Płyty Recenzja

Mary Halvorson – Amaryllis & Belladonna

Obrazek tytułowy

Nonesuch, 2022

Pomimo pandemicznego lockdownu Mary Halvorson nie ograniczyła swojej aktywności, z konieczności przekierowując ją jedynie na inne tory. Zdaje się, że wskutek zamknięcia i ograniczeń w żaden sposób nie ucierpiała jej wciąż niespożyta energia. Doliczyłem się w ciągu zaledwie ostatnich dwóch lat, od 2020 roku, co najmniej 13 płyt (jeśli ktoś znajdzie jeszcze inne tytuły, chętnie je poznam), na których pojawia się Mary Halvorson – bądź w roli liderki, bądź sidewoman, włączając w to dwie omawiane tutaj. To wydane 13 maja 2022 roku Amaryllis & Belladonna – no właśnie, od razu pojawia się pierwsza trudność, jak o tym napisać – dwie oddzielne płyty czy jeden dwupłytowy album? Zwiastuny zapowiadały dwie płyty i tak też zostały wydane na platformach streamingowych oraz jako płyty kompaktowe. Niemniej, po pierwsze, wymieniane zawsze są łącznie, także na oficjalnej stronie Mary Halvorson, po drugie, w wersji winylowej ukazały się jako jeden podwójny album. Ponieważ jednak, pomimo tej samej szaty graficznej okładki i towarzyszącego gitarzystce na obydwu wydawnictwach kwartetu smyczkowego, płyty te istotnie różnią się między sobą, będę je omawiał dalej osobno, chociaż w jednym artykule.
Zasadniczym zespołem grającym we wszystkich utworach płyty Amaryllis jest nowy sekstet. W latach 2008-2016 zespół Halvorson składał się z tych samych muzyków, powiększany był jedynie od tria aż do oktetu. W ostatnich latach zespół firmowany jej nazwiskiem zmienia się znacznie częściej, chociaż wciąż rozpoznajemy w składzie znane twarze sceny nowojorskiej, a także ze wcześniejszych zespołów gitarzystki.
Na trąbce gra Adam O’Farrill. Jego pochodzenie etniczne, korzenie meksykańskie, kubańskie, irlandzkie, afroamerykańskie oraz środkowoeuropejskie, oraz wychowanie i wykształcenie muzyczne w kulturach, z których pochodzą członkowie jego rodziny, przekłada się na wielostronne możliwości wykonawcze. Zauważony został w 2013 roku, a sławę przyniósł mu udział w nagrodzonej płycie Rudresha Mahanthappy Bird Calls z 2015 roku. W 2019 roku krytycy pisma DownBeat przyznali mu pierwsze miejsce w kategorii najbardziej obiecującego trębacza jazzowego. Mogliśmy go też usłyszeć w zespole Halvorson w 2020 roku na albumie Artlessly Falling. Jacob Garchik – w tej samej ankiecie, w 2018 roku, otrzymał tytuł najbardziej obiecującego puzonisty. Na swoim koncie ma już udział m.in. w nonecie Lee Konitza i zespole dętym Henry’ego Threadgilla. Możemy go również pamiętać z septetu i oktetu Mary Halvorson z płyt Illusionary Sea z 2013 i Away With You z 2016 roku.
Wibrafonistka Patricia Brennan pochodzi z Meksyku, ale od wielu już lat działa, podobnie jak sama Mary Halvorson i pozostali muzycy sekstetu, w Nowym Jorku. Bardzo mocnym akcentem nowego zespołu Halvorson jest basista Nick Dunston, pomimo młodego wieku dobrze już ograny z wiodącymi muzykami awangardy wschodniego wybrzeża, m.in. z Markiem Ribotem, Chesem Smithem, Ingrid Laubrock, Tyshawnem Soreyem czy Vijayem Iyerem. Ponadto dał się poznać w ostatnich latach w licznych eksperymentalnych projektach wykorzystujących współczesne możliwości techniki cyfrowej. A jednak, jak się możemy przekonać z płyty Amaryllis¸ jest basistą o znacznej wrażliwości, świetnej technice i pełnym, soczystym dźwięku, w znaczący sposób wzbogacającym brzmienie całej płyty. Myślę, że bębniarz Tomas Fujiwara jest już bardzo dobrze znany czytelnikom JazzPRESSu i miłośnikom zarówno samej Mary Halvorson, z którą występuje i nagrywa w niezliczonych kombinacjach, jak i całej charakterystycznej muzyki powstającej w ostatnich latach w Nowym Jorku.
Płyta Amaryllis skomponowana jest jako sześcioczęściowa suita. Jej części są wyraźnie od siebie oddzielone i bronią się jako samodzielne utwory. Całość jest, jak zwykle u Halvorson, całkowicie oryginalna i nowatorska. Artystka wciąż nie przestaje zdumiewać swoją inwencją. Suitę otwiera dynamiczny, pulsujący utwór Night Shift, pomimo złożonej struktury porywający i od razu zachęcający do przesłuchania całości. Kolejny Anesthesia, po dwuminutowym kroczącym wstępie przypominającym muzykę albumów nagranych przez poprzedni zespół Halvorson – Code Girl, przechodzi w sonorystyczną, migotliwą, wymagającą kompozycję, wyraźnie wskazującą na wciąż silne związki kompozytorki z jej pierwszym mistrzem i mentorem Anthonym Braxtonem. Dalej wybrzmiewa ponownie wartki utwór tytułowy ze znakomitym intro i pulsem basisty oraz porywającym solo O’Farilla.
W pozostałych trzech kompozycjach płyty do sekstetu dołącza kwartet smyczkowy Mivos, specjalizujący się przede wszystkim w wykonywaniu muzyki współczesnej. W sumie dziesięcioosobowy skład połączonego zespołu jest największym spośród tych, na które Mary Halvorson komponowała, a jednak poradziła sobie z tym zadaniem znakomicie. Side Effect, z minimalistycznym wstępem kwartetu i z następującymi potem popisami Nicka Dunstona i Jacoba Garchika, jest równie świetny jak otwarcie płyty i stanowi kolejny naprawdę mocny akcent suity. Eteryczny, mglisty wstęp kwartetu w kolejnej części, Hoodwink, prowadzi do kolejnej kompozycji sięgającej do stylu wypracowanego podczas działalności Code Girl. Zamykający suitę 892 Teeth jest utworem najbardziej skłaniającym się ku tradycji, przede wszystkim The Modern Jazz Quartet i jego twórczości z okresu trzeciego nurtu. Chociaż nie mam najmniejszych wątpliwości, że każdy słuchacz będzie miał własne skojarzenia i że zarówno zamykająca tę płytę kompozycja, jak i wszystkie pozostałe mogą nawet po trosze przypominać swoim brzmieniem muzykę filmową, ale o wiele bardziej złożoną i wymagającą.
Sama Halvorson świadomie pozostaje nieco w cieniu zespołu i na pewno nie jest liderem wykorzystującym zespół jako tło do ekspozycji swojego ego. Jej gitara „czuwa nad całością”, jej pojedyncze solówki są jak zawsze wyszukane i kunsztowne, a przy tym krótkie, co umożliwia również innym członkom zespołu pozostanie na pierwszym planie.
Druga płyta, Belladonna, to zestaw pięciu starannych, rozbudowanych kompozycji na kwartet smyczkowy. Na tle kwartetu Mivos Mary Halvorson improwizuje na gitarze. Całość oparta jest na pomyśle znanym z przeszłości, z dokonań chociażby Kenny’ego Burrella i Wesa Montgomery’ego, ale tym razem powrócił on w zaawansowanej o całe dekady, patrzącej daleko w przyszłość, nowoczesnej i awangardowej formie. Po raz pierwszy Mary Halvorson daje się poznać ze strony swojej niezwykłej erudycji, nie tylko na terytorium muzyki jazzowej, do czego zdążyła nas już przyzwyczaić, ale także i w obszarze zaliczanym do muzyki klasycznej. Już w pierwszej kompozycji Nodding Yellow słychać echa Béli Bartóka czy Maurice’a Ravela. A na całej płycie daje się usłyszeć odniesienia do chociażby takich kompozytorów jak Mozart czy Haydn, a nawet największego w historii twórcy komponującego na kwartet smyczkowy, jakim był Franz Schubert.
Kolejną kompozycją, powolną, o urzekającej urodzie, jest Moonburn. Najbardziej znane, charakterystyczne dla stylu Mary Halvorson dysonanse słychać w kolejnym utworze Flying Song. Liryzmem urzeka następująca po nim kompozycją Haunted Head. Całą płytę zamyka swoistą klamrą tytułowa Belladonna, podobnie bartókowska w strukturze jak pierwszy utwór płyty.
Obie płyty swoją oryginalnością, po raz kolejny już w przypadku Halvorson, zaskoczą nawet najbardziej wymagających i wyrobionych słuchaczy. A zarazem nie brak w nich porywających fragmentów, które z powodzeniem nagradzają pewien wysiłek włożony w poznanie tego wymagającego, a zarazem urzekającego wydawnictwa.

Cezary Ścibiorski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO