Recenzja

Miloš Železňák & Anna – Vtáčiky

Obrazek tytułowy

Kiedy byłam małą dziewczynką, mama śpiewała mi do snu kołysanki, które choć posiadające dramatyczny tekst, otulone były subtelnością jej głosu i delikatnością matczynej opieki. Tę opiekę, za sprawą pięknego i pełnego liryzmu głosu, sprawuje nad słuchaczem Anna Hláváćova. I choć większość z nas nie zrozumie tej historii (ze względów językowych), to możemy odczytać ją oczami wyobraźni. Bo choć głos wokalistki, który zawróci na właściwą ścieżkę nawet najbardziej zbłąkaną duszę może wydawać się monotonny, to jednak nie brakuje tu całego kalejdoskopu emocji.

Opracowane przez duet pieśni, zarówno bałkańskie – z Czarnogóry, jak i słowiańskie – rosyjskie i ukraińskie to pieśni prostego ludu, do którego nie dostał się futurystyczny hałas. Oczywiście uległy one przemianom na przestrzeni wieków, gdyż, jak to kiedyś na wsi bywało, każdy miał prawo dodać coś od siebie. Jednak zarówno trubadurzy, jak i wędrowni śpiewacy wykonywali je zazwyczaj przy akompaniamencie gitary, kobzy lub liry korbowej.

Świat, który prezentują nam artyści to świat, który na chwilę się zatrzymuje, mimo wciąż upływającego czasu. Oniryczna wizja muzyki i emocji z nią związanych przypomina odbiorcy o prostych wartościach, które często się ulatniają. Nie brak tu bowiem uczuć i duchowych uniesień – zdecydowanie pięknych i nostalgicznych. Oprócz jasnego świata i sielankowego życia z naturą pojawia się też aspekt zależności człowieka od przyrody, kiedy to pojawiają się problemy z pracą w polu, czy od historii, kiedy naciąga wojną, a co za tym idzie śmierć.

Na całym krążku zachwyca subtelność głosu wokalistki, który jednak po pewnym czasie może okazać się nużący. Dlatego warto też wsłuchać się w tło. Miloš Železňák jest nie tylko biegłym gitarzystą, ale też świetnym multiinstrumentalistą. Grając na wszystkich instrumentach, które można usłyszeć na płycie, łączy tradycyjną muzykę ludową z nowoczesnym brzmieniem elektroniki. Robi to bardzo niepozornie – gdzieś daleko w tle słyszymy mandolinę, oud, lirę i buzuki zestawione z gitarą elektryczną oraz instrumentami elektronicznymi.

Wydawać by się mogło, że takie zmodernizowanie muzyki ludowej może ją w jakiś sposób zniekształcić. Otóż nie, wybawia ją z często nadawanych schematów „wsi spokojnej i wsi wesołej”, pozwalając zinterpretować ją na nowo tak, by głos i dźwięk leciał po rosie, niczym w Puszczy Kurpiowskiej.

autor: Katarzyna Nowicka

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO