Recenzja

Marius Neset – Circle of Chimes

Obrazek tytułowy

Circle of Chimes jest szóstą płytą Mariusa Neseta w roli lidera. 33-letni Norweg został już okrzyknięty jedną z najjaśniejszych gwiazd europejskiego jazzu, saksofonistą o wielkim temperamencie, świetnej technice gry i oryginalnych pomysłach kompozytorskich. Za jego reputacją stoi zresztą współpraca z wieloma znakomitymi muzykami – takimi jak Django Bates, Anton Eger, Lars Danielsson czy Adam Bałdych – oraz liczne projekty solowe.

Kompozycje na Circle of Chimes mają, zdaniem Neseta, wyjątkowo osobisty charakter, są pełne melancholii i nowych, nieoczywistych inspiracji. Zapowiada to już pierwszy utwór na płycie, Satellite. Rozbrzmiewające od pierwszych chwil utworu dzwony, z czasem stają się tłem do gry wiolonczelisty Andreasa Brantelida, a następnie całej grupy muzyków występujących na płycie. Mamy tu zresztą, na wzór tytułowych dzwonów, ogromną różnorodność brzmień. Poza saksofonem lidera oraz wspomnianą wiolonczelą na płycie usłyszymy także flety, na których Nesetowi towarzyszy jego siostra Ingrid, gitarę i wokal Lionela Loueke, fortepian Ivo Neame’a, wibrafon i marimbę Jima Harta, kontrabas Pettera Eldha oraz pełną pomysłu grę na perkusji Antona Egera.

Pozostałe kompozycje są utrzymane w nastroju na pograniczu zadumy i energii. Nostalgia, którą zapowiada Neset, zazwyczaj nie trwa długo i – tak jak w kompozycji A New Resolution – szybko przeradza się w zawadiacką zabawę z rytmem i słodko-gorzką melodią. Sporo tu funkującej gitary i nieoczywistych zwrotów akcji, jak zamykający utwór scat pochodzącego z Beninu Lionela Loueke. Pełny energii jest również Sirens of Cologne, z mocną partią wibrafonu i tematem granym w zaskakująco dobrze brzmiącym duecie Marius i Ingrid Neset. Rodzeństwo rzeczywiście zdaje się doskonale ze sobą porozumiewać, bo grają z niesamowitym wyczuciem pulsu i dużą precyzją.

Chwilę zatrzymania daje kołysankowy The Silent Room, który momentami przypomina motywy rodem z Angelo Badalamentiego. Szczególnie interesujący jest natomiast kolejny utwór o tytule 1994. Kompozycja o ostinatowym punkcie wyjścia, odnoszącym się być może do twórczości Steve’a Reicha, ulega różnorodnym przekształceniom i zawirowaniom. Muzycy utrzymują wewnętrzną motorykę i pełne energii napięcie przez całą niemal dwunastominutową kompozycję, co robi spore wrażenie!

Zamykające album Eclipse to coda do początkowego Satellite. Znów mamy łagodniejsze brzmienia, głos, delikatne uderzenia w struny gitary, dzwony i... ciszę. Przyjemne zakończenie płyty, po wysłuchaniu której ma się wrażenie, że wspólnie z liderem, dzięki towarzyszącym mu muzykom, odbyliśmy pewną podróż w czasoprzestrzeni. Pozostaję ponadto z miłym wrażeniem, że dużo jest jeszcze do odkrycia w świecie Circle of Chimes.

autor: Kasia Białorucka

Tekst ukazał się w magazynie JazzPRESS 02/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO