Felieton

Down the Backstreets: Jedyna szansa Da King & I

Obrazek tytułowy

Dzisiaj w cyklu „Pewnie nie znasz, a szkoda”, zwanym także „GDZIE ONI TERA SO?!” – album nieistniejącej już grupy, wydany przez ledwo zipiącą obecnie wytwórnię. Innymi słowy: autor tekstu musiał zrobić sobie wolne od pisania o oczywistych albumach i poprowadzić małe lwiątka parę kroków dalej w głąb dżungli. Tam się zaczyna prawdziwa zabawa. Raz na jakiś czas naprawdę warto się tam wybrać. Do oczywistych klasyków wrócimy za miesiąc, teraz czas na tzw. „me time”. Dzisiaj album nadal znany, ale bardziej fanom gatunku, niż „niedzielnym” słuchaczom rapu.

Nakreślmy obraz: jest 1993 roku, trwa druga „złota era” w historii rapu; jeden z dwóch okresów, podczas których konkurencja na rynku, ewolucja stylów oraz postęp technologiczny są w swoich szczytowych momentach przez dłuższy czas. Podczas tych dwóch etapów, czyli 1986-1989 oraz 1992-1996 dostaliśmy dziesiątki albumów, którymi dzisiaj wypełnia się rankingi najlepszych w historii rapu. Konkurencja sprawia, że hartuje się stal, szlifują najpiękniejsze diamenty i średnia poziomu umiejętności na scenie wynoszona jest na kosmiczny poziom.

Gdzieś w tym szaleństwie znajdują się MC Izzy Ice i DJ Majesty. W 1988 roku wypuścili na rynek singiel Soul Man, po którym miał nastąpić, ale nigdy nie nastąpił, album długogrający w wytwórni Jive. Wracają w 1993 roku, w innej erze. Oni również chcą dostać swój kawałek tortu, bo ich twórczość: a) wpisuje się w ówczesne trendy produkcyjne i liryczne; b) trzyma wysoki poziom. Z wiarą w te dwa argumenty nasi dwaj brooklińczycy wypuścili na rynek album Contemporary Jeep Music.

Za całą produkcję odpowiada DJ Majesty. On też dzierży tytuł „Da Kinga” z nazwy grupy, co bez problemu można zrozumieć słuchając albumu. Produkcja, wypełniona jazzowymi i soulowymi samplami (między innymi Roy Ayers, Sly & The Family Stone, Lou Donaldson, Ramsey Lewis, Ohio Players, Cannonball Adderley i, oczywiście, James Brown), stanowi główną siłę Contemporary Jeep Music. Jest to typowy dla 1993 roku boom bap, do którego dorzucono sporo jazzowych przypraw. Połączenie twardych bębnów z modnymi wtedy „dętymi” samplami. Tytuł albumu może być mocno mylący – mi jeep kojarzyłby się raczej ze zbasowanym, bardziej elektronicznym brzmieniem, niż organicznymi, delikatnymi i wykwintnymi dźwiękami jazzowych trąbek i fortepianu.

Izzy Ice dodaje od siebie tyle, by przede wszystkim nie przeszkadzać. Jest poprawnym MC – ma przyjemny głos, inteligentne teksty (chociaż zdarzają się linijki bardzo wątpliwej jakości, przy których „starał się za bardzo”) i fajny flow, chociaż niespecjalnie zróżnicowany w różnych utworach. Nie ma w jego rapie przebłysków geniuszu – trzyma poziom. Całkiem niezły, ale jednak na 1993 rok niewystarczający na zgarnięcie korony. Tym niemniej, podkreślam jeszcze raz – Izzy’ego Ice’a słucha się całkiem przyjemnie i nie ma co szczególnie wybrzydzać.

Tematyka tekstów kręci się wokół stałej puli tematów – życie w getcie, przechwałki, trochę gangsterki i historyjek, a także szczypta uczuć (fantastyczne Tears – mój faworyt). Zatem to DJ Majesty sprawił, że Contemporary Jeep Music warte jest przypomnienia. Łza się kręci na myśl, jakie dzieła moglibyśmy dostać, gdyby chłopakom została dana jeszcze jedna szansa. Jak mógłby się rozwinąć talent producencki (porównania do Pete Rocka może byłyby dzisiaj bardziej na miejscu, niż są aktualnie), a być może i Izzy Ice rozwinąłby skrzydła? Zostaliśmy z bardzo dobrym albumem; fantastycznie wyprodukowanym i zawierającym porządne zwrotki rapowane.

Pomimo dobrych recenzji, Contemporary Jeep Music poniósł klęskę na listach sprzedaży, a Da King & I nie wydali już żadnego albumu. DJ Majesty trochę produkował dla wykonawców R&B (z bardziej znanych – SWV), Izzy Ice został przedsiębiorcą i odstawił mikrofon aż do 2017 roku, kiedy to opublikował utwór Milk & Cookies. Częsta historia wśród wykonawców debiutujących w okresach, które opisałem we wstępie. Rapowi słuchacze byli koszmarnie rozpieszczeni w tych latach, dostawali pięciogwiazdkowe płyty czasem tydzień w tydzień. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera Da King & I, gdyby Contemporary Jeep Music ukazało się w 1991 roku?

Timing to często kluczowy element „tworzenia się” klasycznych albumów. Zapewne znalazłyby się lepsze płyty niż Illmatic Nasa, ale to właśnie Illmatic dotarł do ludzi w odpowiednim momencie. Contemporary Jeep Music do dzisiaj brzmi świetnie i niewiele ustępuje większości wyraźniej pamiętanych i częściej wspominanych dzieł z 1993 roku, ale wtedy nikogo nie obchodził.

autor: Adam Tkaczyk

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2018

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO