(Imaginary Music, 2023)
Wspominałem niegdyś na łamach naszego nobliwego magazynu, że dobry smooth jazz nie jest zły, a wiedzieć musicie, Drodzy Czytelnicy, że u jazzowych ortodoksów samo to określenie wywołać może gorączkowe drgawki. Zdanie moje podtrzymuję i – w miejsce wspomnianych drgawek – zachęcam do poczucia drżenia serca za sprawą Butterfly. Kari Sál (Karina Bałdych) ze swoimi kolegami, jak również mężem Adamem, proponują bowiem muzyczną opowieść, w której delikatny, przystępny jazz łączy się z estetyką pop chilloutu, trącając gdzieniegdzie swojską, folklorystyczną nutą.
Silę się na te banalne określenia, by przybliżyć Czytelnikowi atmosferę albumu, ale tak naprawdę zachęcałbym do samodzielnego posłuchania tej fuzji. Brzmi to interesująco i światowo – czy to ze względu na pierwszorzędny angielski, którym posługuje się wokalistka, czy zgrabną produkcję (Janek Smoczyński). Dobrze wiedzieć, że jesteśmy gotowi, by tak brzmiące płyty nagrywać w Polsce. Wierzę, że z czasem szeroko pojmowana muzyka „smooth” będzie kojarzyła się bardziej ze stemplem wysokiej jakości produkcji, ciekawymi, niepozbawionymi większych ambicji, wpadającymi w ucho fuzjami dźwięków i gatunków niż tylko z bezdusznym, komercyjnym czymś, co „koło jazzu nawet nie leżało” (ergo: w opinii niektórych – czymś niezasługującym na większą uwagę).
Omawiając ten krążek, pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Butterfly przypomniało mi, jak miło jest „konsumować” album również oczami i rękami. Wydanie jest wysmakowane, dodając dodatkowy wymiar do klimatu całości.I znów – przygotowane na najwyższym poziomie. Taki motyl z Polski mógłby spokojnie latać w światowych barwach.
Wojciech Sobczak-Wojeński