(Teraz Teraz, 2024 / ACT, 2025)
Jak wielu rodaków-jazzmaniaków czuję miętę do super tria Możdżer / Danielsson / Fresco. Dźwięki stworzone przez tę słowiańsko-skandynawsko-bliskowschodnią ekipę gwiazd towarzyszą mi od lat, a nawet zainspirowały mnie do wielu własnych twórczych poszukiwań. W twórczych poszukiwaniach nie ustaje też Leszek Możdżer, który ewidentnie przechodzi teraz erę zabawy tonalnością. Okazuje się, że zwykły – taki jak go znamy – fortepian nakłada na naszego artystę zbyt wiele limitacji, stąd konsekwentnie szuka ów nowych środków wyrazu w ramach tych samych, oklepanych 88 klawiszy. Na omawianej tu płycie Beamo Możdżer oprócz grania na „zwyczajnym” fortepianie muska palcami po klawiaturze fortepianu dekafonicznego (nastrojonego w skali 10-stopniowej – a nie jak zazwyczaj 12-tonowej) oraz fortepianu w stroju 432 Hz, który rzekomo lepiej rezonuje z wszechświatem. Jako że JazzPRESS to nie czasopismo Teoria Muzyki ani magazyn Wróżka, nie zamierzam nawet tykać tego wątku, za to chętnie podzielę się subiektywnymi odczuciami z perspektywy wieloletniego fana tego ansamblu.
Trio Możdżer / Danielsson / Fresco zawsze miało w sobie znaczący element przebojowości. Panowie ze swoją wyjątkową fuzją muzyczno-etniczną byli po prostu cool. Na najnowszym krążku zamiast swobodnego, spontanicznego przepływu energii między mistrzami znajdujemy więcej wycyzelowania, kalkulacji i, nomenomen, fałszu. Fałszujące klawisze Możdżera są totalnie przerysowane. To, co kiedyś było subtelnością (wszak, jak uzgodniliśmy, nie są to pierwsze takie poszukiwania pianisty), ciekawym smaczkiem, teraz jest wyeksponowane – celowo drażniąc ucho i wywołując w słuchaczu pytanie: „po co?”. Gdyby ta muzyka powstała do jakiegoś filmu czy spektaklu teatralnego, gdzie trzeba by tworzyć atmosferę psychodelicznego horroru, to niniejszy tekst można by wyrzucić do śmieci. Nie mam jednak pewności, czy należy podejrzewać twórców o takie aspiracje.Jedynie kilka utworów z dość długiej, bo niemal godzinnej płyty (w tym grany przez pianistę od lat Enjoy the Silence Depeszów), niesie dawny urok i ukojenie, a miejscami – alchemicznie tworzący się między tą trójką catów jazzowy szwung. Co więc jest tutaj grane, panowie? W mojej ocenie otrzymujemy eksperyment obliczony, nie wiedzieć czemu, na przełamanie dotychczasowej, wręcz misternie dopracowanej i uwielbianej, formuły grupy.
Zdaję sobie sprawę, że wizja ugrzęźnięcia w ciasnej stylistycznej szufladce jest dla artysty niemal tak straszne jak fałszowanie na klawiaturze Możdżera czy śpiewanie Keitha Jarretta, ale może sensowniejszą ścieżką byłoby założenie nowego projektu? Niczego nie sugeruję, a po prostu retorycznie pytam. Talentu i kreatywności nie brakuje żadnemu z panów tworzących zespół Możdżer / Danielsson / Fresco, więc na pewno są w stanie nas nie jeden raz zaskoczyć, nie niszcząc swojego wspólnego dziedzictwa.
Już kiedyś Marcin Masecki grał na niedostrojonych instrumentach. Nie pomnę, czy stała za tym jakaś głębsza newage’owa filzofia, czy przekorna chęć redefiniowania fortepianu/pianina, czy po prostu artystowska nonszalancja, jakkolwiek efekt dla uszu był podobny. Pozostaję na stanowisku, że jedyne fałszujące pianino, jakie toleruję, to honky tonk z westernowego baru.
Ci, którzy sięgając po Beamo, będą mieli w pamięci chociażby ikoniczne The Time, obawiam się, natrafią na nieco zafałszowany przekaz. Dosłownie.
Wojciech Sobczak