fot. Jarek Wierzbicki
Wszechstronnie muzykalna wokalistka z ujmującą lekkością i prezencję sceniczną. Na ostatnich autorskich płytach zgrabnie trawestuje, na swój sposób, tak odległe przestrzenie, jak Joni Mitchell (Back to the Garden), Radiohead (Radio-hedonistycznie) czy kompozycje do tekstów powstańczej poetki (Jestem przestrzeń). Starannie dobiera, zawsze świetnych współpracowników. Więcej o Monice w niedawnym wywiadzie na naszych łamach.
Monika Borzym o wyborze pięciu płyt: (...) To zadanie absolutnie potworne. Musiałam w sposób niemal losowy wyeliminować z tej listy bardzo, bardzo ważne dla mnie płyty, moje regulatory emocji. Proszę mnie zatem nie łapać w przyszłości za tę ubogą listę . Ale faktycznie muzyka słuchana tym właśnie dla mnie jest- regulatorem emocji i wszystkie wymienione tu przeze mnie płyty mają taką funkcję- są moimi terapeutami. Może poza Explorations Billa Evansa, która ma zwykle dodatkowe zadanie intelektualnego stymulanta.
(Opisy albumów: Redakcja)
1. Ella Fitzgerald And Louis Armstrong – Ella And Louis (1956)
Klasyk nad klasykami. Zdaniem wielu miłośników jazzu, duet Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga to najlepsze co przydarzyło się tej muzyce. Ona - ikona jazzowego wokalu; On - innowator i ambasador jazzu. Wieczorem 16 sierpnia 1956 roku, przed nagraniem tego albumu, oboje pojawili się na słynnym koncercie gwiazd obok m.in. Arta Tatuma i Oscara Petersona, utrwalonym na albumie Live At The Hollywood Bowl. Następnego dnia wraz z triem Oscara Petersona (fortepian), Herbem Ellisem (gitara), Rayem Brownem (bas) i Buddy Richim (perkusja) znaleźli się w studiu w Los Angeles i w jeden dzień, praktycznie bez prób, nagrali ten muzyczny klejnot. Album został wyprodukowany przez Normana Granza, legendarnego impresaria i człowieka odpowiedzialnego za wprowadzenie jazzu na „salony” i walkę z segregacją rasową w muzyce.
2. Carmen McRae - Bittersweet (1964)
Miłośnicy jazzu często mówią o „świętej trójcy” wokalistek: Billie Holiday, Ella Fitzgerald i Sarah Vaughan. Wielu jednak twierdzi, że ten panteon powinna uzupełniać Carmen McRae. W przeciwieństwie do wielkich koleżanek była również utalentowaną pianistką pozostającą do końca kariery pod urokiem Theloniousa Monka. Wokalnie jednak punkt odniesienia stanowiła dla niej Billie Holiday, którą poznała osobiście w wieku 17 lat. W ciągu swojej długiej i owocnej kariery Carmen McRae pracowała z największymi osobistościami jazzu. Uczestniczyła w projekcie „The Real Ambassadors” Dave'a Brubecka, występowała w duetach z Sammym Davisem Jr i kolejnym bohaterem dzieciństwa – Louisem Armstrongiem. Jako wokalistka Carmen McRae była ekspertem od rytmu, zręcznego frazowania i osobistych, słodko-gorzkich ballad. Żeby być ścisłym, posługiwała się ciemnym, enigmatycznym kontraltem o bardzo dużej skali. Dziś najbardziej znane kontralcistki to m.in. Sade, Beyoncé, Alicia Keys, Annie Lennox, Adele, Patti Smith i Amy Winehouse.
3. Alan Hampton - Moving Sidewalk (2011)
Alan Hampton to przede wszystkim poważny jazzowy basista. Pracował i komponował m.in. z Gretchen Parlato, Jamire Williamsem, Kendrickiem Scottem, Robertem Glasperem i Meshell Ndegeocello. Na albumie The Moving Sidewalk zadebiutował jako wokalista i autor tekstów. Płyta prezentuje zakres jego muzykalności i wszechstronności gatunkowej nabytej przez lata sesyjnego grania. Dostajemy dziesięć starannie skomponowanych piosenek płynących na obrzeżach wielu stylów i wpływów, od Paula Simona po Wayne'a Shortera.
4. Bill Evans - Explorations (1961)
Jeśli chcemy wyznaczyć punkt odniesienia dla tria jazzowego to powinniśmy uważnie posłuchać pierwszego wielkiego zespołu pianisty Billa Evansa ze Scottem LaFaro na basie i Paulem Motianem na perkusji. Explorations to ich pierwszy wspólny album, którym zrewolucjonizowali ideę tria w którym każdy instrumentalista ma swój „głos” w improwizacji. Właściwie zadekretowali pewien sposób myślenia i interakcji, który był twórczo eksplorowany przez kolejne wybitne trzyosobowe składy, choćby te dowodzone przez Keitha Jarretta, McCoya Tynera czy Brada Mehldau. Bill Evans był samotnikiem i indywidualistą. Przez głęboką niepewność jak ognia unikał kontaktu z publicznością. Był w historii jazzu jednym z najbardziej lirycznych i skupionych na grze pianistów. Pamiętajmy również, że będąc członkiem wielkiego sekstetu Milesa Davisa odegrał znaczącą rolę w powstaniu fundamentalnego albumu Kind of Blue.
5. Richard Strauss - Vier letzte Lieder