Felieton Słowo

Down the Backstreets: Na krawędzi

Obrazek tytułowy

Ab-Soul – Herbert

(TDE, 2022)

Być może czasem nie komunikuję pewnych opinii wystarczająco wprost. Być może czasem cała moja hip-hopowa generacja podchodzi do innych, starszych gatunków z pewną… czołobitnością i przesadną ostrożnością. Prawdę mówiąc, ciągle czuję się na łamach jazzowego periodyku jak, nie zawsze mile widziany, gość. Nie odczuwam potrzeby rozpychania się łokciami i podnoszenia głosu, ale pewne opinie zaprezentowane przez kolegów z radiowej redakcji kilkanaście miesięcy temu uderzyły mnie swoją arogancją i ignorancją w ocenie rapu jako sztuki. Mam świadomość, że takie zdania, wygłaszane z wypiętą klatą i bez cienia wątpliwości, nie powinny mnie obchodzić. Zafiksowanie na „kiedyś to było, tera to nie ma” i przesadnie kurczowe trzymanie się opinii, których nie mogą zweryfikować ze względu na filtry sentymentu i idealizacji, to wystarczające argumenty, by wzruszyć ramionami i pozostawić takichdyskutantów bez słowa reakcji. A jednak – siedzimi to „z tyłu głowy” od dłuższego czasu. Stąd ten zbyt długi i zbyt skoncentrowany na autorze wstęp.

Miejmy więc jasność w jednej kwestii: będę stanowczo bronił tezy, że rap, wykonany przez arcymistrzów tego rzemiosła, jest jedną z najwyższych form literatury. Najbardziej ukochani klasycy nigdy nie mogliby sobie nawet wyobrazić wielowarstwowych schematów rymów, metafor, znaczeń, czasem wplecionych w linearną (lub nawet nielinearną) historię, wygłaszanych w hip-hopowym tempie. I nie twierdzę, że oczekuję po lekturze Dostojewskiego i Steinbecka takich właśnie wrażeń, ocenianie ich tymi samymi kategoriami jest błędem. Zwracam tylko uwagę, że jest to sztuka najwyższych lotów w swojej kategorii. Gatunek, w którym wraz z muzyką dostajemy najwspanialszą, najbardziej surową, najbliższą krwistym emocjom, ale i najtrudniejszą technicznie, charyzmatyczną poezję – częstomówiącą równie dużo wprost, co między wierszami.Samo przyjęcie i przeprocesowanie najlepszych popisów takich geniuszy jak Black Thought, billy woods, Elzhi, Pharoahe Monch czy Lupe Fiasco wymaga wytrenowania w sobie umiejętności odpowiedniego odbioru.

Przeciętny pan didżej od dekad wpychający ludziom do uszu Beatlesów czy Pink Floyd (które są wspaniałymi zespołami w swoich kategoriach) nie zachwyci się dziesięciominutowym fristajlem u Funkmastera Flexa niezależnie od tego, czy MC zmieni w jego trakcie flow dwa czy sześć razy, lub czy na przestrzeni dwóch wersów padną czterokrotne rymy przeplecione ostrym porównaniem o podwójnym znaczeniu. Taki rap to oczywiście typowa popisówa, którą można porównać do pokazu trików podczas prezentacji nowego piłkarza w topowym europejskim klubie. Ważne są zwycięstwa i trofea, a w przypadku muzyków: albumy.

Przypominam więc, że Black Thought (niech tam, weźmy konkretny przykład) ma na koncie również cały szereg genialnych płyt, wypełnionych wspaniale napisanymi utworami, wprost pękającymi od przeróżnych emocji i oryginalnych konceptów. Gdy zatem następnym razem po przesłuchaniu pojedynczego utworu uznasz za stosowne pisać o „monotonności rapowców” i odmawiać kulturze hip-hopowej oraz rapowi prawa do nazywania się „gatunkiem muzycznym” – zatrzymaj się i zastanów, czy aby na pewno nie przemawia przez ciebie sfrustrowany dziadek,od lat bez kontaktu z żywą kulturą, plujący jadem na jej najjaskrawsze barwy i najsilniejsze motory napędowe. A skoro wspomniałem i wymieniłem wcześniej kilku raperów przykładających największą wagę do strony tekstowej, to prezentuję Wam, Drodzy Czytelnicy, jednego z najlepszych takich artystów ostatniej dekady: Ab-Soula. Niestety, po wydanym w 2012 roku świetnym Control System nastąpiły dwa nieco gorsze: These Days… i Do What Thou Wilt. Sześć lat po ostatniej płycie Ab-Soul powrócił z bardzo osobistym, wręcz intymnym albumem Herbert. I może to być jego najlepszy album.

Ab-Soul na wielką międzynarodową scenę wszedł dzięki wytwórni TDE i utworzonej tam supergrupie Black Hippy. W jej skład wchodzą również Kendrick Lamar, Schoolboy Q oraz Jay Rock. Przynajmniej jedna z wymienionych ksyw powinna być znana nawet największym laikom, a zapewniam, że wszyscy czterej to raperzy pełną gębą – w dodatku każdy inny, każdy oryginalny. Dzięki codziennej rywalizacji, współpracy oraz ostrzeniu długopisów i języków – panowie zagościli w słuchawkach i głośnikach odbiorców na długie lata. Ab-Soula docenili głównie starsi odbiorcy – przykładający większą wagę do elementów technicznych. Podziw części słuchaczy oraz kolegów po fachu (niebagatelne pochwały w jego stronę kierowali m.in. Lupe Fiasco, Jay-Z, Schoolboy Q i Russ) nie przełożył się jednak na sprzedaż – żaden album nie zdobył statusu choćby Złotej Płyty.

Kendrick Lamar i Schoolboy Q są lepszymi autorami utworów, Ab-Soul jest lepszym raperem właśnie pod względem czysto warsztatowym. Zawsze starał się patrzeć wewnątrz siebie i nagrywać utwory introspektywne (jak np. The Book of Soul z Control System), ale zdarzało się, że skomplikowaniem tekstów i traktowaniem po macoszemiu tła muzycznego odrzucał słuchaczy oczekujących „muzyki do pobujania się”. A krócej i konkretniej – jego albumy po prostu bywały nudne. Wydawało się, że sztywne trzymanie się konceptu momentami przesłaniało poziom produktu finalnego. Herbert powstawał z postanowieniem umiaru i uniknięcia przesady w kombinowaniu. Jego pierwsza wersja była gotowa do wydania już w 2020 roku, ale premierę opóźnił wybuch pandemii. Ab-Soul, pozostawiony w domu ze swoimi myślami i zbyt dużą ilością czasu, przeszedł najtrudniejsze chwile swojego życia. Już wcześniej zmagał się z problemami psychicznymi, a lockdown przyniósł jeszcze większe pokłady mroku i trudu. Powstały z tego najbardziej obnażające duszę i umysł utwory.

A Ab-Soul przeżył swoje. Demony spod powiek, przez które czasem boimy się zasnąć, w jego przypadku miały się czym karmić. Od 10 roku życia zmagał się z syndromem Stevensa-Johnsona – przez co jego oczy są bardzo czułe na światło (przyciemniane okulary to w jego przypadku więcej niż deklaracja modowa), a skóra skłonna do zmian (najłatwiej zauważyć to w kolorze jego ust). W 2012 roku samobójstwo popełniła jego wieloletnia dziewczyna – Alori Joh. W 2021 roku podczas włamania do domu zastrzelono Armona DoeBurgera Stringera, którego raper uważał za swoją prawą rękę i najlepszego przyjaciela. Zatem niezależnie, czy myślimy o głębokim żalu po stracie, odczuwanym jako bolesna pustka między żołądkiem a płucami, czy o przykrych wspomnieniach z okresu dziecięcego, zawstydzaniu przez wytykanie palcami – Ab-Soul tam już był. Nokaut czasem przychodzi nie po jednym, celnym ciosie na szczękę, często jest wynikiem nawału drobnych uderzeń i braku woli do dalszego znoszenia cierpienia.

Na Herbercie Soul krwawi z długopisu, opowiada o próbie samobójczej w utworze Gotta Rap oraz w teledysku do Do Better. Efektem skoku z 15-metrowego wiaduktu autostradowego było wybicie przednich zębów oraz zmasakrowanie nogi. W pewnej perspektywie kwestię zdrowia psychicznego stawia również fakt, że większość tekstów powstała przed próbą samobójczą. Mimo wzrastającej świadomości społeczeństwa, jak nieprzewidywalna i delikatna jest ludzka psychika, to nadal może być zaskakujące. Teksty na Herbert pokazują dużą samoświadomość autora, elementy terapii i wiedzę na temat konieczności dalszych kroków. A jednak – za rogiem kryły się najtrudniejsze momenty i impuls do odebrania sobie życia.

Pamiętając nie zawsze entuzjastyczny odbiór swoich dwóch ostatnich albumów, Soul stara się jak może, by uniknąć pułapek, w które wówczas wpadał. Tym razem unika zabawy w encyklopedię. Wcześniej zdarzały mu się teksty na temat teorii spiskowych czy czyste „plucie wiedzą” w stylu Ras Kassa. W mojej opinii porzucenie potrzeby edukowania słuchaczy i postawienie na osobisty przekaz wychodzi płycie na dobre. Ale chociaż po odsłuchu w głowie zostają przede wszystkim najbardziej osobiste utwory, Herbert dotyka również innej tematyki i nie przemęcza słuchacza wylewem wyznań. Są miejsca na typowe rapowe braggadocio, komentarze społeczne, wspomnienia małoletnich prób rapu, wyznanie lojalności wobec gangu… Występy Soula na Herbert powinny zaimponować najbardziej wymagającym rapowym głowom. Nawet w tak bezpośrednim utworze jak FOMF MC napina tekstowe bicepsy i jedzie imponujące, nieoczywiste wersy (druga zwrotka!). Próbuje różnych flow, rytmów i schematów (chociażby na przestrzeni dwóch sąsiadujących utworów: Message in a Bottle i No Report Card).

Sporo dobrych i wartych wyróżnienia treści dostajemy na Herbercie. Otwierające album Message in a Bottle jest chyba moim ulubionym jego momentem. Subtelne intro wzmacnia wejścietwardego, boombapowego bitu autorstwa duetu Beach Noise, by później przejść w dłuższą strukturę klawiszową i tekstowe braggadocio. Bardzo mocnystartpłyty, dającysłuchaczom do zrozumienia, że z jednej strony mamy do czynienia z pewnym siebie MC, ale z drugiej z człowiekiem na krawędzi załamania. Do Better to jeden z najbardziej przejmujących utworów na albumie, z niepokojącym, natarczywym samplem z Green Twins Nicka Hakima. Dotyka stanu depresji, poczucia winy z tego powodu, narkotyków i innych zachowań autodestrukcyjnych, wspomina także o zmarłym w 2018 roku Maku Millerze. The Wild Side pięknie kontrastuje śpiew Jhené Aiko (dawno niesłyszanej na albumach TDE) z uderzeniami kojarzącymi się ze strzałami z pistoletu. Ab-Soul zajmuje na chwilę siedzenie pasażera, przechodząc z rapu w niemalże recytację.

