Martin Tingvall od mniej więcej dziesięciu lat systematycznie wydaje co najmniej jeden album rocznie. Ten niezwykle utalentowany pianista pozostaje poza głównym obiegiem, chyba nigdy nie wydał żadnego albumu w dużej światowej wytwórni, pozostaje wierny niemieckiej Skip Records. Tingvall może być w trio, czasem pojawia się solo. Praktycznie zawsze wypełnia płyty własnymi kompozycjami. Nigdy nie słyszałem, żeby grał u kogoś. Ot taki samotnik trochę, dorabiający sobie do jazzowego życia komponowaniem muzyki do filmów. Tingvalla na żywo można posłuchać przeważnie w Niemczech, mnie się nigdy nie udało, ale obserwuję jego trasy z nadzieją, że kiedyś gdzieś będę w pobliżu.
W takiej trochę konserwatywnej formule wszystko już w jazzie było. Fortepian solo, albo w towarzystwie basu i perkusji to wydaje się być formuła na zawsze zamknięta, z olbrzymią ilością nagrań na najwyższym światowym poziomie. Czemu więc nagrywać kolejne albumy, w dodatku z kompozycjami brzmiącymi dość konserwatywnie i bez zbędnego kombinowania z brzmieniem, czy próby zwrócenia uwagi nietypowym metrum, jakimiś studyjnymi zabawami dźwiękiem, albo dorabianiem zbędnej ideologii do kolejnych albumów?
Odpowiedź jest prosta – bo ludzie tacy jak ja, albo część z Was, jeśli czytacie ten tekst, mimo, że mamy na półce wszystkie te wielkie jazzowe produkcje, duże zasoby nagrań Oscara Petersona, Arta Tatuma, Dave’a Brubecka, Billa Evansa i innych gigantów, chcemy więcej, a ich już wśród żywych nie ma. Dlatego ja biorę Martina Tingvalla.
Dance to album, którego tematem przewodnim są tańce z różnych stron świata, choć to inspiracja potraktowana, przynajmniej jak na moje ucho dość luźno. Oczywiście można sugerować się tytułami – w Ya Man szukajcie reggae, w Tokyo Dance japońskiej egzotyki, w Bolero bolera, a w Cuban SMS… SMSów w kubańskim stylu? Czym jest Spanish Swing, albo Arabic Slow Dance? Być może kompozytor tych wszystkich melodii, lider tria Martin Tingvall czerpał inspiracje z podróży, albo płyt pochodzących z odpowiednich regionów świata? Nie chcę wdawać się w dyskusję na temat tych inspiracji, bo dla mnie równie dobrze mógłby ponumerować te kompozycje i nazwać je Dance 1, Dance 2 i tak dalej. Byłyby równie dobre, równie kolorowe i świeże. Nie spodziewajcie się egzotyki i jakiś konkretnych i łatwo rozpoznawalnych cytatów, to doskonale zrobiona, kolejna już, może dziesiąta, albo nawet dwunasta świetna płyta Tingvalla.
Dlaczego zatem warto? Tingvall to Szwed, jednak łamie wszelkie możliwe stereotypy związane z tak zwanym jazzem skandynawskim – nie jest zimny, wyrachowany, nie szczędzi słuchaczom dźwięków, jest pogodny i melodyjny, w pełni panuje nad instrumentem. Jego trio jest międzynarodowe – szwedzko-kubańsko-niemieckie, a muzyka zupełnie pozbawiona czasu – taki album jak Dance mógł powstać 30 lat temu, a i za kolejne 30 moim zdaniem będzie równie aktualny.
Możecie szukać w Dance drugiego dna, rozbierać każdy z utworów na czynniki pierwsze i szukać związków tytułów kompozycji lidera z muzyczną tradycją z krajów sugerowanych przez tytuły kompozycji. Ja tego nie robię, cieszę się, że kolejna płyta Tingvalla jest równie udana jak poprzednie i mam nadzieję, że kiedyś trafię na jego koncert gdzieś w Europie. Grali kiedyś podobno w Warszawie, ale jak dla mnie, to kameralne trio wymaga kameralnego klubu, a nie otwartej przestrzeni i częściowo przypadkowej publiczności.
RadioJAZZ.FM poleca! Rafał Garszczyński - Rafal[malpa]radiojazz.fm
- Tokyo Dance
- Dance
- Spanish Swing
- Flotten
- Riddaren
- Cuban SMS
- Arabic Slow Dance
- Puls
- Det Lilla
- Ya Man
- Bolero
- Sommarvisan
- In Memory
Tingvall Trio Dance
Format: CD / Wytwórnia: Skip / Data pierwszego wydania: 2020 / Numer: SKP-9177-2
- Martin Tingvall – p,
- Omar Rodriguez Calvo – b,
- Jurgen Spiegel – dr, perc.