Recenzja

Vadim Neselovskyi Trio – Get Up And Go

Obrazek tytułowy

Inspiracja. Słowo klucz. Kogo nigdy nie kusiło spytanie artysty o jej źródło? Kto nigdy nie próbował dojść do tego, co zawładnęło jego umysłem i co pokierowało jego dłońmi? No właśnie.Każdy z nas – recenzentów, słuchaczy, wielbicieli – choć raz musiał dać się ponieść podobnym rozmyślaniom. Ja również mam je na swoim koncie, choć w pierwszej kolejności najbardziej lubię mierzyć się z dziełem zupełnie „w ciemno”. Bez sprecyzowanych oczekiwań i bez nakreślonych kontekstów. Dopiero później, po kilku odsłuchach, spisaniu własnych odczuć i uporządkowaniu refleksji, siadam do researchu. Zadaję pytania.

Nie inaczej było w przypadku albumu Get Up And Go tria Vadima Neselovskyiego. Choć początkowo słuchałam go bardziej mimochodem, było w tej opowieści kilka miejsc, które kazały mi się zatrzymać i skupić tylko na nich, ale o tym za chwilę.

Na wydanej w minionym roku płycie, u boku wspomnianego już ukraińskiego pianisty, słyszymy izraelskiego perkusistę Ronena Itzika oraz amerykańskiego basistę Dana Loomisa. Ten międzynarodowy tercet wzbogaciła swoją gościnną obecnością portugalska wokalistka Sara Serpa. Doświadczeni, niesztampowi i intrygujący artyści.

Choć to nie cytujący prawosławną modlitwę Krai otwiera Get Up And Go, od niego chciałabym zacząć; on właśnie był jednym z pierwszych wspomnianych przed chwilą momentów. Kiedy poznałam historię powstania tego utworu, całość – wzruszająca i przejmująca już od samego początku – wywarła na mnie jeszcze większe wrażenie. Kiedy w czerwcu 2014 roku Neselovskyi i jego trio przybyli na festiwal Alfa Jazz, nie spodziewali się, że przyjdzie im tak radykalnie zmienić swoje koncertowe plany. Zaledwie kilka minut przed ich wejściem na scenę świat obiegła wiadomość o zestrzeleniu przez separatystów ukraińskiego samolotu wojskowego. Stając twarzą w twarz w obleczoną w tak nieprawdopodobnie świeżą żałobę widownią, Neselovskyi zaczął improwizować. Tak właśnie powstał Krai.

Jeśli tytułowy utwór wydał się komuś z was znajomy, spieszę z potwierdzeniem tej intuicji – Get Up And Go pierwotnie zostało bowiem zamieszczone na albumie Next Generation Gary’ego Burtona z 2005 roku, u którego boku występował Neselovskyi. Kompozycja ta, opowiadająca o niechcącym zrezygnować z walki rannym żołnierzu, podczas festiwalu Alfa Jazz wybrzmiała wyjątkowo mocno.

Nie w każdym z zawartych na tej płycie utworów odbijał się jednak mrok ówczesnych wydarzeń. Zarówno otwierająca ją kompozycja On a Bicycle, jak i San Felio to chwile przyjemnego wytchnienia. W On a Bicycle fortepian zdaje się być wszędzie – bardzo aktywny, żywy i wielobarwny; realizuje się zarówno w tworzeniu melodii, jak i pełnieniu funkcji rytmicznej. Ten inspirowany XX-wiecznym utworem Jewgienija Jewtuszenki kawałek to jedna z lżejszych i bardziej radosnych chwil tego albumu. San Felio to podróż w głąb jasnego brzmienia, podbijanego basem tematu, który prezentowany jest niemal w każdej możliwej formie. Wykorzystywany również podczas gry arco kontrabas jest tutaj niezastąpiony.

Podobnie rzecz się ma w Winter, kompozycji rozpoczynającej się lirycznym wstępem fortepianu, na którego tle pojawia się i buduje swoją grę Loomis. Panowie malują tu prawdziwe zimowe pejzaże, poczynając od gęstych, mrocznych śnieżyc, aż do delikatnych ornamentów ze szronu na okiennych szybach. Station Taiga warte jest wspomnienia głównie ze względu na obecność Serpy i jej eterycznej wokalizy, dodającej całości światła i lekkości.

Get Up And Go to jedna z najbardziej ludzkich historii, której przyszło mi wysłuchać. Chwilami trudna i chwytająca za serce, chwilami zaś przynosząca tak potrzebne nam wszystkim wytchnienie. Stale przejmująca. Stale prawdziwa. Coś pięknego.

autor: Marta Szostak

tekst ukazał się w JazzPRESS 02/2018

polecane

newsletter

Strona JazzPRESS wykorzystuje pliki cookies. Jeżeli nie wyrażasz zgody na wykorzystywanie plików cookies, możesz w każdej chwili zablokować je, korzystając z ustawień swojej przeglądarki internetowej.

Polityka cookies i klauzula informacyjna RODO