Recenzja

Anouar Brahem - Blue Maqams

Obrazek tytułowy

Wydana prawie dwadzieścia lat temu płyta Anouara Brahema Thimar z udziałem Johna Surmana i Dave’a Hollanda jest moją ulubioną w dyskografii tunezyjskiego wirtuoza oudu. Uważam ją także za jedną z najlepszych płyt, jakie w ogóle dane mi było w życiu poznać. Dlatego zawsze uważnie wsłuchuję się w kolejne projekty Brahema. Blue Maqams zelektryzowała mnie z kilku powodów jeszcze przed ukazaniem się na rynku.

Po pierwsze z racji kolejnego spotkania Brahema z Hollandem. Obu panów łączy długa współpraca studyjna i koncertowa, datowana od wspomnianego już albumu Thimar (1998). Po drugie z tytułu zaproszenia do nagrań dwóch innych, niezwykle ciekawych muzyków. Jack DeJohnette – muzyk instytucja, z Brahemem nagrywał po raz pierwszy, ale już z Hollandem spotykali się niejednokrotnie, począwszy od współpracy z Milesem Davisem. Django Bates zadebiutował pod szyldem ECM w listopadzie tego roku, a siłą sprawczą jego udziału w tej sesji był Manfred Eicher.

Brahem, który sam czuje się oddany tradycyjnej muzyce arabskiej, z jazzmanami współpracował już wielokrotnie. Teraz jednak po raz pierwszy skonfrontował się z jednym z najbardziej klasycznych składów jazzowych. Dialog oudu z fortepianem, wsparty jazzową sekcją rytmiczną – taki był pomysł na Blue Maqams. Kompozycje na najnowszy album napisał Brahem w latach 2011-17, z wyjątkiem dwóch utworów z lat dziewięćdziesiątych: Bom Dia Rio i Bahia (ten drugi pojawił się już na jednej z wcześniejszych płyt tunezyjskiego mistrza). Mariaż jazzu z arabską klasyką (tytułowy makam to wzorzec melodyczny w tradycyjnej muzyce arabskiej, a dlaczego jest on „w kolorze blue” nietrudno się chyba domyślić) wyszedł tutaj perfekcyjnie.

Pomiędzy Brahemem, a Batesem zaiskrzyło już podczas sesji, a jej wynik jest wręcz rewelacyjny. W rozpoczynającym płytę Opening Day fortepian pojawia się dopiero w trzeciej minucie nagrania, włączając się w narrację genialnie w swej subtelności, zwiastując wyjątkowe chwile. Zachwyca również Bates duetami z Brahemem w La Passante i La Nuit oraz długimi introdukcjami w tym samym La Nuit i The Recovered Road To Al-Sham.

DeJohnette operuje w większości nagrań talerzami jako pierwszym głosem perkusyjnym, a wraz z Hollandem tworzy jazzowy pierwiastek tego przedsięwzięcia. Ostatnie dwie i pół minuty wspomnianego już The Recovered Road To Al-Sham to majstersztyk w wykonaniu obu muzyków. Dave Holland zapisuje się w pamięci także wiodącą rolą i kapitalną solówką w Bom Dia Rio. Wspaniała, emocjonująca i poruszająca płyta. Mistrzowie w najwyższej formie.

autor: Krzysztof Komorek

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 12/2017

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO