Mam wrażenie, że Jane Ira Bloom nie cieszy się w Polsce wystarczająco dużą atencją. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że dla wielu krajowych miłośników jazzu jest postacią anonimową. Tymczasem to jedna z najbardziej cenionych osobowości jazzu. Ubiegłoroczna laureatka nagrody Jazz Journalists Association i ankiety krytyków DownBeatu (w kategorii saksofonu sopranowego). Ma w swoim dorobku współpracę między innymi z: Charliem Hadenem, Edem Blackwellem, Fredem Herschem i Kennym Wheelerem.
Źródłem inspiracji dla nagranego i wydanego w 2017 roku przez własną wytwórnię artystki albumu Wild Lines: Improvising Emily Dickinson stała się twórczość słynnej poetki z Amherst. Uznawanej za jedną z najwybitniejszych osobowości poezji amerykańskiej, która uznanie zdobyła dopiero ponad pół wieku po swojej śmierci. W nagraniach saksofonistce towarzyszyli stali współpracownicy: pianistka Dawn Clement, basista Mark Helias oraz perkusista Bobby Previte.
Niezwykle ciekawy jest koncept dwupłytowego wydawnictwa. Pierwsza z płyt zawiera utwory instrumentalne – czternaście kompozycji Jane Iry Bloom oraz It's Easy To Remember Richarda Rodgersa i Lorenza Harta. Druga to te same utwory, choć nieco przearanżowane i, co najważniejsze, wzbogacone o recytację tekstów Emily Dickinson. Głosem poetki na płycie jest Deborah Rush, aktorka znana między innymi ze swoich ról teatralnych i udziału w latach osiemdziesiątych w filmach Woody’ego Allena.
Wild Lines: Improvising Emily Dickinson – album, który przeszedł u nas niemal bez echa to, moim zdaniem, jedno z najciekawszych jazzowych wydawnictw roku 2017. Niezwykle różnorodny stylistycznie: od klasycznego mainstreamu, po bardziej wyrafinowane formy współczesnej muzyki improwizowanej. Może się wydawać, że dwa godzinne sety tej samej muzyki, w tym jedna z prezentacją poezji, mogą być nużące. Jednak o znudzeniu czy przesycie nie może być mowy. Słucha się Wild Lines z zapartym tchem i rozdziawioną z zachwytu gębą. Znakomity album.
autor: Krzysztof Komorek
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2018