Requiem Records / Lydian, 2022
Ostatnimi czasy atakują z regularnością automatu. Tatvamasi, po świetnym Haldur Bildur (recenzja w JazzPRESSie 1/2020), jeszcze lepszym The Third Ear Music (recenzja w JazzPRESSie 7/2021), na początku 2022 roku przybyło z kolejną nowiną, wypuszczając na świat Etad Vai Tad. Lubelska czwórka (Lesiak, Downar, Piątek, Redas) dostała wsparcie od Marty Grzywacz (fortepian, wokal) i Piotra Damasiewicza (trąbka, fortepian). W sumie nic nowego, bo Grzywacz i Damaś pojawili się już przecież na The Third Ear Music (robiąc tam zresztą piekielnie dobrą robotę), a Tatvamasi już chyba nawet zapomniało, jak nagrywa się płyty bez udziału gości (ale o tym później). I bardzo dobrze, bo zdecydowanie wychodzi im to na korzyść! Materiał, który słyszymy na Etad Vai Tad, został zarejestrowany 30 listopada 2019 roku w Szkole Muzycznej im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie.
Dzień później muzycy, w tej samej konstelacji i w tym samym miejscu, zagrali improwizowany set przed publicznością. Miałem szczęście być jej częścią. I chociaż teraz nie jestem w stanie przypomnieć sobie, na ile materiał nagrany dzień wcześniej miał momenty zbieżne z tym, który usłyszałem podczas koncertu (improwizowali, a więc zapewne nie miał), to szczerze mówiąc, nie ma to żadnego znaczenia, ważny jest natomiast fakt, że byłem bezpośrednim świadkiem stanu twórczej ekstazy muzyków, który przekuty został w Etad Vai Tad.
Sesję nagraniową z 30 listopada lider, Grzegorz Lesiak, na stronie internetowej zespołu wspomina tak: „Postanowiliśmy totalnie się otworzyć i nie planowaliśmy za wiele. Tym sposobem nagraliśmy w sumie około 150 minut muzyki na żywo. (…) Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tak progresywnej sesji nagraniowej. Miła i swobodna atmosfera. Kreatywność. Pełna otwartość. Pierogi i bimber. To było to i takie rzeczy chcę robić”. Ze 150 minut muzyki na album trafiło niespełna 45, które „ubrano” w sześć utworów. Nie będę recenzował płyty kawałek po kawałku, bo do dzieła trzeba podejść nie wyrywkowo, a holistycznie.
Pełna improwizacja, ale w wydaniu Tatvamasi i gości przeniknięta koncepcją, zmysłem i świadomością. Zaczyna się dźwiękami gitary Lesiaka. Jej surowe, psychodeliczne brzmienie czyni wyłom w regule, jaką jest moja niechęć do gitary w jazzie (nie znoszę jej cukierkowej liryczności i słodyczy, która niestety dominuje w gatunku). Za chwilę włączają się goście. Robi się jakoś tak pierwotnie. „Pokrzywiona” artykulacja Grzywacz (szeptucha?) i sound Damasia sprawiają, że przenoszę się gdzieś w… rejony Polski pogańskiej (cóż zrobić). Karuzela przyśpiesza, następuje złamanie dotychczasowej konwencji, pojawia się Piątek na saksofonie, są efekty.
Im dalej, tym przed nami otwiera się więcej kolejnych pól do interpretacji. Muzycy rzadko galopują, stawiają na wzajemne intuicyjne „macanko” (np. Damaś vs. Piątek), na sonorystykę, każą nam delektować się dźwiękiem, wsłuchać się w dźwięku „słowa”. Nawet jeśli jest przyśpieszenie, to tylko po to, by za chwilę wcisnąć ręczny, ostro wyhamować i rzucić nas w stockhausenowsko-peyotlowe klimaty. Ergo: Tatvamasi jest obecnie najciekawszą formacją na polskiej scenie (około)jazzowej. I piszę tę śmiałą tezę ze świadomością wagi słów.
Chociaż „formacja” nie jest do końca właściwym określeniem, sugeruje przecież strukturę zamkniętą, a Tatvamasi to otwartość – na style, nurty i przede wszystkim ludzi. Emanacją takiego podejścia są improwizowane cykle Muzyki Ucha Trzeciego z catami improwizacji w roli gości (m.in. Trzaska, Vandermark, Küchen). Na rewersie albumu Etad Vai Tad skład został wymieniony bez zwyczajowego podziału na „rdzeń” i gości. Można więc odnieść wrażenie, że Piotr Damasiewicz i Marta Grzywacz dołączyli do Tatvamasi na stałe. A może to nie wrażenie? Któż ich wie. To bardziej zjawisko niż zespół – polski kontynuator amerykańskiej tradycji jazzu loftowego z jego niczym nieskrępowaną twórczą kreatywnością.
Żeby nie być tak totalnie bałwochwalczym – jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to jednej rzeczy mi brakuje. Otóż lider Tatvamasi Grzegorz Lesiak, wspomagany przez basistę Łukasza Downara, popełnił tekst, w którym nakreślił przyczynowo-skutkową ideę Etad Vai Tad. Ideę zakorzenioną w religiach orientu i filozofii dźwięku (w angielskiej wersji można go przeczytać na stronie internetowej zespołu, a fragment przytoczyłem na początku). Jest to swoisty esej z filozoficznymi wstawkami, który powinien zostać dołączony do płyty, dopełniając warstwę muzyczną. Aczkolwiek decyzję o jego braku w pewnym sensie rozumiem. Tatvamasi nie chce dawać odbiorcom żadnych wskazówek i znaków co do interpretacji wygenerowanych dźwięków. Trop trzeba odnaleźć samemu i po swojemu, podążając własną ścieżką. Tylko wtedy dostaniemy szansę na odnalezienie znaczenia tytułowego Etad Vai Tad. I pomyśleć, że za tym wszystkim stały pierogi i bimber…
Michał Dybaczewski