Płyty Recenzja

Dave Liebman Expansions – Selflessness. The Music of John Coltrane

Obrazek tytułowy

Dot Time Records, 2021

Dave Liebman z niespożytą energią i mistrzostwem występuje i nagrywa już od ponad 50 lat. Ostatnio dołożył do swojej dyskografii jeszcze jedną świetną płytę. Kolejną poświęconą Johnowi Coltrane’owi.

Dave Liebman urodził się na Brooklynie w 1946 roku. Po uzyskaniu na New York University wykształcenia w dziedzinie historii amerykańskiej, na poważnie zajął się grą na saksofonach. Tak szybko uzyskał w tym biegłość, że już na samym początku lat siedemdziesiątych znalazł angaż w zespole Elvina Jonesa, a już w czerwcu 1972 roku po raz pierwszy uczestniczył w nagraniu płyty składu zaproszonego do studia przez Milesa Davisa. W oficjalnej dyskografii Davisa Liebmana znajdziemy w utworach On the Corner, New York Girl, Thinkin' One Thing and Doin' Another i Vote for Miles z pierwszej strony płyty On the Corner, na albumie koncertowym Dark Magus oraz w kompozycjach He Loved Him Madly i Calypso Frelimo, wydanych na albumie Get Up With It. To oznacza, że Liebman towarzyszył Davisowi w najgorętszym okresie gęstego, Davisowskiego fusion. To nie wszystko: Liebman w tamtym okresie miał jednocześnie istotny udział w tworzeniu charakterystycznego brzmienia firmy ECM, wydając tam dwie bardzo udane płyty: Lookout Farm i Drum Ode.

Muzyk od dawna zaskakuje nas swoimi koncertami i płytami. Nie dziwi jednak, że najnowszy album Selflessness jest kolejnym w jego dorobku dziełem dedykowanym Johnowi Coltrane’owi (wcześniej było ich aż pięć: Homage To John Coltrane, Compassion, Joy, John Coltrane's Meditations i Lieb Plays the Blues á la Trane). To właśnie koncert Coltrane’a w klubie Birdland w 1962 roku sprawił, że wówczas piętnastoletni Liebman zdecydował się na granie jazzu. Potem, kiedy tylko mógł, starał się dostawać na koncerty mistrza, i, jak sam przyznaje, to właśnie John Coltrane wywarł decydujący wpływ na jego własny styl.

Selflessness to płyta nagrana przez zespół, z którym saksofonista regularnie koncertuje i nagrywa od 2014 roku. Doświadczony i utytułowany lider zaprosił do współpracy basistę, z którym grywał już od wielu lat, Tony’ego Marino oraz muzyków młodej generacji: Matta Vashlishana na saksofonach, flecie i syntezatorze dętym, Bobby’ego Aveya na klawiszach i Alexa Ritza na perkusji i bębnie obręczowym. Sam Dave Liebman, poza jednym utworem zagranym na flecie, gra wyłącznie na saksofonie sopranowym.

Na okładce płyty widnieje informacja „All music by John Coltrane”. Chyba jednak nie należy tego rozumieć dosłownie, gdyż nie wszystkie tytuły na płycie są kompozycjami Johna Coltrane’a – utwór Olé jest dokonaną przez Coltrane’a adaptacją hiszpańskiej piosenki ludowej Venga Vallejo, a standard My Favorite Things wyszedł spod pióra Richarda Rodgersa i Oscara Hammersteina. Utwory te zostały gruntownie przearanżowane przez członków zespołu – i rzeczywiście mamy do czynienia z niezwykle odkrywczymi interpretacjami klasycznych już kompozycji.

Płytę rozpoczyna brawurowo, niemal bebopowo wykonany Mr. Day. Następujący po nim Compassion przywołuje oniryczny klimat z czasów Get Up With It. Mocno przyczynia się do tego brzmienie syntezatora dętego Vashlishana i instrumentu klawiszowego używanego tutaj przez Bobby’ego Aveya, przypominające legendarny fortepian Fender Rhodes. Kolejny utwór, dobrze znany My Favorite Things, po wirtuozowskim wstępie na fortepianie przynosi solidną dawkę rzetelnego hard bopu. Dalsze Olé jest udanym odniesieniem do world music. Pomocne zapewne okazało się doświadczenie zdobyte przez pianistę podczas swoich studiów nad muzyką voodoo, odbytych na Haiti, czy dwuletni pobyt i nauka perkusisty (który w tym utworze gra także na bębnie obręczowym) w Szanghaju.

Kompozycja Lazy Bird to kolejna porcja świetnie zagranego hard bopu, z latynoskim pulsem. Następny Peace on Earth, zagrany na tle sekcji przez duet fletowy Liebman/Vashlishan, doskonale koresponduje z tytułem. W One Up, One Down po krótkim wstępie następuje kunsztowne solo na bębnach, które przechodzi w żywiołowy duet bębnów i saksofonu, przypominjący album Interstellar Space Coltrane’a i Rashieda Ali, a jeszcze bardziej podobny do duetu Trane’a z Elvinem Jonesem w utworze Vigil. Porównanie tym bardziej uzasadnione, że Liebman grał w zespole Jonesa w latach 1971-1976.

W dwóch kończących utworach dynamiczny album powoli zwalnia tempo. Najpierw słyszymy pełen pasji i złożonych rytmów Selflessness, który umiejętnie przywołuje fascynację Johna Coltrane’a duchowością Indii. Ostatni eteryczny Dear Lord rozpoczynający się masywną, miękką grą Tony’ego Marino smyczkiem na kontrabasie, wypełnioną medytacyjnym, spokojnym brzmieniem pozostałych instrumentalistów, pozostawia nas z poczuciem błogości i chęcią kolejnych powrotów do tej znakomitej płyty.

Cezary Ścibiorski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO