Recenzja

Brad Mehldau - Ode

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - maj 2012 Autor: Adam Domagała

Brad Mehldau działa na jazzowej scenie już ponad dwadzieścia lat (biorę pod uwagę także aktywność przed autorskim debiutem w 1995 r.) i bardzo niewiele z tego czasu spędził na nicnierobieniu; pracował nawet wtedy, gdy u progu kariery leczył się z heroinowego nałogu. Wśród topowych jazzmanów z USA zawsze był jednym z tych, którzy koncertowali, komponowali i nagrywali najwięcej. W efekcie, w wieku zaledwie 42 lat dyskografię – autorską i jako sideman – ma długą, jak droga z Syracuse do Cheetaway, pianiści wszystkich krajów łączą się w kulcie jego dokonań, a należąca do koncernu Warner Bros. wytwórnia płytowa Nonesuch Records rozpieszcza go wręcz demonstracyjnie i częściej niż co pół roku pozwala publikować ma- teriały mniej lub bardziej premierowe – rzecz niespotykana w czasach, gdy konwencjonalna fonografia ma się jak chłop pańszczyźniany na przednówku.

Ma szczęśliwą rodzinę, finansowo plasuje się w czołówce najlepiej zarabiających jazzmanów świata (to są, oczywiście ciągle śmieszne kwoty, jeśli weźmie się pod uwagę dochody gwiazd showbiznesu, ale, pamiętajmy, mówimy o jazzie, a nie kolorowych wydmuszkach); a jednak, osiągnąwszy globalny sukces, pozostał artystą o smutnym obliczu. Nie uśmiecha się (na pewno nie publicznie), nie żartuje w wypowiedziach mówionych i pisanych, wszystko, co robi, robi ze śmiertelną – używam tego wyświechtanego słowa z premedytacją, pamiętając o fascynacji pianisty niemieckim romantyzmem – powagą. Najnowsza płyta Brada też nosi poważny, pełen namaszczenia tytuł: Ode. Choć zawiera jazz zdecydowanie wysokogatunkowy, jazz, by tak rzec, wagi ciężkiej, każe wierzyć, że jej autor poczucie humoru jednak posiada, a nawet, że od czasu do czasu śmieje się jak dzieciak.

Oda – jak naucza Słownik terminów literackich – to gatunek liryczny wzniosły i opiewający wielkie idee, ewentualnie wybitnych ludzi. Encyklo- pedia muzyki definiuje, że oda to forma zbliżona do kantaty i jako przykład podaje „Odę do radości” z IX Symfonii Beethovena. Brad, jako kompozytor i wykonawca, pozostając w rejonach emocjonalnych chłodów i intelektualnego napięcia, tych definicji nie wziął chyba jednak pod uwagę, bo Ode zawiera muzykę zaskakująco przyziemną, gęstą, zwartą i zupełnie niesłużącą metafizycznym lotom. Aczkolwiek można przyjąć, że każda z jedenastu nowych melodii, rozwiniętych w złożone zespołowe improwizacje, jest hołdem – odą właśnie – dla kogoś niezwykle dla Brada ważnego.

Ode to płyta z personalnym kluczem. Tematy – z nielicznymi wyjątkami – dedykowane są konkretnym ludziom. Czy kontekst wpły- wa na odbiór muzyki? Nawet jeśli przyjmiemy, że nie wpływa – mamy w końcu do czynienia z abstrakcyjnym i autonomicznym porządkiem dźwięków, a nie choćby najsprytniejszą programowością – Brad napisał na tę okazję stosowne wypracowanie, w którym wyjaśnia skąd się poszczególne tytułu wzięły i czyim (lub czego) są zobrazowaniem. Takich nieponurackich tekstów Brad do tej pory nie produkował, więc polecam, tym bardziej polecam.

„Napisałem te numery z myślą o moim trio – tłumaczy Brad, co przytaczam tu z grubsza i niedosłownie, bo esej jest, jak zwykle, dosyć długi. – Są nierozerwalnie związane z tym, co Larry Grenadier [basista] i Jeff Ballard [perku- sista] wnoszą do mojej muzyki, ze sposobem, w jaki wspólnie się wypowiadamy i jak wspólnie pracujemy nad rytmem, harmonią, aranżacją. W zespole stawiam na demokrację, nawet z elementem anarchii, a bycie liderem oznacza dla mnie po prostu dostarczenie materiału do improwizacji i ustalenie programu. W ostateczności, kiedy słyszę, że coś idzie w ewidentnie złym kierunku, mogę uderzyć pięścią w stół – ale raczej tego unikam, bo skąd mam mieć pewność, że właśnie ja mam rację? Może po prostu nie wszystko rozumiem?”

Brad zdobył się na nieczęstą dla siebie zwięzłość: Ode to tylko jeden kompakt, co wobec szeregu podwójnych albumów z nieodległej przeszłości jest pewną niespodzianką. Choć muzyki ciągle jest dużo, 75 minut w takim porządku:

1. „M.B.” to wspomnienie nieodżałowanego Michaela Breckera. Brad muzykował z saksofonistą krótko przed jego przedwczesną śmiercią. Tę współpracę określa jako „błogosławieństwo”, wspomina o wielkim wpływie, jaki Brecker wywarł na niego w młodości: „Może trudno to uchwycić, ale starałem się zawrzeć ducha jego muzyki w harmonii melodii, konturach, stosunkowo wysokiej temperaturze wykonania”.

2. Tytułowy utwór „Ode” jest – jak to określa Brad – „odą do ody”. Słychać w nim ten uwodzicielski, romantyczny, skupiony na pięknej melodii element, którym tak hojnie pianista szafował na swoich wcześniejszych płytach; później, niestety, już nie, ale to przecież osobny temat.

3. „26” – jeden z dwóch utworów, których genezy trzeba się domyślić samemu, bo Brad na ten temat ani mru mru. Bardzo typowa dla tego tria kompozycja, zespół brzmi jak monolit, właściwie każdy tu gra niekończącą się solówkę, tyle że wszyscy w tym pozornym rozgardiaszu biegną w tę samą stronę i jest naprawdę git.

4. „Dream Sketch” – to efekt popołudniowej drzemki. „Pierwszy raz w życiu udało mi się uchwyć na jawie melodię, którą usłyszałem we śnie – pisze Brad. – Uszczęśliwiło mnie to na resztę dnia”. Utwór powolny i podniosły, sen był z tych istotnych.

5. „Bee Blues” to kolejny utwór, którego Brad nie tłumaczy słowami. Pogodny swing, nic skom- plikowanego, wesoły jak pszczółka w czerwcu.

6. „Twiggy” to oda do radości – dedykowana żonie pianisty Fluerine. Co ją łączy ze słynną, bardzo chudą modelką z lat 60? Może lekkość chodu, może wdzięk nie-do-opisania, może po prostu promienny uśmiech?

7. Bohaterem „Kurt Vibe” jest bliski kumpel Brada – Kurt Rosenwinkel. Kto zna muzykę tego gitarzysty, ten zrozumie kompozytorską aluzję: kawałek jest mroczny, niby oparty na prostym bluesowym schemacie, a jednak upiornie zagęszczony pod względem rytmicznym i harmonicznym. Nic dziwnego, że Kurt Rosenwinkel, sam podziwiany przez wielu artystów, pozostaje w cieniu jazzowych superstars. Twardy to orzech do zgryzienia nawet dla miłośników gatunku.

8. Łatwo wchodzi za to „Stan the Man” – rozpędzony be-bop „ku czci” Jeffa Ballarda. Per- kusista gra tu z energią Elvina Jonesa, czas na mięsiste solo ma też basista Larry Grenadier.

9. „Eulogy for George Hanson” – jest, jak sam tytuł wskazuje – mową pochwalną dla postaci granej przez Jacka Nicholsona w filmie „Easy Rider”. To smutny utwór, w zasadzie – swobodna impresja z ledwie uchwytną melodią i bez określonego rytmu, w swojej otwartej formie nieco free jazzowa, ale bardzo piękna, uwznioślająca. Brad powiada o niej: mistyczna. Nie za- przeczę.

10. „Aquaman” to powrót do dzieciństwa i wspomnień, które wiążą się z sobotnim oglądaniem kreskówek w TV – jednym z ich bohaterów był niejaki Aquaman, mający coś wspólnego z królestwem Atlantydy. W przeciwieństwie do Batmana czy Supermana jego sława jeszcze do Polski nie dotarła, więc wiem o nim tyle, co przeczytałem w wikipedii: że był smutny, a ludzie go nie lubili i nie rozumieli.

11. I na koniec moja ulubiona oda: „Days of Dilbert Delaney”. Brad napisał ją dla synka Da- miena. Prosta, momentalnie wpadająca w ucho melodia, emanacja radości i zachwytu światem, piosenkowy – ba! piknikowy nastrój. Takiego Brada nikt się chyba nie spodziewał, na ten powiew optymizmu z krainy cudownego ponuractwa warto było czekać.

P.S. Darowałem sobie w tym omówieniu truizmy o tym, że Brad to wspaniały wirtuoz, że jego partnerzy to coś więcej niż sekcja rytmiczna, że słychać tu magiczne i cudowne porozumienie. To przecież jasne, myślę, każdy, kto kolekcjonuje kolejne nagrania Brada, dobrze wie, jakiego poziomu kompozycji i wykonania się spodziewać. Sam uważam, że – jak na razie – najwspanialszym dokonaniem pianisty pozostaje płyta Songs, trzecia część cyklu The Art of the Trio, niedawno zresztą wznowionego w imponującym boksie. Ode polubiłem od pierwszego słuchania, słucham niemal codziennie, ale, mówiąc szczerze, to ciągle nie jest ten stan oszołomienia, na który czeka wierny fan.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - maj 2012, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO