Płyty Recenzja Top Note

Latarnik – Marianna

Obrazek tytułowy

Astigmatic Records, 2022

Kiedy artysta przez lata wyznaczający kierunki powszechnie cenionych przez fanów i krytyków formacji decyduje się na pierwsze w karierze nagranie solowe, jego działania budzą oczywiste zainteresowanie. Przy tym, gdy wcześniej sprawdzał się w roli instrumentalisty, kompozytora i producenta, na każdym z tych pól odnosząc spore sukcesy, to można oczekiwać, że w pojedynkę spróbuje wypełnić skład rozbudowanego bandu. W przypadku Marka Pędziwiatra jest zupełnie odwrotnie. Choć słynie on z kreatywnego wykorzystania różnych instrumentów i mistrzowskiego operowania syntezatorami, to na Mariannie siada wyłącznie przy stuletnim fortepianie Steinway i z wykorzystaniem analogowej taśmy konstruuje nostalgiczne i wyjątkowo oszczędne melodie.

Jego indywidualny debiut to forma intymnej biografii. Tytułową Marianną jest prababcia Pędziwiatra – Mazurka, wychowywana w ewangelickim środowisku zagorzała katoliczka, jednocześnie wierząca w pogańskie obrzędy. Przeżyła dwie wojny, doświadczając głodu, cierpienia i wykluczenia. Choć autor nigdy jej nie poznał (zmarła krótko przed jego narodzinami), to najwyraźniej odcisnęła istotne piętno na jego rodzinie, powracając w rodowych opowieściach. Kolejne autorskie kompozycje muzyka chronologicznie prowadzą przez jej życiorys, ale wiedzę o tym słuchacz musi oprzeć raczej na własnej intuicji, kierowanej z pomocą sugestywnie nazwanych utworów. Podstawowym atrybutem tej muzyki są emocje.

Na tym polu pianista osiąga znakomite rezultaty. Zwłaszcza na przestrzeni trzech następujących po sobie utworów – Strach 1945, Wspomnienie i Berlin odczuwa się szczególną różnorodność nagromadzonych emocji: od trwogi przez nostalgię aż po promyk optymizmu. W ostatnią z nich, jak również w otwierającą album kompozycję Maradki (Sabat), autor wplótł jeszcze archiwalne nagrania głosu prababki. Wszystko to wzmaga poczucie, że każdy dźwięk na płycie ma istotne znaczenie, zawiera bowiem pierwiastek życia bohaterki. W notce prasowej podkreślono ponadto uniwersalność opowiadanej przez Pędziwiatra historii. Dotyczy ona przecież doświadczeń towarzyszących całemu pokoleniu rówieśników Marianny. Myślę, że to niezwykły walor, rzadko bowiem współcześni artyści potrafią tak subtelnie zmierzyć się z traumą XX-wiecznych dramatów.

Pędziwiatr na przestrzeni całej produkcji imponuje powściągliwością. Zupełnie odrzucił elektryczne instrumenty, rezygnując z gwiazdorskich popisów. Kreowane przez niego melodie są proste, pozbawione fajerwerków, a jednak zapadają w pamięć, nie dając o sobie zapomnieć. „Ta płyta jest łącznikiem tego, co było, jest i będzie. O tym, że pamięć daje życie wieczne” – napisał autor w mediach społecznościowych. To odważna deklaracja, brzmiąca górnolotnie, ale faktycznie jest w tym materiale nieuchwytna energia pozostawiająca poczucie obcowania z czymś naprawdę ważnym.

Dla fanów kultowych formacji (określenie wydaje się uprawnione, jeśli spojrzeć na ceny i dostępność pierwszych wydań ich analogów) EABAS, Błota czy Jaubi, z którymi pianista jest momentalnie kojarzony, Marianna może okazać się sporym zaskoczeniem. Tak jak pisałem, muzyk porzucił bowiem strefę komfortu na rzecz medium, które jego zdaniem najlepiej oddaje charakter osobistych refleksji. W efekcie daje wszystkim, również zagorzałym fanom elektrycznego brzmienia, przestrzeń do kontemplacji, zastanowienia się nad muzyką, zawartymi w niej emocjami i przesłaniem. A może nawet szerzej – nad własnym życiem (?). W końcu rolą Latarnika, jak zaczął o sobie mówić Pędziwiatr, jest wskazywanie człowiekowi właściwej drogi.

Jakub Krukowski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO