Płyty Recenzja

Jesper Thorn – Dragør

Obrazek tytułowy

(April Records, 2023)

Każdy z nas pielęgnuje w sobie to jedno jedyne miejsce szczególne, gdzie sięgają nasze korzenie. Gdzie nasze życie się rozpoczęło, a nasza historia zaczęła zapisywać swoje karty. Miejsce, które bez względu na wspomnienia jest i będzie nieodłączną częścią naszej tożsamości; które przyjęło nas z otwartymi ramionami, choć czasem musieliśmy dostosowywać się do jego rytmu. Gdzie stawialiśmy nasze pierwsze kroki, a oddech i myśli nabierały formy i charakteru, czyniąc nas tymi, którymi jesteśmy dzisiaj.

Dla Jespera Thorna takim miejscem jest tytułowe Dragør. Miasto ulepione z kontrastów, w którym z jednej strony doświadczał przemocy, z drugiej – poznał miłość swojego życia. Miejscowość może nie jak każda, ale jak jedna z wielu, o których, gdy napomyka się komuś, kto tam nie dorastał, zawsze słyszy się zachwyty typu: „Och, co za cudowne miejsce”. Ale dla Thorna Dragør jest czymś więcej niż tylko uroczym portowym miasteczkiem w Danii. To pewien myślowy konstrukt spleciony nierozerwalnie ze sprzecznymi i złożonymi uczuciami, które w muzyku drzemały, a które teraz ujawniają się na jego nowej płycie.

Próba uchwycenia świata, którego nie ma; który nieuchronnie odszedł, pomimo szaleńczych starań przywołania i usensownienia go przez Thorna i resztę w składzie: Marc Méan (fortepian, elektronika) Tobias Wiklund (kornet), Cecilie Strange (saksofon tenorowy) i Andreas Bernitt (skrzypce, altówka), musiało byćzadaniem nie tyle trudnym, co wręcz karkołomnym. Ale ja w to uwierzyłem. Uwierzyłem w historie zawarte na krążku, począwszy od relacji ojciec-syn w otwierających i kończących About Fathers and Sons i About Fathers, w Asthma Breath oraz Boy, poprzez wzloty i upadki, które artysta zaliczał, dorastając w Dragør, a które znalazły swój wyraz w nieformalnym tryptyku – kompozycjach Upside Down, Dragør (Part 1) oraz Dragør (Part 2), ujmujących niebywale spójną formą medytacyjnej zadumy nad utratą i osobistym bilansem zysków i strat. I jeszcze jedno, Sweeping It Under The Rug, liryczny i rozedrgany w swojej płaczliwości hołd złożony swojemu katolickiemu dziedzictwu. Piękny, wymowny – szczery.

Wszystkie utwory zawarte na szalenie introspektywnym Dragør to prawdziwie jednorodne stylistycznie perełki, nostalgiczne, odmalowane w zgaszonych barwach; poddane subtelnemu instrumentalnemu dialogowaniu. Całość otulona miękkim akompaniamentem kontrabasu Thorna zaprasza z jednej strony do głębokiej kontemplacji i podróży przez emocjonalne stany artysty, z drugiej – do przespacerowania się po swoich własnych. Kompozycje zawarte na albumie (pomimo wagi tematu) nie przytłaczają, wręcz przeciwnie – prowadzą delikatnie za rękę w głąb miłosnej liryki, odkrytych niuansów, ukrytych przesłań, duchowych przestrzeni. Tatotalnie osobista muzyczna wyprawa w swojej autorefleksyjności jest paradoksalnie bardzo pojemna i uniwersalna. Podczas powracania do miejsc, które znamy, ale już jedynie ze wspomnień, ma się wyłącznie dwie opcje. Można zupełnie się zatracić albo skwitować rzecz westchnieniem, Dragør jest czymś pomiędzy.

Niemniej jednak przez nową płytę Jespera Thorna przebija się zdecydowanie więcej światła niż mroku, mniej ruminacji, więcej nostalgii – melancholii, która ujawnia tu swoje sedno zazwyczaj wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. I właśnie w tym całym łamaniu sobie głowy na tematach, do których człowiek nie ma już dostępu, nie chodzi wcale o ucieczkę – odcięcie się, to mimo wszystko tęsknota – za domem, za pamięcią o naszych matkach, ojcach, za nowymi metaforami życia. Piękne.

Bartosz Szarek

Tagi w artykule:

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO