Recenzja

Mazoll/Janicki/Janicki - Minimalover

Obrazek tytułowy

Recenzja - opublikowana w JazzPRESS - marzec 2012 Autor: Maciej Nowotny

Mazzoll, jeden z ojców założycieli yassu i legenda polskiej awangardy, nie lubi bardzo kiedy tak się o nim mówi. Lubi patrzeć w przyszłość, urodzony w 1968, ma przecież dopiero nieco ponad czterdziestkę. I oto wraca po sześciu latach od ostatniej płyty i zapowiada aż dwa albumy w tym roku, z których jako pierwszy ukazuje się Minimalover z premierą zaplanowaną na 1 marca 2012. Pod jednym względem na pewno może on służyć za wzór dla większości byle jak wydanych krążków na polskim rynku: ładna i korespondująca z zawartością okładka, a poza CD z muzyką, także DVD z zapisem koncertu. Po prostu perfekcja i więcej chciałbym widzieć tak wydanych płyt jazzowych!

Co do zawartości to jest ona dokładnie taka jakiej można się spodziewać po Mazzollu, który kilka jazzowych Bastylii już zdobył i dalej atakuje to, co w muzyce nowe, zaskakujące, niespotykane. Tym razem jest to wycieczka w świat minimalizmu, w ciekawy sposób zbieżna z tym co robi w tej chwili inny muzyk związany z tym środowi- skiem, czyli Rafal Gorzycki na równie oszczędnej płycie They Were P swej formacji o nazwie Ecstasy Project. Jeśli jeszcze Contemporary NOISE Sextet nagra płytę, której głównym aktorem będzie cisza, to stwierdzę, że wszystkim im coś rzuciło się na MÓZG. To żart. Ale nie bez kozery, bo wszyscy wyżej wspomniani muzycy blisko są kultowego bydgoskiego klubu o tej właśnie nazwie, a Minimalover został nawet nagrany podczas sesji w samym klubie z ojcem i synem Janickimi, którzy obecnie prowadzą tę zasłużoną dla kultury placówkę.

A jaka jest muzyka? Na pewno zaspokaja gusta takiego jak ja wielbiciela awangardy, bo Mazzoli i Janiccy wędrują ścieżką rzadziej wędrowaną. Jest to niewątpliwie jedna z najciekawszych płyt freeimprov jakie powstały w ostatnim czasie w polskim jazzie. Bardzo ważne, że nie przypomina niczego nie tylko u nas, ale i poza naszym krajem. Mazzollowi bowiem nie można zarzucić chęci kopiowania czegokolwiek czy kogokolwiek. Z drugiej strony trzeba powiedzieć jasno, że muza ta dość daleko lokuje się od smooth jazzu umilającego łyk porannej kawy czy jazdę windą do biura. Nie jest to muzyka łatwo wpadająca w ucho i nie sądzę, aby na Mazzola spadł teraz deszcz pochwał za wysiłek jaki włożył w nagranie tego materiału. Moim skromnym zdaniem jednak powinniśmy tej płycie okazać zainteresowanie, bo w zalewie polskiej produkcji, dobrej technicznie, lecz co najwyżej wiernie imitującej afroamerykański wzorzec, to co robi Mazzoll i Janiccy wyróżnia się oryginalnością i odwagą...

Autumn Rain; Blue Moon; Gypsy; Invitation; I Remember Italy; Laura; Morning Mist; This Is the Life; Woody’n You.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - marzec 2012, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

page27image11672

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO