Recenzja

Julia Kania – Here

Obrazek tytułowy

Do tego, że mamy zdolną młodzież, zdążyłem się przyzwyczaić, ale ciągle zaskakują mnie takie dzieła jak Here Julii Kani. Podczas słuchania ani przez chwilę nie czułem, że to dopiero debiut płytowy młodej wokalistki, kompozytorki i autorki tekstów. Mimo że Julia jest chyba jeszcze studentką (sic!) wokalistyki jazzowej Akademii Muzycznej w Katowicach, jej płyta brzmi niezwykle dojrzale. A dojrzałość kojarzy się ze szlachetnym umiarem i dobrym rozpoznaniem swoich atutów.

Wprawdzie pierwszy utwór Advice, z oszczędnymi, ostinatowymi figurami gitary i fortepianu, jest nieco zwodniczy – miałem obawy, że całość pójdzie w stronę quasi-country à la Norah Jones albo nawet popu. Ale następny, już wyraźnie pulsujący i potoczysty temat Silly Dream – który prowadzi vamp basu – rozwiał wszelkie wątpliwości. Śpiewa rasowa wokalistka jazzowa i gra zespół jazzowy z prawdziwego zdarzenia.

Właśnie – zespół. Płyta Here jest dziełem kolektywnym. Julia Kania wie dobrze jako kobieta, że diament wymaga odpowiedniej oprawy. Znalazła świetnych instrumentalistów. Partnerów, nie tylko akompaniatorów. Grają już ze sobą jakiś czas i to słychać. Na fortepianie Kajetan Borowski – lider własnego tria i autor znakomitego albumu Totem, o którym miałem już przyjemność pisać na tych łamach. Na perkusji Piotr Budniak, na kontrabasie Adam Tadel. To trzon podstawowy. Dołączył jeszcze Szymon Mika na gitarze. Godne podziwu jest samoograniczenie muzyków, choćby pianisty, bo przecież znamy jego możliwości. Tutaj Kajetan Borowski gra oczywiście świetne partie solowe, ale momentami bardziej myśli o współpracy z gitarzystą niż o swoich popisach. Podobnie udana kooperacja dwóch instrumentów harmonicznych to u nas nadal rzadkość. Szymon Mika wprowadza na gitarze ciekawe efekty barwowe i kolorystyczne, grając innym dźwiękiem w każdym utworze.

Ale Here to taka płyta, która zyskuje z każdym przesłuchaniem. Julia Kania nie tylko śpiewa lekko i ze swobodą, z dużą pewnością siebie oraz – co równie ważne – ze sporym zapasem ekspresji, który wyczuwamy podskórnie, a to już najwyższa szkoła jazdy, ale także ciekawie komponuje. Przesłuchałem ten album wiele razy, nic się tutaj nie powtarza. Każdy temat to osobna historia. Na przykład Forget brzmi jak klasyczny standard amerykański, do tego ma budowę szkatułkową. To jakby kilka kompozycji w jednej. Przy czym zróżnicowanie tempa i faktury jest intrygujące i naturalne, nie przekombinowane. Po amerykańsku brzmi także Sense.

Kulminacją tego krążka są z pewnością Masterpiece i Better Go. W tym pierwszym utworze mamy swing i niezwykły polot, Julia pięknie frazuje, a Piotr Budniak gra wirtuozersko na samych obręczach bębnów. W Better Go jest szybsze tempo z popisowym akompaniamentem fortepianu i iście przebojową melodią. Szymon Mika wyciął tutaj na gitarze solo w stylu... Santany. To powinno „chodzić” w radiu!

Zupełnie inny nastrój spotkamy w śpiewanej po polsku, powolnej pieśni Nie Ty. Przyznam, że to nie moje klimaty, ale chylę czoła przed wszechstronnością Julii. Generalnie bardzo udana płyta, czekam na następną.

autor: Jarosław Czaja

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO