Fundacja Polski Jazz Records, 2019
No to jesteśmy na trzeciej bazie – po Będzie dobrze i Tego chciałem Eskaubei i kwartet Tomka Nowaka dają nam Sweet Spot. Nie tak dawno rzeszowski MC oraz dwóch kolegów z zespołu – Kuba Płużek i Max Olszewski (który notabene zastąpił na trzecim albumie Filipa Mozula) – wydali bardzo udany album 4 a.m. z grupą Sophia Grand Club. Minęły trzy lata od Tego chciałem, rok od 4 a.m. Nadszedł czas na zmiany i przynajmniej delikatną zmianę formatu. Co przygotowali dla nas tym razem muzycy?
Muzycznie jest nieco inaczej niż na dwóch poprzednich albumach, a już na pewno kompletnie inaczej niż w projekcie Sophia Grand Club (trudno nie odnosić się również do tego albumu, skoro kilku muzyków gra i tu, i tu – udzielają się także wzajemnie na koncertach). Sweet Spot to album bardziej przystępny dla niedzielnego słuchacza. Momenty instrumentalne nie przesłaniają wokalu Eskaubeia i gości, odeszły lekko w cień, choć nadal pozostają istotnymi elementami układanki. Więcej w warstwie muzycznej neo soulu i subtelności, mniej trudniejszych w odbiorze momentów – szczególnie w porównaniu z pierwszym albumem. Nadal najaktywniejszym instrumentalistą jest rzecz jasna lider – Tomek Nowak na trąbce, którego solówek, tak jak wcześniej, słucha się cudownie. Muzycznie Sweet Spot to mój ulubiony album projektu Eskaubei & Tomek Nowak Quartet. Kompozycja za kompozycją (gwoli ścisłości: dziewięć Tomka Nowaka, jedna Kuby Płużka i trzy kolektywne improwizacje) oczarowują, relaksują, wzbudzają emocję, którą nazywam „audiobłogością”. No co tu dużo gadać – jest wspaniale!
Zdecydowanie moim ulubionym kawałkiem na albumie jest Uprzejmość to nie słabość. To mocny, bezczelny rapowy joint, w którym Eskaubei rozprawia się z fałszywymi ludźmi, leniwymi dziennikarzami – krótko mówiąc: bucami, spotykanymi każdego dnia. Ten moment albumu to najsłodszy miód na moje hardkorowo-rapowe serce. O taki właśnie „pieprzny moment” apelowałem w recenzji poprzedniego albumu E&TNQ – Tego chciałem (JazzPRESS – 1/2017). Oczywiście Eskaubei nie jedzie w tym utworze epitetami niczym Nas w Ether. Zachowuje wymagany takt i elegancję, ale mimo wszystko – czasem trzeba złapać ludzi za mordę i spokojnym głosem powiedzieć im prawdę. Natomiast niestety, oprócz tego momentu, osobiście jestem dość zawiedziony performancem tego utalentowanego i zasłużonego dla sceny rapera.
Podobnie, jak pisałem przy okazji ostatniego albumu – nie zostałem zaskoczony. Wydaje mi się, że najprościej wytłumaczyć to tym, że nie jestem w grupie słuchaczy, do której kierowana jest warstwa liryczna albumu. Publika jazzowa zaatakowana tekstami o bardziej klasycznym, rapowym charakterze mogłaby tego, mówiąc wprost, nie zdzierżyć. Nie wyobrażam sobie, by na przykład para trzydziestoparolatków idąca na koncert jazzowy w „małym mieście” zareagowała pozytywnie, gdyby pod subtelne dźwięki zespołu Eskaubei jechał pełne skomplikowanych porównań i metafor lub agresywne teksty w stylu Redmana albo Ghostface’a. Uznajmy zatem, że problemem w moim odbiorze tekstów na Sweet Spot jest przyzwyczajenie i niedopasowane do charakteru projektu oczekiwania, a nie performance Pana Skubisza.
Bo zapewne 95 procent słuchaczy na co dzień słucha muzyki instrumentalnej lub subtelnego jazzu wokalnego, a nie Royce’a da 5’9” i Westside Gunna. Zatem, podchodząc do tematu bardziej z ich strony i próbując wejść w tę rolę – warstwa liryczna i performance Eskaubeia będą dla nich perfekcyjnie zrozumiałe, pasujące do muzyki, jej nastroju i relaksującego, sentymentalnego charakteru. Zapewne jazzowe głowy przyjmą te teksty z otwartymi ramionami. Szczególnie, że Sweet Spot odbieram jako wielki „love song” do losu zawodowego muzyka, jazzu i jego legendarnych twórców, rozmów ze słuchaczami oraz życia w trasie. Eskaubei wydaje się być niezwykle usatysfakcjonowany wybraną drogą życiową, dumny ze swoich osiągnięć, a jednocześnie skromnie wskazuje osoby, którym to, we własnej ocenie, zawdzięcza.
Podoba mi się bijący z albumu optymizm i akcentowanie pozytywnych stron życia. Tytułowe „małe miasta” z otwierającego album utworu to wspaniała okazja do poznania ludzkich życiorysów, zyskania nowych przyjaciół i szeroko rozumianej edukacji społecznej, a nie zapach przetrawionego alkoholu, bieda i brud. I taka postawa dominuje na większości albumu: Eskaubei jest wdzięczny za dary losu, fascynują go owiane legendami czasy kształtowania się sceny jazzowej w Polsce i zasłużone postacie z tamtych czasów oraz, ogólnie rzecz biorąc, otwiera się na ludzi i dialog.
Sweet Spot to kolejna wiktoria Eskaubeia i Tomka Nowaka. Kto wie – może nawet największa do tej pory? Najbardziej rozbudowana, najbardziej zróżnicowana, a jednocześnie przystępna i – co może zabrzmieć pejoratywnie – chwytliwa… Jeśli liczba odbiorców projektu zwiększała się systematycznie od wydania pierwszej płyty, to po wydaniu Sweet Spot może zaliczyć bardziej gwałtowny wzrost. Czego oczywiście życzę, bo twórcy sobie na to zasłużyli.
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 7/2019