Recenzja

Marek Pospieszalski – Marek Pospieszalski gra piosenki, które śpiewał Frank Sinatra

Obrazek tytułowy

Marek Pospieszalski w muzycznym życiu nie ma lekko. Bezustannie zmagać się musi z popularnością i klasą swojego ojca – Mateusza. Ciągłe porównania do legendy ojca mogą stać się naprawdę męczące dla ambitnego muzyka, chcącego napisać swoją historię. On sam nakłada na siebie tej presji jeszcze więcej. Na warsztat bierze utwory śpiewanie przez samego Franka Sinatrę – melodie, które wszyscy znają i większość lubi. Marek Pospieszalski nie jest jednak muzycznym żółtodziobem, dlatego po tym spotkaniu na szczycie można było sporo oczekiwać.

Do tego projektu Pospieszalski zaprosił trzech bardzo ciekawych instrumentalistów. Sekcję rytmiczną tworzą: Max Mucha i Max Andrzejewski (odpowiednio kontrabas i perkusja), a za fortepianem usiadł jeden z najbardziej utalentowanych muzyków austriackiej sceny jazzowej – Elias Stemeseder. Pospieszalski, rzecz jasna, zagrał na saksofonie tenorowym.

Całą płytę otwiera króciutkie solowe wykonanie przez Pospieszalskiego jednego z największych przebojów Sinatry – My Way. Z oryginału zostało jednak naprawę niewiele, tylko kilka początkowych dźwięków pozwala nam ten utwór rozpoznać. Resztę stanowi swobodna improwizacja Pospieszalskiego, bardzo luźno związana z motywem przewodnim. Jest to jednak pewna wskazówka, jak kwartet ten traktuje utwory Sinatry. Raczej są to skojarzenia związane z tymi pamiętnymi melodiami, niż ich wierne odegranie.

Ciekawie wypada ballada I Think Of You, o posępnym charakterze, z bardzo ciekawą partią perkusji, która cały utwór zamyka. W You Make Me Feel So Young znakomicie prezentuje się Stemeseder. Jego frazowanie, pozornie oderwane od linii utworu prowadzonej przez zespół, jest zdecydowanie najciekawszym fragmentem całej kompozycji.

Na płycie Marek Pospieszalski gra piosenki, które śpiewał Frank Sinatra grają świetni instrumentaliści, dla których ograniczenia techniczne nie istnieją. Brzmienie jest bardzo profesjonalne, lecz płycie tej brakuje cechy, która by ją wyróżniała na tle innych wydawnictw jazzowych. Brakuje w niej chyba troszeczkę ognia i pasji. Mam wrażenie, że ten skład nie jest do końca zgranym zespołem. W jazzie nieprawdopodobnie istotną rzeczą jest muzyczna komunikacja artystów i ich wzajemne „napędzanie się”, a słuchając tego kwartetu owej zależności nie zauważyłem.

Wspomniane mankamenty to, jak na standardy jazzowe, dość duży zarzut. Interpretacji utworów Sinatry w wykonaniu Pospieszalskiego warto jednak posłuchać. Mimo wszystko, to kawałek solidnej muzyki, dzięki któremu może po raz kolejny uświadomimy sobie jak niedoścignionym mistrzem był Frank Sinatra.

autor: Jędrzej Janicki

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO