W jazzie nie brakuje płyt społecznie zaangażowanych. Jak choćby legendarne We Insist!. Tam niezgoda na społeczne realia Ameryki, dyskryminację i segregację rasową przybrała formę pełnego desperacji protestu. The Future Is Female też jest politycznie zaangażowane i protestuje. Bunt wygląda tu jednak zgoła inaczej.
To czwarta płyta Roxy Coss jako liderki. Tak jak na poprzednich gra na saksofonach tenorowym i sopranowym, dodatkowo sięga po klarnet. Towarzyszą jej: Alex Wintz na gitarze, Miki Yamanaka na fortepianie, Rick Rosato na basie, Jimmy Macbride na perkusji oraz gościnnie Lucas Pino na klarnecie basowym.
Za liderką stoją konkretne atuty. Od sprężystego brzmienia (przywołującego na myśl klasyków – Hanka Mobleya czy Franka Fostera), przez nader zręczne aranżacje, kończąc na iskrze przyciągającej od pierwszej minuty nagrania. To bardzo świadoma płyta środka. Jest tu namysł, jest elokwencja, jest swing, melodycznie pobrzmiewa to zupełnie świeżo. Bardzo zgrabnie wygląda interakcja między członkami zespołu. Szczególnie partie gitary i fortepianu albo pozostają w ciekawym kontrapunkcie (Mr. President), albo sprawnie za sobą podążają (She Needed A Hero, So That's What She Became).
Mamy tu rozsądny balans między różnymi nurtami nowoczesnego jazzu. Może gdyby jakiś mocniejszy podmuch (rykoszetem z płyty Matany Roberts?) natchnął ku większej radykalności, głos Roxy Coss nabrałby jeszcze rozmachu. Radykalizm w sztuce to przecież nie szokowanie na siłę, lecz niezgoda na powielanie utartych środków wyrazu.
Feministyczny duch manifestuje się w tytule płyty i kawałków (#MeToo czy Females Are Strong As Hell). W warstwie muzycznej to dojrzała i pełna ciekawych rozwiązań płyta umiaru. Polityczna manifestacja, ale spokojna i rozsądna. Prowadzona z pozycji większego komfortu, niż mogli mieć Max Roach i Abbey Lincoln.
autor: Jakub Sokołowski
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2018