W tytułowym utworze James Blake wysmażył swój markowy „smutny banger”– kolejny autobiograficzny joint, w którym Soul opowiada o stopniowej utracie wzroku oraz wymienia imiona osób, które w pozytywny lub negatywny sposób wpłynęły na jego stan psychiczny. Różne reakcje wywołał hałaśliwy Church on the Move – ja ten kawałek uwielbiam. Jest w mojej opinii efektownym przełamaniem nastrojów – potrzebnym w kontekście sequencingu całego albumu, by pobudzić słuchacza przed jego końcówką. DJ Dahi zabawił się elektronicznymi dziwactwami – całość może i brzmi trochę jak efekt awarii sprzętu, ale według mnie zachowuje harmonię. A tolerancja przeciętnego słuchacza na nieszablonowe rozwiązania zdecydowanie się w ostatnich latach zwiększyła, co widać np. po popularności JPEGMafii.

It Be Like That jest z kolei unikatowym momentem maksymalnego uproszczenia strony tekstowej. I muszę przyznać, że – ku mojemu zaskoczeniu – działa nawet mocniej niż trudniejsze, bardziej liryczne momenty Soula. Niemalże litanijna budowa zostawia większe pole do interpretacji, własnego dopisania tych pojedynczych wersów do konkretnych sytuacji z życia autora, które zdążyliśmy już poznać dzięki pozostałym utworom na albumie. Na sam koniec dostajemy bity DJ-a Premiera – a te są od lat dla raperów sposobnością do popisów technicznych i wygibasów tekstowych. Gotta Rap jest dokładnie tym – Ab-Soul po prostu szaleje na wspaniałym podkładzie. Niech najlepszym tego dowodem (który także można odnieść do mojej tezy ze wstępu) będą takie trzy wersy: I put my life in these sentences, bring the felons in / My cuddie up in the coupe flipping chickens / Turning one up into two, that's a mockingbird. Wieloznaczność słów (i utrzymywanie sensu zdania w każdym ze znaczeń), gęsty schemat rymów – dzieje się naprawdę dużo. No i w drugiej zwrotce, jak wspomniałem wcześniej, szczegółowe opowiadanie o próbie samobójczej.

Gościnnych występów nie ma wiele, ale niektóre wręcz zaskakują jakością. Nigdy nie byłem fanem Big Seana, więc jego wersy w Go Off (a także na tegorocznym Palisades, CA Larry’ego June’a i Alchemista) wzięły mnie z zaskoczenia. Jak tak dalej pójdzie, może nagra w końcu naprawdę dobry album. Kibicuję. Podobnie Punch – człowiek zajmujący się częściej prowadzeniem wytwórni niż rapem – wypadł fantastycznie w Goodman. Joey Bada$$ wzniósł się na swoje wyżyny – wiemy, że potrafi, ale nie zawsze mu się chce.

Nie jest jednak idealnie. Pomiędzy naprawdę imponującymi wersami od czasu do czasu wplecione są kompletne pomyłki, psujące odbiór całości utworów. Podejmowanie ryzyka w tekstach i miłość do zabawy słowem może prowadzić do nietrafionych żartów czy niesmacznych porównań. Niełatwo jest też wybronić utwory Positive Vibes Only (chociaż jest bardzo ważny) i Art of Seduction. Odstają jakością od reszty albumu – pierwszy ociera się o tandetę pod względem sonicznym, drugi jest beznadziejną próbą erotyki. Herbert jest, jak na obecne standardy, albumem długim – ucięcie tych dwóch kiksów wyszłoby mu zdecydowanie na dobre. Tym niemniej – w mojej opinii to jeden z najlepszych albumów 2022 roku. Sprawdza się jako album osobisty, imponuje pod względem czysto warsztatowym, wciąga emocjonalnymi treściami i zapewnia rozrywkę w momentach oddechu. Żywię nadzieję, że na kolejny album Ab-Soula nie będziemy musieli czekać kolejnych sześć lat, a przede wszystkim – że najciemniejsze dni już za nim.

Jeśli czujesz, że nie możesz znieść swojego bólu lub smutku, pamiętaj że nie jesteś sam i są osoby, które mogą ci pomóc. Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym: 80070 2222, Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka: 800 12 12 12.

Adam Tkaczyk

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO