takich jak burza czy deszcz. Wyjątek stanowi Absinthe, który tylko w początkowej fazie jest melancholijną balladą, a następnie przechodzi w dynamiczne funky, w którym muzycy szerzej prezentują swoje umiejętności. Pomimo nieco innego charakteru utwór ten nie zaburza koncepcji całej płyty.

Słuchając albumu w całości, można odnieść dominujące wrażenie dojrzałości – życiowej i muzycznej – autora. Ta muzyka potwierdza, że w karierze przychodzi taki moment, który nakazuje zwolnić, nabrać dystansu i zbilansować umiejętności. Otoczenie się zaś ludźmi, wyznającymi tę samą filozofię pozwala tworzyć dalej, ale już bez szaleństw i ekstrawagancji, dostrzegając przede wszystkim zamierzony cel i piękno muzyki. O wyznawanej od dawna filozofii Miller mówił tak magazynowi Gitarzysta: „Cenię sobie tych instrumentalistów, którzy potrafią zostawić swoje ego przed drzwiami studia. Oczywiście jeśli kawałek wymaga odrobiny technicznej akrobatyki – wal śmiało, nie mam nic przeciwko. Ale moją domyślną strategią jest unikanie obscenicznej wirtuozerii, wolę skupić się na opowiadaniu ciekawej historii za pomocą ciekawej melodii”.

Szukając spokoju i równowagi, warto sięgnąć po tę płytę – dojrzałą, zamyśloną, a zarazem pogodną.


Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 5/2019

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO