(Gusstaff Records / Don’t Sit on My Vinyl!, 2024)
Ostatnią częścią już docenionej, wydawniczej trylogii Patryka Zakrockiego z ostatnich miesięcy, po której gitarzysta planuje udać się na zasłużony odpoczynek, jest trzeci album Polskiego Piachu zatytułowany Anomalia. Materiał ten, pełen przestrzeni i skromnej elegancji, utwierdza w nabytym już wcześniej przekonaniu, że działające od 2019 roku trio jest obecnie najciekawszym zespołem bluesowym w tym kraju, choć są tacy, którzy na to stwierdzenie mogą się obrazić.
Wyjątkowość Polskiego Piachu, na tle sceny rodzimego bluesa, polega na tym, że to zespół, który naprawdę sięga do korzeni gatunku, odrzucając wszechobecne w nim współcześnie tanie efekciarstwo zaczerpniętych z estradowego rocka gitarowych solówek oraz wyświechtaną, romantyczną pozę podstarzałego bluesmana, któremu „w życiu nic nie wyszło” i którego nie opuściła już tylko butelka whiskey. Twórczość Zakrockiego, Piotra Mełecha (klarnet basowy) i Piotra Domagalskiego (basetla) przypomina o kontemplacyjnym pochodzeniu tej muzyki, o jej duchowej szczerości i emocjonalnej prostocie. Stąd właśnie narracyjna, impresyjna, medytacyjna wręcz forma, która charakteryzuje Zakrockiego od samego początku jego zainteresowania bluesem. Wcześniej łączył go z ciepłem wygrzanego w słońcu piasku Sahary (Południe, 2021) i wieczorną melancholią słowiańszczyzny (Północ, 2022), natomiast Anomalia wydaje się najbardziej surową i oszczędną interpretacją rytmów pochodzących z Missisipi, a przy tym najbardziej demokratyczną wizją całego zespołu.
Lider jako gitarzysta nigdy nie był najbardziej sprawnym improwizatorem pod względem technik preparacji i wykręcania brzmień, ale jego przewaga tkwi w wysoko rozwiniętym zmyśle narracyjnym. Aspekt ten zdecydował o sukcesie jego zeszłorocznej płyty Tales for Solo Guitar (recenzja: JazzPRESS 1-2/2024). Anomalia oczywiście z tych patentów bardzo wyraźnie korzysta, z tą tylko różnicą, że materiał w całości nagranoakustycznie. Samo brzmienie kompozycji jest przez to jaśniejsze, bardziej świetliste, choć niepozbawione tęsknej, chwilami nieco pochmurnej nuty. Najbardziej surowe w tym zestawie wydają się miniatury, takie jak rozedrgane Suspicious Clouds czy ponury November Brain.
Bartosz Chmielewski dwa lata temu pisał na łamach Dwutygodnika o drugiej płycie, poruszającego się również po terytoriach transu (jednak bardziej post-rockowych czy, jak woli zespół, soul-noise’owych), Titanic Sea Moon, że ich artystyczna propozycja to „podróże bez przygód”. Trudno tego nie odnieść do zawartości Anomalii. Muzycy zdają się bowiem medytować nad pewnym nastrojem, pragnąc uchwycić jego istotę i skupiając się na wspólnym jego przeżywaniu, ujawniając tym samym pokrewieństwo z muzyką filmową. Wspaniałym tego przykładem jest The Third of Two z pięknym rzężeniem basetli, zapętlonym motywem granym przez Mełecha i pozostającą nieco na uboczu gitarą. To bez wątpienia muzyka drogi, która sprawdziłaby się w produkcjach Jima Jarmuscha. Podobnie deszczowe Modern Fog i znakomity, kroczący z gracją Smoking Cat, któremu uroku dodaje wymruczana przez panów melodia, kojarząca się z bandą pogodzonych z losem włóczykijów, żywcem wyjętych z kinowego klasyka Poza prawem.
Przed Zakrockim stoi nie lada wyzwanie – po trzech świetnych płytach, które na różne sposoby próbowały ugryźć dość podobne do siebie pomysły, czas na refleksję nad kolejnym odświeżeniem formuły, by nie zacząć się niepotrzebnie powtarzać. Póki co cieszmy się, że istnieje w Polsce blues, którego można słuchać bez choćby odrobiny żenady.
Mateusz Sroczyński