Płyty Recenzja

Bastarda & João de Sousa – Fado

Obrazek tytułowy

Audio Cave, 2021

Na początku ubiegłego roku moją uwagę przykuł niezwykły album Lina_Raül Refree portugalskiej wokalistki Liny Rodrigues. Miała ona pragnienie, by „zrobić z fado coś innego”, dlatego do interpretacji utworów Amálii Rodrigues zaprosiła hiszpańskiego producenta Raüla Refree. Powstał całkowicie nieprzewidywalny projekt, który faktycznie na nowo odkrył ten pozornie osłuchany gatunek. Podobna idea zdaje się przyświecać polskiej grupie Bastarda na najnowszej płycie Fado.

Wyjątkowość obu wskazanych produkcji polega na tym, że nie sposób ich do czegokolwiek porównać. Celowo napisałem o podobieństwu idei, bo sposób jej osiągnięcia i efekt są zupełnie inne. Bastarda (Paweł Szamburski – klarnet, klarnet basowy, Tomasz Pokrzywiński – wiolonczela, Michał Górczyński – klarnet kontrabasowy) jest grupą kojarzoną z przełamywaniem utartych przekonań o określonych stylistykach. Na płytach Promitat eterno oraz Ars moriendi reinterpretowała muzykę średniowieczną i renesansową, a na Nigunim żydowską, odkrywając je dla współczesnego odbiorcy. Przy każdej produkcji muzycy wykonywali wnikliwą pracę merytoryczną (sięgając nawet do porad muzykologów), by ich kreatywne podejście nie wypaczało sensu oryginałów. W przypadku Fado nad prawdziwością materiału czuwał zaproszony gość – mieszkający w Polsce Portugalczyk João de Sousa (gitara, wokal).

Muzycy sięgnęli po utwory klasycznych twórców gatunku, przede wszystkim Alfredo Marceneiro i Alaina Oulmana, ale także wspomnianej Amálii Rodrigues – to właśnie interpretacja jej Estranha forma de vida jest dla mnie najlepszym wykonaniem na płycie. O wszystkich aranżacjach można jednak powiedzieć, że wyróżniają się niezwykłą konstrukcją. Z jednej strony wybrzmiewa wierne wykonanie wokalu z akompaniamentem gitary i nadającej nostalgii wiolonczeli, a z drugiej słyszymy donośne klarnety wywracające standardowe pojęcie o gatunku – wystarczy wysłuchać ekspresywnego dialogu dęciaków w Gondarém, by zapomnieć, w jakim gatunku jesteśmy osadzeni. Nie zmienia to faktu, że muzycy zachowują bezwzględny szacunek do oryginałów. Melodia dotyka bardzo emocjonalnych tonów, pierwszoplanowe są wokal i gitara, a przekaz pozostaje melancholijny i tajemniczy, jak przystało na ducha saudade.

„Muzyka to nie geografia, to emocje” – taki cytat odnalazłem na stronie internetowej wspomnianego na wstępie duetu. Trudno o lepsze podsumowanie Fado Bastardy. Polski zespół, z pomocą iberyjskiego gościa, pokazał jeszcze inne podejście do tego repertuaru, dodając do jego typowych elementów autorskie, trudne do pomylenia brzmienie. Poprzez obecność w popularnej kulturze fado od dawna funkcjonuje już jako atrakcja turystyczna Portugalii. Niestety często obniża się przez to jego wartość, podobnie jak dzieje się z sąsiedzkim flamenco. Ostatnie lata pokazują jednak, że oba te gatunki mają ogromny potencjał dla otwartych na eksperymentowanie muzyków. Bardzo cieszy, że również rodzimi wykonawcy nie boją się podejmować prób ich interpretacji. Życzmy sobie, by wszystkie były tak udane.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO