Recenzja

John Zorn – Psychomagia

Obrazek tytułowy

Recenzja opublikowana w JazzPRESS - maj 2014 Autor: Urszula Orczyk

Tytuł jednej z ostatnich płyt sygnowanych nazwiskiem Johna Zorna, a wydanej w lutym tego roku, brzmi Psychomagia. Nieprzypadkowo. Otóż inspiracją dla tego niezwykle płodnego kompozytora byli XVI-wieczny filozof Giordano Bruno i współczesny artysta Alejandro Jodorowsky.

Najważniejszym dziełem tego ostatniego jest psychomagia, przedstawiająca system terapeutyczny posługujący się siłą wyobraźni. Jest to magia pozbawiona przesądów (Jodorowsky inspirował się m.in. medytacją, snami, alchemią) odrzucająca wszelkie dogmaty, wychodząc z założenia, że tylko my sami możemy pisać swoje życie.

John Zorn również dogmatów w twórczości nie uznaje. Wyobraźnia, oryginalność, mistycyzm, łamanie ustalonych zasad to walory, które sam – jak przyznaje w swoich wypowiedziach – ceni, toteż nic dziwnego, że zafascynowały go kontrowersyjne postacie Bruna i Jodorowsky’ego.

Synkretyzm już dawno stał się charakterystycznym wyznacznikiem muzycznych poszukiwań guru nowojorskich nonkonformistów jazzu. Nie inaczej jest w przypadku płyty Psychomagia. Zorn, jak wytrawny alchemik, umiejętnie dobiera i łączy różne gatunki i stylistyki w sensowną i interesującą układankę dziewięciu muzycznych opowieści.

Ewidentna zaleta tej płyty to jej zaskakująca spójność (to niewątpliwa zasługa Billa Laswella, który zmiksował cały materiał), mimo gatunkowej niejednorodności. Odnajdziemy tu bowiem jazz rock, heavy rock, noise, przywołujące intensywne i potężne brzmienia tematów z Moonchild, PainKiller czy Naked City, a z drugiej strony subtelne melodie pokrewne klimatom z „The Dreamers”.

W rozpoczynającej album „Metapsychomagii” słyszymy motywy rodem ze spaghetti westernów. Z tła umiejętnie kontrolowanego noise’u wyłania się dominująca progresywna partia gitary, w sugestywny sposób zdając się opowiadać historię o samotnym mścicielu z filmu drogi. Zmiany tempa, miejscami kakofoniczny, lecz nieirytujący noise, a nawet ślady melodii klezmerskich budują ciekawy kompozycyjnie utwór, nie pozwalając słuchaczowi na nudę. Wrażenie wizualności muzyki zawartej na tej płycie zostaje już do końca. Najwyraźniej bogate doświadczenie kompozytora jako autora muzyki filmowej od- ciska swój ślad. „Secred Emblems”, następny na liście, jest melodyjnym przyjemnym kawałkiem o lekko folkowym zabarwieniu. Natomiast „Circe” mogłoby z powodzeniem znaleźć się w repertuarze jakiegoś bandu spod znaku ciężkiego brzmienia. Ta heavy rockowa kompozycja z domieszką noise’u w gitarowych improwizacjach, świetnymi bębnami i mocną linią basu wywiera wrażenie. „Squaring the Circle” to kolejny ciekawy i wielowątkowy utwór – zgiełkliwy krótki wstęp, melodyjna partia gitary i wyraźne nawiązanie do muzyki fusion w zróżnicowanych podziałach rytmicznych. W najkrótszym na płycie „Celestrial Mechanism” słychać jazzrockowe inklinacje, ponownie noise’owe gitary i... znów subtelne elementy odwołań do melodii klezmerskich.

Drugi najdłuższy numer na płycie –„Evocation of the Triumphant Beast”, rozwijajając się gradacyjnie (tytuł zobowiązuje) osiąga swój climax w progresywnie brzmiącym solo gitarowym; można tu również zauważyć elementy psychodelii. „Four Rivers” – kolejny złożony rytmicznie utwór, w którym progresywny początek stopniowo transformuje w noise’owo-metalowe fusion. „Nameless God” – subtelny, melodyjny temat z dialogiem dwóch gitar i szczególnie wyróżniającą się linią basu. A w zamykającym album „Anima Mundi” znów powraca łagodna kaskada oniryczno-kontemplacyjnych dźwięków w klimacie „The Dreamers”.

Ten udany efekt gatunkowej syntezy uzyskał kwartet znakomitych instrumentalistów, znany już z płyty Abraxas (Zornowska seria Book of Angels), w składzie Aram Bajakian – gitara, Eyal Maoz – gitara, Shanir Ezra Blumenkranz – gitara basowa, Kenny Grohowski – perkusja. Gitary Bajakiana i Maoza doskonale uzupełniają się, nadając kształt kolejnym muzycznym opowieściom, natomiast sekcja Blumenkranz-Grohowski tworzy do nich równie wyraziste tło.

Zwolennicy nie tylko twórczości Johna Zorna, ale także fani muzycznego eklektyzmu, ciekawi wyników międzygatunkowych romansów i niemający w sobie sprzeciwu wobec około jazzowych eksperymentów powinni sięgnąć po to wydawnictwo. Jest to bez wątpienia zasługująca na uwagę udana i nietuzinkowa płyta.

Artykuł pochodzi z JazzPRESS - maj 2014, pobierz bezpłatny miesięcznik >>

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO