Kanon Jazzu Recenzja

Herb Ellis – Nothing But The Blues

Obrazek tytułowy

Herb Ellis, fantastyczny jazzowy gitarzysta przez lata zupełnie niesłusznie uważany był za akompaniatora Oscara Petersona. Faktycznie z Petersonem nagrał wiele fantastycznych albumów, zarówno w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, jak i pod koniec dwudziestego wieku w czasie wielkiego powrotu Petersona do fantastycznego grania, wspomaganego działalnością wydawniczą audiofilskiej wytwórni Telarc.

W naszym jazzowym Kanonie Jazzu pojawiał się kilkukrotnie za sprawą płyt Oscara Petersona, zapomnianego zupełnie niesłusznie duetu z innym wybitnym gitarzystą – Freddie Greenem – „Rhythm Willie”, Elli Fitzgerald i całkiem niedawno za sprawą albumu Bena Webstera „King Of The Tenors”. Z pewnością jednak Ellisowi należy się indywidualne miejsce na liście wybitnych jazzowych albumów. W jego artystycznym dorobku jest około 50 albumów obejmujących cały okres jego pracowitej kariery muzycznej. Herb Ellis jako lider zadebiutował w 1956 roku za sprawą albumu „Ellis In Wonderland”. Tytuł adekwatnie opisywał studio nagraniowe. Bowiem można poczuć się jak w tytułowej krainie czarów siedząc obok kolegów z zespołu – Oscara Petersona, Raya Browna, Harry Sweets Edisona, Charliego Mariano, Jimmy’ego Giuffre i Alvina Stollera.

Autorskie albumy Herb Ellis wydawał systematycznie aż do 2003 roku, kiedy ukazał się jego wspólny projekt z Duke’em Robillardem „More Conversations in Swing Guitar with Duke Robillard”, Ostatni album firmowany nazwiskiem Ellisa to najprawdopodobniej „Blues Variations” z 1998 roku. Muzyk zmarł w 2010 roku w wieku 79 lat pozostawiając nie tylko wspomniane pół setki własnych albumów, ale też trudne do policzenia nagrania z największymi – od tych najwcześniejszych z Royem Eldridgem, Benny Carterem, Dizzy Gillespiem, poprzez wspólne nagrania z gitarzystami – Gaborem Szabo, Charlie Byrdem, Barneyem Kesselem Joe Passem i wieloma innymi do wspomnianych nagrań z Oscarem Petersonem i innymi jazzowymi legendami – Lesterem Youngiem i Benem Websterem. Jeśli z kimś nie grał, to może dlatego, że ten ktoś nie był wystarczająco ważną postacią amerykańskiego jazzu przez ostatnie 60 lat, albo był zbyt awangardowy. Może za wyjątkiem Milesa Davisa. Z nim chyba nigdy Ellis nie grał, ale sam Davis długo stronił od towarzystwa gitarzystów.

Zatem Ellisowi należy się z pewnością miejsce w naszym radiowym Kanonie. Wybór jest trudny. W takiej sytuacji często szukam wskazania możliwie najbliżej źródła, czyli w wypowiedziach samego muzyka. Kiedy Scott Yanow opracowywał materiały do biblii wielbicieli jazzowej gitary – znakomitej publikacji „The Great Jazz Guitarists: The Ultimate Guide” zapytał samego Ellisa o jego najważniejszą płytę. Ten odparł ponoć bez chwili zawahania, że za taką uważa „Nothing But The Blues”, swój drugi autorski album z 1957 roku ze Stanem Getzem i Royem Eldridgem.

Spotkałem się w jazzowej literaturze z tezą, że wiele jazzowych albumów z bluesem w tytule i z mocno bluesową zawartością powstało w końcówce lat pięćdziesiątych w związku z rozpoczynającą się ofensywą awangardy w postaci Ornette Colemana i Cecile’a Taylora. Istotnie końcówka złotej dekady jazzu przyniosła takie albumy jak między innymi „Sonny Stitt Blows The Blues”, „Blues Groove” Colemana Hawkinsa i Tiny Grimesa i „Red Plays The Blues” Reda Norvo. Buck Clayton nagrał nawet dwa – „Buckin’ The Blues” i „Buck & Buddy Blow The Blues” z Buddy Tate’em w 1961 roku. Moim zdaniem to jednak przypadkowe potwierdzenie sztucznie wykreowanej tezy. Jazzowe albumy z bluesowo zorientowanym repertuarem powstawały wtedy i w każdym innym momencie. Poza tym w nagraniach rodzącego się free jazzu też można trochę bluesa odnaleźć, może jest trudniej. Każdy gra jak chce i co chce. Choć czasem trudniej z tego wyżyć, ale gwiazdy grające prawdziwą, rzetelną muzykę zawsze jakoś sobie radziły. Podobnie Herb Ellis. Skoro on uważa „Nothing But The Blues” za swoją najważniejszą płytę, a ja za jedną z tych co najmniej kilku wartych przypomnienia, to w zgodzie z autorem przyznaję, że to album wyśmienity. Nawet jeśli niekoniecznie dobrze zrobiło mu dodanie zupełnie innych nagrań we współczesnych cyfrowych wydaniach. Ostatnie 4 nagrania wersji cyfrowych to bonus – sesja z Paryża z 1 maja 1958 roku z udziałem wielu gwiazd. To dobra muzyka, jednak nie mająca nic wspólnego z oryginalną płytą „Nothing But The Blues”. Być może materiału było za mało na osobny album.

Tak jak w przypadku debiutu – skład wybitny i złożony z wielkich osobowości - Roy Eldridge, Stan Getz i Ray Brown. Przez całe życie Herb Ellis grał z największymi. Podobnie było w przypadku jego ulubionego albumu.

RadioJAZZ.FM poleca!

Rafał Garszczyński - Rafal[malpa]radiojazz.fm

  1. Pap's Blues
  2. Big Red's Boogie Woogie
  3. Tin Roof Blues
  4. Soft Winds
  5. Royal Garden Blues
  6. Patti Cake
  7. Blues For Janet
  8. Blues For Junior
  9. Les Tricheurs (Bonus)
  10. Clo's Blues (Bonus)
  11. Phil's Tune (Bonus)
  12. Mic's Jump (Bonus)

Herb Ellis - Nothing But The Blues

Format: CD

Wytwórnia: Verve / Polygram - numer: 731452167422

  • Herb Ellis – g,
  • Roy Eldridge – tp (1 – 9, 11),
  • Stan Getz – ts (1 – 9),
  • Ray Brown – b,
  • Stan Levey – dr (1 – 8),
  • Coleman Hawkins – ts (10),
  • Dizzy Gillespie – tp (12),
  • Oscar Peterson – p (9 – 12),
  • Gus Johnson – dr (9 – 12),
  • JATP All Stars – band (9 – 12).

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO