Płyty Recenzja

Android Trio – Other Worlds

Obrazek tytułowy

Cuneiform Records, 2021

Android Trio to Max Kutner (gitary), Eric Klerks (bas, ośmiostrunowa gitara, syntezator basowy) oraz Andrew Niven (bębny, perkusjonalia, syntezatory, sekwencery). Razem ze swoimi kolegami zrealizowali album, o którym marzyli i którego realizację planowali od dłuższego czasu. Mocno progresywny, będący mieszanką King Crimson i Franka Zappy. To ich drugi krążek (po Road Songs, 2017). Powstał w czasach pandemii, która uniemożliwiając muzykom bezpośrednie spotkanie, pozwoliła więcej czasu przeznaczyć na pracę w domowych studiach i na dopieszczenie szczegółów. Nagrany został z gościnnym udziałem gitarzysty, klawiszowca i współproducenta Franka Zappy – Mike’a Keneally’ego, łącząc dzięki jego osobie historię z teraźniejszością. Na płycie dodatkowo występują: Jonathan Sindelman (instrumenty klawiszowe), Daniel Rosenboom (trąbka), Jessica Lurie (saksofon barytonowy) i Gregg Bendian (wibrafon).

Other Worlds jest płytą trudną do słuchania. Agresywna i nerwowa atmosfera, duże napięcia pomiędzy instrumentami, przeładowanie dźwiękami. Trudno mi powiedzieć, jaka jest myśl przewodnia tej płyty. Sprawia wrażenie próby odwzorowania klimatów Mahavishnu Orchestra, ale daleko jej do stworzenia ciągłej, pełnej muzyki, fascynującej narracji tamtej formacji. Kolejne utwory utrzymują wysoki poziom napięcia, ale nie znajduje ono nigdzie rozwiązania. Zmiany tempa, przejścia między fragmentami utworów wynikają raczej z konieczności zapewnienia pewnego zróżnicowania i są raczej odzwierciedleniem braku pomysłu na kompozycję. Słuchałem tej płyty w różnych okolicznościach, w różnym nastroju i ciągle nie potrafię znaleźć dla niej miejsca. Może te czasy nie sprzyjają takiej muzyce? A może jednak czegoś brakuje formacji Android Trio, by stworzyć kompletną konstrukcję muzyczną?

Wyłowić z tej płyty warto ciekawe partie klawiszowe syntezatorów. Są one najbardziej charakterystyczne i stylowe, choć czasami nazbyt „plastikowe”. Niezła i mocna dawka basówki. Perkusja nieprzekonująca, brakuje w niej napędu dla tej płyty, bębny nie ciągną za sobą energii, lecz raczej dodają hałas i chaos. Gitary nie wykorzystują potencjału, jaki w nich drzemie. Trochę szkoda bo słychać, że ten skład ma spory potencjał, ale wydaje mi się, że zabrakło zespołowości. Zespołowości, która wynika ze wspólnego żywego grania, nie on-line, nie zdalnie, ale ze wspólną obecnością na scenie. Pomimo że lubię elektryczne, także progresywne, składy, to tym razem z ulgą wyłączam odtwarzacz. Wybieram Return To Forever.

Yatzek Piotrowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO