Recenzja

Film - Miles Davis: Birth of the Cool

Obrazek tytułowy

Fot. Beata Gralewska

"Miles Davis: Birth of the Cool" to kolejny film biograficzno- dokumentalny o Milesie Davisie, zrealizowany po 18 latach od pamiętnego "Miles Davis Story". Autorem scenariusza i reżyserem najnowszego obrazu jest Stanley Nelson, który dał się poznać w ostatnich latach jako autor cyklu filmów o aktywności politycznej Afroamerykanów.

Film jest mocno osadzony w konwencji amerykańskich filmów dokumentalnych tego typu i swoją formą przypomina niedawno oglądane w polskich kinach w ramach tego samego projektu "Blue Note Records: Beyond the Notes" i "Chasing Trane". Podobieństwa w sposobie realizacji nasuwają się szczególnie przy porównaniu "Miles Davis: Birth of the Cool" z filmem o Coltranie. W obydwu obrazach cytowane są wypowiedzi bohaterów czytane z offu przez współczesnego aktora. W obydwu wykorzystane są wypowiedzi muzyków współpracujących lub przyjaźniących się z głównym bohaterem. Niekiedy wywiady z tymi osobami kręcone są w identyczny sposób i ma się nieodparte wrażenie, że twórcy obydwu filmów korzystali z tych samych materiałów. Najbardziej rzuca się to w oczy w przypadku wypowiedzi, w obydwu filmach, Carlosa Santany i Jimmy’ego Heatha. Nie przysłania to wszakże w niczym faktu, że obydwa filmy bardzo dobrze się ogląda.

miles birth of the cool.jpg

Można zadać sobie pytanie, co kolejny dokumentalny film o Davisie może wnieść nowego? Atutem tego filmu jest jego wyraźne, bezpośrednie i brutalne przesłanie. Wiodącym wątkiem jest rasizm w Stanach Zjednoczonychi wpływ, jaki zjawisko to wywierało na Milesa Davisa. Szczególnie obszernie pokazany jest incydent, podczas którego Davis został brutalnie pobity przez białego policjanta w trakcie przerwy w swoim koncercie w nowojorskim klubie Birdland. Film pokazuje też segregację rasową w East St. Louis, gdzie Miles Davis spędził dzieciństwo.

Drugim dominującym tematem dokumentu jest ciemna strona charakteru Milesa i jednocześnie jego liryzm i wrażliwość, zawarte w muzyce, ale także potwierdzane przez osoby mające z nim do czynienia. Znaczącą rolę w filmie odgrywa żona Davisa – Frances Taylor. Opowiada o początkach ich uczucia, sile związku, także o wpływie, jaki wywarła na Davisa i jego muzykę. Wspomina jednak również o przerwaniu swojej znakomitej kariery tanecznej na żądanie męża, a także, niestety, o powtarzającej się przemocy domowej. W filmie głos zabierają też inne ważne osoby w pewnym okresie związane uczuciowo z Milesem Davisem, Juliette Gréco i Marguerite Cantú.

Istotne znaczenie ma pokazanie, jaką pozycję, zarówno artystyczną, jak i społeczną czy finansową, osiągnął Miles Davis i jakie miała ona znaczenie dla czarnoskórej społeczności Stanów Zjednoczonych. Szczególnie interesujące są wypowiedzi licznych osób mających bezpośrednie doświadczenie współpracy z Davisem. Słyszymy głosy między innymi Jimmy’ego Cobba, Wayne’a Shortera, Herbiego Hancocka, Rona Cartera, Marcusa Millera i Quincy’ego Jonesa. Pomimo że Miles Davis: Birth of the Cool jest kolejnym filmem dokumentalnym o Milesie Davisie, to jednak odwaga i bezkompromisowość w ukazaniu trudnych tematów, a także sprawna realizacja i bardzo dobry dźwięk, czynią z niego pozycję bardzo interesującą.

"Miles Davis: Birth of the Cool" reżyseria i scenariusz: Stanley Nelson,

Dystrybucja: MusiCine, w ramach cyklu KINO JAZZ, premiera: 2019 Autor recenzji: Cezary Ścibiorski

Tagi w artykule:

Powiązane artykuły

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO