Fundacja Słuchaj!, 2021
Irek Wojtczak (saksofon sopranowy i tenorowy) jest artystą konsekwentnie eksplorującym możliwości inspiracji folklorystycznych w jazzowej improwizacji. Jego najnowsza produkcja Rom Tom Dada jest trzecim, po Folk Five i Play it Again, nagraniem w większości poświęconym muzyce regionu łęczyckiego, z którego pochodzi. Tym razem bezpośrednim impulsem było dla niego studiowanie Pieśni ludu polskiego – monografii ballad ludowych zanotowanych w XIX wieku przez etnografa Oskara Kolberga. Wojtczak odnalazł w niej zbiór utworów pochodzących z miejscowości Parzęczew, w której spędził dzieciństwo.
Album, nawet bez znajomości powyższego kontekstu, jasno wskazuje na tematykę ludową. Do takiego repertuaru odnoszą się nazwy kompozycji, lider swój zespół nazwał „kapelą”, a tytuł płyty opatrzył fonetycznym zapisem przyśpiewki. Samo odtwarzanie starych utworów nie jest jednak dla Wojtczaka wystarczające, w tekście zamieszczonym wewnątrz okładki podkreśla on, że jego celem wcale nie było trzymanie się tradycji. Zresztą, patrząc na dobór członków „kapeli”, mogłoby to ograniczyć ogromny potencjał tego kolektywu. Stworzyli go – poza liderem – Tomasz Dąbrowski (trąbka), Max Mucha (kontrabas) oraz Jan Młynarski (perkusja). Cała doskonale znana czwórka w podobnym czasie, w ramach septetu trębacza, nagrała jeszcze album Istnienia Poszczególne. Ich możliwości i wyobraźnia zdają się nie mieć ograniczeń i ten album tylko to potwierdza. W zamykającym płytę utworze Łęczycok pojawia się dodatkowo nagranie śpiewu i skrzypiec Tadeusza Kubiaka, podobnie jak Wojtczak, pochodzącego z regionu łęczyckiego.
Rom Tom Dada składa się z dziewięciu kompozycji spisanych przez Kolberga i bezkompromisowo zaaranżowanych przez saksofonistę. Zdecydowanie najważniejsza jest tu jednak kreatywność w improwizacjach członków zespołu. Już od pierwszych dźwięków porywającego Kujona imponuje duet solistów – Wojtczak z Dąbrowskim fenomenalnie sprawdzają się zarówno w graniu unisono, jak i w dialogach. Towarzyszy im bezbłędna sekcja rytmiczna nadająca tłu niezwykłej energii oraz intensywności. Muzycy płynnie przechodzą od szalonych pląsów do bardziej nostalgicznych nastrojów, co udowadnia drugi na płycie Chodzony. Takich zmian rytmu, nawet wewnątrz pojedynczej kompozycji, jest na tej płycie więcej i to one sprawiają, że niespełna 35-minutowy materiał mija zdecydowanie za szybko. Trudno uznać to jednak za wadę, bowiem dzieje się tu naprawdę dużo.
Oczywiście Wojtczak nie jest jedynym muzykiem eksplorującym podobne zagadnienia. Zdecydowanie nie jest też pierwszym, który podjął się tego wyzwania. Imponuje on jednak konsekwencją w poszukiwaniach coraz kreatywnym podejściem do folklorystycznego repertuaru, traktowanego jako pełnoprawna podstawa jazzowej improwizacji. To niezwykły walor takich produkcji, okazuje się bowiem, że tak jak Polacy wykonując jazz, dotykają obcych im korzeni, równie dobrze Amerykanie mogą grać muzykę opartą na nieznanej im tradycji (wprost udowodnił to już wcześniej wspomniany album Folk Five). Co tylko dowodzi uniwersalności gatunku i tego, jak wielki tkwi w nim ciągle potencjał.
Jakub Krukowski