Drugi album Tala Cohena w roli lidera jest równie imponujący jak muzycy, z którymi go nagrał. Wirtuozerską grę pianisty wspiera mistrzowsko Greg Osby na saksofonach – altowym i sopranowym, Jamie Oehlers na saksofonie tenorowym, Robert Hurst na kontrabasie i Nate Winn na perkusji.
Wielcy wykonawcy dzielą się na tych, którzy nie znoszą tłumaczyć swojej muzyki – wolą, żeby mówiła sama za siebie (koszmar dziennikarza) i tych głęboko świadomych twórczego procesu. Tal Cohen zdecydowanie zalicza się do tych ostatnich. Gentle Giants to bardzo osobisty album i bogata jest paleta różnorodnych doświadczeń, opisanych w notatce płytowej. Dobrze jest przesłuchać go „na zimno”, wyrabiając sobie własną opinię, ale słowa kompozytora opowiadające historię każdej kompozycji przysparzają muzyce dodatkowego wymiaru.
Album otwiera jeden z moich ulubionych utworów Milesa Davisa – Nardis. Odważny wybór na przekonanie nowych słuchaczy, ale Cohen i jego team wygrywają tę bitwę, nie biorąc jeńców. Ich wersja jest free i organiczna zarazem, co nie jest oczywistą kombinacją. Otwiera ją kontrabas, wyznaczając rytm, a akordy fortepianu dodają głębi. Delikatna melodia szybko rozwija się w burzę karkołomnych pasaży, szalonego dęcia saksofonów i dudniących bębnów, wspomaganych przez kontrabas. Już w pierwszym numerze Cohen pokazuje pełną skalę swoich umiejętności – powściągliwe dostojne dźwięki, kaskady harmonicznych progresji, krystalicznie delikatne staccata i liryczne frazy. Głęboki, klarowny dźwięk saksofonu Oehlersa dopełnia brzmienia tej aranżacji.
Reszta albumu to już wyłącznie kompozycje Cohena. Great PK, wyprawa do krainy dzieciństwa, mistrzowsko bawi się bebopem, a lider demonstruje wirtuozerię i wyobraźnię w fortepianowym solo. Ujmującą melodię Ducks wprowadza tenor Oehlersa i nastrojowy kontrabas, które znakomicie uzupełniają delikatne akordy fortepianu.
Cohen ma talent do pozornie prostych melodii o wyrafinowanej strukturze harmonicznej – to zasługa jego izraelskich korzeni, na równi z fascynacją klasykami jak Scriabin i Chopin. Świetną tego ilustracją jest dwuczęściowa Lo Haya, imponująca wielowarstwowa kompozycja, dedykowana rodzinie. Ta minisuita rozwija się od prostych dźwięków tenoru i fortepianu do skomplikowanych harmonii doskonałych zespołowych improwizacji, finezyjnych solówek, szaleńczych duetów i pojedynków na saksofony, które Cohen podkreśla subtelnymi progresjami, a wszystko scala doskonała sekcja rytmiczna.
The Gentle Giant jest hołdem złożonym impresjonistom z imponującym dialogiem fortepianu z kontrabasem i znakomitym solo Hursta. Inspirowana Blanchardem Legacy to z kolei postbopowa kompozycja z wyrafinowanym, ale energetycznym solo Oehlersa i zawiłym labiryntem fortepianowych wariacji.
Gavetsch zawdzięcza tytuł izraelsko-europejskiej potrawie o złożonym smaku, tak jak i jego dwie wersje: pierwsza bopowa, bardziej zdyscyplinowana, druga bardziej otwarta, free, ze spontaniczną wymianą dynamicznych fortepianowych progresji, z wyrazistym altem Grega Osby'ego.
Chopin Meets Abach zamyka płytę melancholijną melodią, prowadzoną przez fortepian i sopran Osby'ego, przechodzącą w zespołową improwizację, a grana przez Hursta smykiem na kontrabasie fraza zamyka kompozycję perfekcyjną konkluzją.
Gentle Giants to niezwykle satysfakcjonująca płyta, o szerokim wachlarzu muzycznych niespodzianek. Bywa powściągliwa i zarazem odważna. Cohen zręcznie wykorzystuje swoją mistrzowską technikę, semickie korzenie, jak też i klasyczne fascynacje szukając nowych muzycznych kierunków. To idealna płyta na wiosnę – śmiała i bezkompromisowa, z nieograniczonym potencjałem młodości. Bardzo jestem ciekawa dokąd poprowadzi.
autor: Basia Gagnon
Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 05/2018